DZIEWCZYNA O KRUCHYM SERCU

Moje drugie spotkanie z Elżbietą Rodzeń! Po PRZYCIĄGANIU miałam zdecydowanie ochotę przeczytać coś jeszcze tej autorki, ale pewnie trochę by to potrwało, nim sięgnęłabym po jej kolejną książkę - gdyby nie Michalina z bloga k-siazkowyswiat.blogspot.com i jej zaproszenie do udziału w booktourze (którego regulamin znajduje się TUTAJ )Tym sposobem trafiła do mnie młodzieżówka w romansowych klimatach, o wdzięcznym tytule DZIEWCZYNA O KRUCHYM SERCU.

Kluczową postacią w DZIEWCZYNIE... wcale nie jest dziewczyna, tylko Janek, współczesny nastolatek z Zabrza, ujeżdżający na skuterze. Jak każdy inny chłopak w jego wieku, chodzi na imprezy, nie stroni od przygód z koleżankami, nie przebiera w słowach. Daleko mu do aniołka. Jednak ten sam Janek to także wzorowy uczeń, który udziela się jako wolontariusz w domu starców i śpiewa na nabożeństwach w kościele. Chłopak potulnie wypełnia też życzenia swego despotycznego ojca, organisty, któremu w domu nikt nie śmie się sprzeciwić. A plany ojca wobec Janka są konkretne: już od małego szkoli go na księdza. Do tego dochodzi jeszcze jedna ważna kwestia: zarówno Janek, jak i jego rodzeństwo, a także rodzice podejmują się pewnych tajemniczych misji. Właśnie w ramach jednej z nich Janek otrzymuje zadanie roztoczenia opieki nad swoją rówieśniczką, Ulą, która przez chorobę długo nie chodziła do szkoły i trzeba jej pomóc w nauce.

Chyba nie trudno się domyślić, że Ulę i jej korepetytora (i anioła stróża) połączy uczucie, choć początkowo nie pałają do siebie wzajemną sympatią. Ula długo wydaje się być zimna i nieprzyjemna. Jednak czas spędzony razem nad lekcjami sprawia, że poznają się bliżej, odkrywają swoje słabe strony (bo i Janek, ten chłopak idealny, też je ma), chcą sobie wzajemnie dopomóc i zaczyna między nimi kiełkować poważne uczucie. Jednak w przeciwieństwie do wielu innych par wśród swych rówieśników, nie mają oni zbyt wielkich widoków na wspólną przyszłość - a misja Janka jeszcze bardziej wszystko komplikuje. Czy los, wystawiając ich na wyjątkowe próby, pozwoli im jednak doświadczyć czegoś pięknego i unikalnego?

"- Zapomniałeś, że mam krótki termin przydatności do spożycia.
Uśmiechnąłem się.
- Nie wiesz, że to co prawdziwe i najwartościowsze, zawsze ma krótki termin do spożycia."

Po PRZYCIĄGANIU wiem już, że Elżbieta Rodzeń umie stworzyć ciekawe postacie i zbudować fabułę, która potrafi wciągnąć. Nie inaczej było i tym razem, choć czego jak czego, ale na pewno nie spodziewałam się, że znajdę w tej książce elementy fantastyki. Chodzi oczywiście o motyw tajemniczej misji do spełnienia, całkiem pomysłowo wpleciony w fabułę i powiązany z religią, co do którego przez dłuższy czas nie wiedziałam, jak się właściwie odnieść - bo nie miałam pojęcia, na ile może być realny. Pierwszy raz spotkałam się z takim tematem i do końca intrygowało mnie, jak autorka go ostatecznie rozwiąże. Fantastyka to, co prawda, not my cup of tea, ale akurat w tym przypadku pomysł okazał się trafiony i szczerze mnie zaciekawił.

Nie zawiodłam się  też, jeśli chodzi o bohaterów, choć tu muszę przyznać, że Janek zyskał znacznie więcej mojej sympatii niż Ula. Może dlatego, że miałam szansę poznać go znacznie lepiej w roli jedynego narratora? Książka napisana jest w formie dziennika, w którym chłopak niemal dzień po dniu relacjonuje wydarzenia od momentu, w którym w jego życiu pojawia się Ula. Poznajemy jego złożony charakter, w którym jest sporo zaskakujących sprzeczności. Poznajemy jego troski, radości i pasje, jesteśmy świadkami jego porażek, coraz bardziej ciążącej mu zależności od ojca. W porównaniu z Jankiem, Ula wydaje się dość bezbarwna,  i choć oczywiście w pewnym sensie wyjątkowo doświadczona przez los, zdaje się mieć wszystko podane jak na tacy. Gdyby nie choroba, miałaby życie mlekiem i miodem płynące. Ostatecznie więc, choć nie mogę powiedzieć, bym jej nie polubiła czy nie rozumiała, sercem byłam bardziej z Jankiem, spodziewając się na dodatek, jaką cenę przyjdzie mu zapłacić za swą miłość.

DZIEWCZYNA O KRUCHYM SERCU to książka, która, jak na młodzieżówkę z naszego rodzimego podwórka, właściwie niczym nie ustępuje zachodnim powieściom gatunku Young Adult, posiadając jednak zarówno ich zalety, jak i wady. Swoboda narracji sprawia, że książkę czyta się naprawdę lekko. Jej język jest prosty, młodzieżowy, łatwy w odbiorze. Z drugiej strony czasem trochę kuleje stylistycznie, dało się też odczuć pewien przerost formy nad treścią, trafiły się momenty, gdy fabuła nieco niepotrzebnie się dłużyła, a i wulgaryzmy chyba nie zawsze były koniecznie. Mimo tych niedociągnięć, małych niespójności, a także pewnej naiwności (strzeżcie się od dziś szpikulców do lodu! XD), fabuła, w której brak planu B, (jak zawsze) wciąga, dostarczając emocji i wzruszeń.
 
"Nawet okrutny los może czasem zrobić piękny prezent."

DZIEWCZYNA... okazała się lekturą całkiem udaną i dość zaskakującą - przede wszystkim dość rzadko spotykaną kombinacją klimatów młodzieżowych, odrobiny fantastycznych i religijnych. W przystępny sposób porusza również wiele ważnych kwestii, takich jak bolesne rodzinne konflikty, cierpienie w chorobie i jego sens czy wiara w Boga i przeznaczenie. Zaskoczeniem okazał się również finał, w którym nie zabrakło realizmu i emocji. Może jak na odrobinę ckliwą i naiwną młodzieżówkę, jest dość nietypowy i brutalny, ale książka dzięki niemu zdecydowanie zyskała. Na otarcie łez polecam na koniec posłuchać piosenki z PITCH PERFECT pt. WHEN I'M GONE, którą Janek śpiewa w jednym z ostatnich rozdziałów. Bardzo ładnie komponuje się z tematyką tej powieści, w pewien sposób ją domyka i niesie słodko-gorzką pociechę, której bardzo potrzeba, kiedy czyta się takie historie.

"Doskonała miłość usuwa lęk. To, co mi dałeś, było doskonałe, bo nigdy się przy tobie nie bałam..."


D Z I E W C Z Y N A   O   K R U C H Y M   S E R C U
ELŻBIETA RODZEŃ
WYDAWNICTWO ZYSK I S-KA
2016

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz