SERCE MEDUZY

P R E M I E R A
Czy wiecie, że meduzy to jedyne stworzenia, o których można właściwie powiedzieć, że są nieśmiertelne? Że nie tylko się starzeją, ale mogą też odmłodnieć? Ciekawe, prawda? Jak wyjaśnia Ali Benjamin w posłowiu swej książki, SERCE MEDUZY wyrosło poniekąd właśnie z jej fascynacji tymi tajemniczymi, bardzo niebezpiecznymi stworzeniami. Sięgając po tę powieść, która dziś ma swą polską premierę, rzeczywiście można dowiedzieć się mnóstwa ciekawych rzeczy na ich temat. Jednak SERCE MEDUZY to przede wszystkim poruszająca historia  pierwszej w życiu dotkliwej straty oraz następującej po niej nieuniknionej żałoby, doświadczanej przez zaledwie dwunastoletnią dziewczynkę.

"Niektóre serca biją tylko czterysta dwanaście milionów razy. Brzmi to jak wiele razy, lecz odpowiada jedynie dwunastu latom życia."

Zuza Swanson, mieszkająca z wychowującą ją mamą w małym miasteczku w Massachusetts, przeżywa właśnie wyjątkowo ciężkie chwile. Jej przyjaciółka Franny utopiła się w oceanie. Nie potrafiąc poradzić sobie z przytłaczającym ciężarem tego faktu, dziewczynka zamyka się w sobie i pewnego dnia po prostu przestaje się odzywać. Rodzice Zuzy są rozwiedzeni, jej starszy dorosły już brat Aaron mieszka ze swoim chłopakiem. Zuza regularnie widuje się z tatą, ma świetny kontakt z bratem i jego partnerem, może też liczyć na mamę. A jednak żadne z nich nie jest w stanie przebić tego muru milczenia, którym się otoczyła.

"Wszyscy myślą, że nie chcę z nikim rozmawiać. A to nie tak - po prostu chodzi o niewypełnianie świata słowami, których się w sobie nie ma. (...) I jest to lepsze niż rozmowy o niczym, których się ode mnie oczekuje."

Zuza milczy, ale jednocześnie, nie mogąc pogodzić się z tym, co się stało, uparcie szuka racjonalnej przyczyny nagłej śmierci przyjaciółki. Po szkolnej wycieczce do oceanarium popada w obsesję, podejrzewając, że Franny mogła paść ofiarą poparzenia przez meduzę i postanawia skonsultować swoją teorię z kimś, kto pomógłby jej ustalić prawdę. W tym celu w tajemnicy przed wszystkimi zaplanuje nawet podróż na drugi koniec świata, by spotkać się ze światowej sławy znawcą meduz. Co jednak tak naprawdę przyniosłoby jej ukojenie w cierpieniu, jakie przeżywa?

"Idiotyczne słowa bez znaczenia.
Idiotyczne słowa, które wypełniają zbyt wiele przestrzeni.
Idiotyczne słowa, przez które niekiedy na dobre kończą się przyjaźnie."

Książka Ali Benjamin przedstawia niezwykle trudną sytuację, w której żałoba po bliskiej osobie miesza się z głębokim poczuciem winy. Sytuację, z którą nie poradziłby sobie niejeden dorosły. Młodziutka bohaterka tym boleśniej odczuwa stratę, że dopatruje się źródła nieszczęścia w sobie samej. W obliczu tak niepodważalnych kwestii jak śmierć, przestaje mieć znaczenie fakt, że przyjaźń dziewczynek, trwająca od zerówki, pękła dużo wcześniej, w momencie, kiedy Franny zaczęła dojrzewać i szukać towarzystwa, które podzielało jej świeżo rozbudzoną fascynację chłopcami.



Fabuła powieści poprowadzona jest na dwa sposoby: jej bohaterka a równocześnie narratorka cofa się raz po raz z teraźniejszości do przeszłości, opowiadając nam historię swej przyjaźni z Franny. Jesteśmy świadkami, jak ta przyjaźń się kończy, cierpiąc wraz z Zuzą. Zuza z pewnością nie kwalifikuje się do wzorca typowej nastolatki, dlatego w pewnym momencie zaczyna wyraźnie odstawać od reszty gimnazjalnego towarzystwa, żyjąc jakby w własnym świecie. Jest bardzo inteligentna i lubi analizować wszystko pod kątem naukowym, stąd też liczne dane statystyczne, na które nieustannie się powołuje, traktując je po trosze jak życiowe wyznaczniki. Czytając tę książkę, nie odniosłam jednak ani przez moment wrażenia, że mam do czynienia z  irytująco przemądrzałą małolatą. Zuza mimo swej milkliwości od początku budzi ogromną sympatię, ma cudowny otwarty, chłonny umysł; fascynowało mnie, w jaki sposób postrzega otaczający nas świat, przytaczając wiele naukowych ciekawostek, o których większość z nas dorosłych nie ma bladego pojęcia. Przy tym to dziewczynka, która potrafi wyciągać wnioski i to przeważnie zdumiewające. Jej spostrzeżenia są odzwierciedleniem głębokich przemyśleń dziecka o wyjątkowej wrażliwości. Dziecka, które u progu dojrzewania zaznaje smaku pierwszej zdrady, goryczy, straty i niestety bólu z tym wszystkim związanego. Zuza jest jednak tak szlachetna, że nawet dobrze pamiętając, jak okrutnie została potraktowana przez swą przyjaciółkę, wielokrotnie akcentuje szczególną więź, jaka łączyła ją z Franny przez kilka lat, nie przekreśla przeszłości i w efekcie potrafi w pełni docenić ten cudowny, beztroski wspólny czas, jaki był im dany.

"Czy wiedziałaś, że światło z gwiazdy znajdującej się najbliżej nas dociera na ziemię po czterech latach? Oznacza to, że za każdym razem, gdy je widzimy - gdy oglądamy jakąś gwiazdę - tak naprawdę widzimy to, jak wyglądała ona w przeszłości. Te wszystkie migoczące świetlne punkciki, każda z gwiazd na niebie mogła się wypalić lata temu. Całe niebo mogłoby być już puste, a my nawet byśmy o tym nie wiedzieli."

SERCE MEDUZY mimo poważnych kwestii, jakie porusza, to książka, w której nie brak jasnych przebłysków nadziei i afirmacji życia, doprawionej odpowiednią dawką błyskotliwego, inteligentnego humoru. Historia Zuzy oczywiście zawiera w sobie spory ładunek smutku, ale niesie pozytywne, optymistyczne przesłanie, które ostatecznie pomaga nastoletniej bohaterce zaakceptować życie w całej jego pełni - łącznie ze śmiercią i przemijaniem; jak również fakt, że są na tym świecie sprawy, których ciągle jeszcze nie sposób wyjaśnić. I że między innymi na tym właśnie polega jego piękno - na tajemnicach, które być może kiedyś zostaną odkryte.


Adresowane do młodszych czytelników SERCE MEDUZY to pozycja z uniwersalnym, mądrym wydźwiękiem, na którą powinni zwrócić - i myślę, że na pewno zwrócą - szczególną uwagę także dorośli. To książka, z której ja sama również wyciągnęłam niemały pożytek i wnioski - że nie wspomnę o niezliczonych cytatach, które sobie wypisałam. Niewątpliwie byłaby z tej powieści znakomita szkolna lektura. Póki co, chodzą słuchy, że ma powstać jej filmowa adaptacja, i sądząc po sukcesach takich filmów jak Cudowny chłopak, można mieć chyba nadzieję, że na podstawie wzruszającego SERCA MEDUZY powstanie coś równie jak literacki pierwowzór wyjątkowego i na wskroś udanego.


S E R C E   M E D U Z Y
(THE THING ABOUT JELLYFISH)
ALI BENJAMIN
PRZEKŁAD: MARTA FABER
WYDAWNICTWO ZYSK I S-KA
2018

Za możliwość przeczytania książki i egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.

http://www.zysk.com.pl/

SŁOŃCE I JEJ KWIATY. THE SUN AND HER FLOWERS

P R Z E D P R E M I E R O W O
PREMIERA 28 LUTEGO

Nigdy dotąd nie byłam typem czytelnika, gustującego w poezji - kojarzyła mi się raczej z przymusem wkuwania na pamięć dzieł polskich romantyków w latach szkolnych, co bardziej zniechęcało niż zachęcało do bliższego zaprzyjaźnienia się z poezją jako gatunkiem literackim. Można by więc pomyśleć, że po tych traumatycznych doświadczeniach pewnie już nigdy nie będzie mi z nią po drodze. Jednak po tym jak niedawno przeczytałam tomik twórczości Anny Ciarkowskiej, a teraz z kolei trafiło w moje ręce niezwykłe wydanie wierszy Rupi Kaur, hinduskiej poetki osiadłej w Kanadzie, z zaskoczeniem stwierdzam, że poezja nie tylko jest w stanie do mnie trafić, ale również wywołać we mnie duże emocje. Czy można więc dziś tworzyć poezję, która spotka się nie tylko z życzliwym, ale i dużym zainteresowaniem nawet ze strony takiego poetyckiego laika jak ja? Przykład Rupi Kaur wskazuje na to, że jak najbardziej tak!

SŁOŃCE I JEJ KWIATY to drugi po nieznanym mi niestety jak dotąd tomiku MLEKO I MIÓD zbiór wierszy autorstwa tej poetki. Dzieli się na pięć rozdziałów wymownie zatytułowanych: więdnięcie, opadanie, zapuszczanie korzeni, wschodzenie i rozkwitanie. Każda z tych części nawiązuje do pewnego cyklu ludzkiej egzystencji.
"(...) pomyśl  o kwiatach które co roku
sadzisz w ogrodzie
nauczą cię
że ludzie też
muszą zwiędnąć
opaść
zapuścić korzenie
wzejść
by rozkwitnąć"
Autorka skupia się jednak szczególnie na losie kobiet w świecie zdominowanym przez mężczyzn, i to właśnie kobiece życiowe doświadczenia  i siłę przetrwania obrała za motyw przewodni. Zastanawia się na przykład nad istotą determinującej całe kobiece życie miłości, próbując uchwycić zarówno jej słodycz jak i gorycz. Wskazuje również na to jak silnie życie kobiety uwarunkowane jest kulturą, w której zostaje wychowana, i wybranym dla niej przeznaczeniem, jak życie hartuje ją przez lata, nie szczędząc ciężkich ciosów, często po drodze zabijając w niej poczucie własnej wartości czy nakazując wbrew sobie dostosować się do ustalonych kanonów piękna. Rupi Kaur z dużą czułością pochyla się także nad pełnym poświęcenia losem własnej matki, doceniając jej oddanie, okazując jej wdzięczność i szacunek. Ona sama zamierza bezkompromisowo czerpać z życia w pełni, również w imieniu swych zniewolonych nakazami kultury przodkiń. W wierszach poetki-imigrantki wyraźne są też imigranckie doświadczenia zarówno jej rodziców, jak i jej samej; poczucie alienacji w nowej ojczyźnie, próby asymilacji, a jednocześnie trzymanie się pamięci o swych kulturalnych korzeniach.

Jaka jest poezja Rupi Kaur? Z pewnością niekonwencjonalna, minimalistyczna, zróżnicowana - niektóre z wierszy składają się z dwóch wersów, inne zajmują całe strony. Pozbawiona w większości przypadków interpunkcji czy dużych liter, z tytułami wierszy przekornie przestawionymi na ich koniec. Wszystko to sprawia, że są one pozbawione poetyckiego zadęcia i niezwykle przystępne w odbiorze. Dodatkowego smaku dodają grafiki samej autorki, oddające charakter poszczególnych wierszy, przykuwające uwagę i skłaniające do wnikliwszej lektury, ale świadczące też o tym, że Rupi Kaur jest osobą wszechstronnie utalentowaną.
"co jest silniejsze
niż serce człowieka
które bez końca pęka
a wciąż żyje"


SŁOŃCE I JEJ KWIATY to starannie i pięknie wydany tomik, który, jeśli już się po niego sięgnie, nie da się bynajmniej obojętnie przekartkować i odłożyć. To poezja o kobietach i dla kobiet, której siła tkwi moim zdaniem w tym, że choć oszczędna w słowach, tętni życiem i emocjami oraz w bardzo bezpośredni sposób dotyka spraw bliskich każdej z nas. Miałam przy tym to szczęście, że otrzymałam egzemplarz dwujęzyczny, tj. po polsku i angielsku, co okazało się po prostu podwójną przyjemnością przy czytaniu. Polecam gorąco, bo ta niezwykła publikacja to jeden z dowodów na to, że poezja nowej generacji również może być pasjonująca i że warto się do niej przekonać.


S Ł O Ń C E   I   J E J   K W I A T Y
RUPI KAUR
PRZEKŁAD: ANNA GRALAK
WYDAWNICTWO OTWARTE
2018


Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Otwartemu

NIE OPUSZCZAJ MNIE


Po kilku lekturach lekkich i bardziej lub mniej przyjemnych nadeszła pora, by sięgnąć po książkę, która już od jakiegoś czasu czekała cierpliwie w kolejce do przeczytania. Nazwisko Kazuo Ishiguro kojarzyło mi się jak dotąd jedynie z ekranizacją jego powieści OKRUCHY DNIA. Ishiguro to również ubiegłoroczny laureat Nagrody Nobla, ale bynajmniej nie dlatego zwróciłam uwagę na inne dzieło tego autora pod tytułem NIE OPUSZCZAJ MNIE. Do sięgnięcia po tę powieść zachęca wyjątkowo obiecujący tajemniczy opis - który jednak nie uprzedza, że to chyba jedna z najbardziej przygnębiających książek świata. Książka, która zostawia po sobie taki mętlik, że dosłownie trudno się po niej pozbierać i przez kilka kolejnych dni ma się totalnego doła.

Akcja NIE OPUSZCZAJ MNIE toczy się w Anglii. Gdzieś na prowincji istnieje ośrodek wychowawczy o nazwie Hailsham, coś na wzór ekskluzywnej prywatnej szkoły. Jest to miejsce - jak się potem okazuje jedno z co najmniej kilku - niemal zupełnie odseparowane od świata zewnętrznego. Narratorką powieści, skonstruowanej na zasadzie retrospekcji,  jest jedna z wychowanic tego przybytku, dziewczyna o imieniu Kath. Wraca ona we wspomnieniach do czasów dorastania w Hailsham, gdzie zaprzyjaźniła się ze swoją rówieśniczką, Ruth. Ta więź, do której dołączy później pewien chłopiec, Tommy, zaważy później na życiu całej trójki.

Wszyscy wychowankowie Hailsham, jak wmawiają im ich nauczyciele, są absolutnie wyjątkowi. Szczególny nacisk w ich wychowaniu kładzie się na dbałość o ich zdrowie, udzielając przy tym mglistych informacji na temat ich edukacji; jednym słowem - mówi się im wszystko, a jednocześnie jakby nic. Oni sami też niespecjalnie wnikają w szczegóły. Lata spędzone w ośrodku wypełnia im nauka i zabawa, ale pozwala się im również swobodnie rozwijać artystyczne zainteresowania i talenty. W miarę, jak dorastają, budzi się w nich naturalne zainteresowanie seksem, co również nie jest w żaden sposób karcone czy tłumione, więc kiedy w wieku 16 lat opuszczają Hailsham, by uczyć się samodzielnego życia, często stanowią już pary. Tak właśnie dzieje się z Ruth i Tommy'm, choć niestety kosztem zakochanej w chłopcu Kathy. Sprawy zaczynają się komplikować, kiedy do głosu dochodzą ich prawdziwe uczucia i pragnienia.


NIE OPUSZCZAJ MNIE to historia, w której od początku mimo dziwnie wyciszonej atmosfery panuje wyraźne napięcie. I nie chodzi tu bynajmniej o jakąś tajemnicę do rozwikłania, bo takowej nie ma. Prawdę poznajemy szybko, i to w najbardziej bezpośredni ze sposobów. Odtąd jednak, niczym trucizna, wsącza się w tę opowieść coraz silniejszy niepokój, bo rzeczywistość, w której tkwią Kathy, Ruth i Tommy, w normalnym ludzkim odruchu budzi po prostu kategoryczny sprzeciw. Przy czym oni sami zachowują się kompletnie nieadekwatnie do sytuacji i wydają się tak irracjonalnie spokojni, że aż chce się na nich krzyczeć, by przestali być tacy bierni, podważyli w jakiś sposób wszystko to, w co nauczono ich wierzyć, zrobili z tym coś, cokolwiek!

Jak widać, emocji mi nie brakowało, nawet jeśli NIE OPUSZCZAJ MNIE okazała się lekturą dość trudną do przebrnięcia. Nie czytałam jak dotąd żadnej innej książki tego autora, więc nie wiem, czy taki jest właśnie styl Ishiguro, czy też niemrawa, rozwlekła narracja tej powieści miała za zadanie po prostu oddać charakter Kathy. Faktem jest, że nie czyta się tej książki zbyt łatwo. Pełno w niej dłużyzn i jak na wagę tematu, którego dotyka, fabuła chwilami wydaje się wręcz naiwna. Trudno się oprzeć wrażeniu, że Kathy najczęściej rozgaduje się nużąco o błahostkach, pomijając najważniejsze kwestie. Dość rzec, że latami nie może przeboleć zagubionej kasety magnetofonowej, że Tommy z kolei poświęca się skrycie tworzeniu rysunków dziwnych zwierząt, a szczytem marzeń Ruth jest... praca w biurze. Zakres ich zainteresowań zdaje się być uproszczony do minimum, a oni sami, chodź w końcu prowadzą samodzielne dorosłe życie, zachowują się po trosze jak duże bezradne dzieci. Potem jednak staje się oczywiste, że wszystko to ma swoją przyczynę.

O dziwo, mimo nie najłatwiejszej narracji i stosunkowo słabo, chyba zresztą celowo powierzchownie nakreślonych portretów psychologicznych bohaterów, nie miałam problemu z odbiorem tych postaci. I choć nie mogłam pogodzić się z ich biernością, w gruncie rzeczy rozumiałam ich zachowania i motywacje. Od początku przy tym czułam znacznie silniejszą więź z Kath i Tommy'm, niż z Ruth, która mnie strasznie irytowała, choć koniec końców wszyscy okazali się na równi skrzywdzeni, pogubieni, bezbronni i jednak niepogodzeni z losem. Mówi się czasem o bohaterach książek, potrafiących łamać czytelnicze serca. Tommy, Ruth i Kathy właściwie nie robiąc zbyt wiele biją ich na głowę, rozrywając te serca na strzępy. Przynajmniej z moim tak się stało.

"Może wszyscy mieliśmy w Hailsham podobne małe sekrety - utkane w powietrzu małe zakamarki, w których mogliśmy się ukryć z naszymi lękami i pragnieniami. A jednak to, że odczuwaliśmy taką potrzebę, wydawało nam się wówczas czymś niestosownym - jakbyśmy sprawiali komuś zawód."

NIE OPUSZCZAJ MNIE to głęboko niepokojąca opowieść, będąca wyrazem okrucieństwa i bezduszności naszych czasów. To historia pełna goryczy i ponurych refleksji na temat ceny życia i różnicy między życiem a istnieniem. Najokropniejsze i najbardziej wstrząsające w tym wszystkim jest to, że świat, jaki wykreował Ishiguro, nie różni się niczym od otaczającej nas rzeczywistości, a alternatywa, którą przedstawił, jest niemal na wyciągnięcie ręki i może zostać właściwie w każdej chwili zrealizowana. Jak dotąd w krajach wysoko rozwiniętych stoją jej jeszcze na drodze jedynie moralne skrupuły. A ile one są dziś warte, chyba każdy z nas niestety doskonale wie.


N I E   O P U S Z C Z A J   M N I E
(NEVER LET ME GO)
KAZUO ISHIGURO
PRZEKŁAD: ANDRZEJ SZULC
WYDAWNICTWO ALBATROS
2017

ZMIANA


Słowo się rzekło - przeczytałam kontynuację ROZGRYWKI. Po części chcąc się dowiedzieć, co też takiego dało się J. Sterling jeszcze z tej historii wycisnąć; po części dlatego, że skoro pierwszy tom mimo wielu wad mnie do siebie totalnie nie zraził, nie było powodu, by drugi nie dostał swojej szansy.

ZMIANA rozpoczyna się historią, o której J. Sterling chyba sobie przypomniała, kiedy już część pierwsza stała na półkach w księgarniach - tzn. dokładnie tym kawałkiem opowieści o losach Cassie i Jacka, którego w ROZGRYWCE tak rażąco brakowało. Z jakiego powodu autorka wcześniej odpuściła sobie ten wątek, nie wiadomo. Uraczyła nim nas za to zaraz na wstępie kontynuacji, przeciągając go do tego stopnia, że w pewnym momencie nasuwa się mimowolne pytanie, czy ZMIANA w ogóle będzie o czymkolwiek innym. Sto stron i jakieś cztery kopulacje bohaterów dalej fabuła w końcu rusza nieco do przodu.

Akcja ZMIANY w znacznej części toczy się w Nowym Yorku, gdzie po zdobyciu pracy w renomowanym czasopiśmie zamieszkała Cassie i dokąd po transferze przenosi się Jack, chcąc być blisko swej lubej. Sytuacja między nimi zdaje się w końcu stabilizować. Po półrocznej rozłące Jack opowiada dziewczynie, co przez ten czas działo się w jego życiu i dlaczego zwlekał tak długo ze skontaktowaniem się z nią, skoro od dawna starał się o rozwód z przebiegłą Chrystle. Związek Jacka i Cassie zdaje się więc na nowo rozkwitać, jest dużo obietnic, zapewnień, wspólnych planów i sporo seksu. Jednak wciąż jeszcze coś wyraźnie między nimi zgrzyta, a chłopak musi liczyć się z tym, że minie dużo czasu, nim Cassie znów będzie gotowa w pełni mu zaufać.

Do tego dochodzą problemy zupełnie innego rodzaju. Jack gra w nowojorskich Metsach. Wiążą się z tym liczne zobowiązania, mecze, treningi, częste wyjazdy. Cassie jest dumna z jego osiągnięć i wspiera go w karierze. Jednak związek z zawodnikiem pierwszej ligi okazuje się mocno problematyczny, i dziewczyna w pewnym momencie stwierdza, że sytuacja zaczyna ją przerastać.

Zabierając się za czytanie ZMIANY od początku nie można oprzeć się wrażeniu, że ta historia z powodzeniem mogłaby ukazać się w skróconej wersji już w części pierwszej. Tutaj, rozwleczona na siłę, nie wnosi właściwie nic nowego. Po lekcji, jaką udzieliło bohaterom prawdziwe życie i własna głupota, oboje są już dojrzalsi i rozsądniejsi, co można zdecydowanie zaliczyć na plus. Jednak o ile w pierwszym tomie jeszcze się coś działo, o tyle tym razem z ich perypetii po prostu wieje nudą. Dla urozmaicenia trafia się drobna świeżynka w postaci niejakiego Matteo, któremu Cass wyraźnie wpada w oko, a kiedy i ten wątek umiera śmiercią naturalną, autorka sięga po raz kolejny po antybohaterkę, czyli Chrystle, która powraca niczym zły szeląg, usiłując narobić zamętu i ugrać jeszcze coś dla siebie. Wszystkie te zabiegi, by ożywić akcję, w znacznej części spełzają jednak na niczym. Przynajmniej w moim odbiorze - po prostu nie mogłam doczekać się końca. Jedyne rozdziały, które wzbudziły we mnie jakieś emocje to te, w których Jack pomieszkiwał na powrót z dziadkami i bratem i które ukazywały go od trochę innej strony. W domu, w którym się wychował, jest przede wszystkim posłusznym wnukiem, który musi zważać na swe słownictwo, a dopiero potem słynnym baseballistą, znanym na całe Stany.

ZMIANA to książka dla czytelników, których autentycznie wciągnęły losy głównych bohaterów i którzy polubili ich na tyle, by przymknąć oko na nijakość dalszego ciągu ich historii i na fakt, że autorce zabrakło pomysłu, jak ją właściwie dalej pociągnąć. Jak sama przyznaje w Podziękowaniach na końcu, dopisała ciąg dalszy na zdecydowane żądanie czytelników, co w sumie sporo wyjaśnia i potwierdza, że wena a przymus to dwie diametralnie różne sprawy. Rezultatem owego wysiłku twórczego są niestety popłuczyny, które nie dorastają poziomem nawet do przeciętnej części pierwszej. Dlatego, mimo że wiązałam ze ZMIANĄ pewne nadzieje, i sądziłam, że może być nawet ciekawsza od ROZGRYWKI, gotowa jestem stwierdzić, że ta kontynuacja równie dobrze mogła w ogóle nie powstać. Chociaż...
Jest w niej jedna postać, która byłaby w stanie odmienić ją może na lepsze - gdyby tylko autorka dała jej taką szansę. To Dean, młodszy brat Jacka, któremu niestety ponownie przypadło w udziale służyć jedynie za tło. Podejrzewam jednak, że to nic straconego. A nuż czytelnicy zasypią J. Sterling żądaniami, by stworzyła książkę właśnie o nim?


Z M I A N A
(THE GAME CHANGER)
CYKL: THE PERFECT GAME # 2
J. STERLING
WYDAWNICTWO SQN
2018

 Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję Wydawnictwu SQN oraz portalowi Czytam Pierwszy
https://czytampierwszy.pl/pp-sklep-aghfscj.html

ROZGRYWKA



College, studenckie życie na szybkich obrotach, porywająca magia sportu i miłosna fascynacja - przypomina wam to coś? Bo mi jak najbardziej. ROZGRYWKA to dynamiczna historia, tematyką i klimatem idealnie wpasowująca się w nurt młodzieżówek pióra takich autorek jak Elle Kennedy, z przewodnim wątkiem romansowym i sportem w tle. A jeśli tak, to również z rozpieszczonymi powodzeniem gwiazdami sportowych drużyn akademickich, które potrafią być wyjątkowo aroganckimi, zapatrzonymi w siebie dupkami.

Bohater ROZGRYWKI - Jack Carter zdaje się pasować do tego modelu. Irytująco pewny siebie, zawsze otoczony wianuszkiem wielbicielek, gotowych spełnić każde jego życzenie, Jack gwiazdorzy w roli najlepszego miotacza, grając w baseball w drużynie uniwersytetu w Fullton. I może nadal rozsiewałby beztrosko swe zniewalające uśmiechy, traktując dziewczyny jak przedmioty, gdyby nie pewna zadziorna blondynka, którą nieopatrznie nazwał Kicią i na której ku swemu strapieniu najwyraźniej nie robi wrażenia. To Cassie, studentka fotografii, na którą jego urok osobisty zdaje się działać tak, jakby była na niego uczulona. Ledwo się poznają na studenckiej imprezie, zaczyna się między nimi istny pojedynek na cięte riposty.

"-Naprawdę miło mi cię poznać, Cassie. (...)
- Rzekłabym, że ciebie także, ale jeszcze nie zdecydowałam."

Słowne przepychanki, nawiasem mówiąc całkiem zabawne, ciągnęłyby się w nieskończoność, gdyby czarowne słodkie dołeczki w policzkach Jacka jednak nie rozmiękczyły serca charakternej dziewczyny. Cassie nie jest w stanie długo ukrywać, że chłopak jej się podoba - jakim cudem miałoby być inaczej? to w końcu Jack Carter, największe ciacho na uczelni - daje mu szansę i w efekcie zostają parą.

Cassie i Jack stanowią dynamiczny i dobrany team. Mimo że autorka wykreowała ich postacie dość powierzchownie, zdołała wtłoczyć w nie wystarczająco dużo życia, by nabrały wyrazistości. Dlatego właśnie, choć niektóre tematy zostały ledwie muśnięte, ma się wrażenie, że poznajemy tę parę niemal na wylot. Okazuje się, jak to zwykle bywa w takich historiach, że dziewczyna wcale nie jest taka zadziorna, a z chłopaka nie taki znów zimny drań. W życiowych planach obojga, oczywiście obok ich związku, dużą rolę odgrywają ich pasje. Cassie widzi się w przyszłości w roli fotografa z powołaniem, starając się o staż i pracę w renomowanej agencji. Jack z kolei nie wyobraża sobie życia bez baseballu, z poświęceniem pracując nad swą karierą zawodnika z pierwszej ligi. Co ważne, oboje budują swoją przyszłość, wzajemnie się wspierając, a nie kłócąc o to, kto i co dla wspólnego dobra ma poświęcić. Nie brak w tej książce także poważniejszych tonów, gdy do głosu dochodzą niewesołe wspomnienia bohaterów z dzieciństwa, niełatwe życiowe priorytety i wybory.

"Kiedy ci powiedziałem, że cię kocham, mówiłem poważnie. Nie chodziło mi o to, że będę cię kochał tylko wtedy, gdy wszystko będzie proste i pozbawione problemów. Chyba oboje wiemy, że życie tak nie wygląda."

Jak widać, chociaż nie warto posądzać książek tego pokroju o jakąkolwiek głębię, ROZGRYWKA pod względem fabularnym na pierwszy rzut oka prezentuje się nieźle. Niestety! Im dalej w treść, tym bardziej wszystkie wyżej wymienione zalety bledną przy ogólnej niespójności tej powieści. Przeskoki fabuły, w niespełna jeden rozdział potrafiącej zrobić zwrot o 180 stopni, banalizują ją i sprawiają, że chwilami ma się wrażenie, jakby czytało się nakreśloną na prędce opowiastkę rodem z Wattpada. Bohaterowie absurdalnie lekko wpadają z jednego nastroju w drugi, a niektóre z sytuacji zostają z nagła urwane, jakby J. Sterling robiąc sobie przerwę na kawę w trakcie pisania, zapomniała, gdzie i na czym skończyła. Jeśli jest w tym wszystkim jakaś pokręcona logika, to nie jestem w stanie jej dostrzec. Widzę za to bałagan i rozchwiane fabularne proporcje: bite 200 stron niemalże kwitnącej sielanki, i potraktowany po macoszemu, bezlitośnie spłycony dramat upchnięty na siłę na pozostałych niespełna stu.

Biorąc pod uwagę, że wszystkie te wady zwyczajnie utrudniają wciągnięcie się w akcję, ROZGRYWKA finalnie wzbudziła we mnie mieszane uczucia. Nawet jak na młodzieżowe czytadło wydała mi się bardzo niedopracowana. Na jej obronę mogę powiedzieć, że mimo wszystko dzięki sympatycznym bohaterom - nawet jeśli chwilami zachowują się bez grama rozsądku - w jakiś sposób mi się podobała, więc nie uważam, by poświęcenie jej kilku godzin zmarnowało mój cenny czas. To lektura zdecydowanie z tych bardzo lekkich i przy właściwym nastawieniu całkiem przyjemnych, która tak czy inaczej na pewno znajdzie swoich fanów. Przy czym raczej nie będę się do nich zaliczać.

I tylko nasuwa mi się na koniec pytanie: co jeszcze można napisać o historii Cassie i Jacka, która wraz z ostatnią stroną wydaje się właściwie zamknięta? Pytanie bynajmniej nie bezzasadne, bo drugi tom cyklu zatytułowany ZMIANA już na mnie czeka na półce. Zabieram się więc za czytanie i mam nadzieję, że odpowiedź będzie co najmniej sensowna.


R O Z G R Y W K A
(THE PERFECT GAME)
CYKL: THE PERFECT GAME # 1
J. STERLING
PRZEKŁAD: MONIKA WIŚNIEWSKA
WYDAWNICTWO SQN
2017

DZIEŃ OSTATNICH SZANS

P R Z E D P R E M I E R O W O
PREMIERA 28 LUTEGO

Siedemnastoletni nerd Lane Rosen, któremu w głowie tylko jak najwyższe wyniki w nauce, trafia przymusowo do ośrodka medycznego Latham House w górach Santa Cruz. To coś w rodzaju sanatorium dla młodzieży z hipergruźlicą. Chłopak nie zamierza przekreślić życia, które pozostawił poza ogrodzeniem Latham i broń Boże zaniedbać nauki, przywiózł więc ze sobą mnóstwo podręczników. Latham jawi mu się jako śmieszna instytucja, gdzie zabezpieczeni specjalnymi sensorami nastoletni rezydenci żyją jak na wakacjach: mogą chodzić całymi dniami w piżamach, mają lekcje na luzie, nie otrzymują prac domowych, a na sali gimnastycznej zamiast ćwiczyć oglądają wieczorne seanse filmowe. Lane'owi przywykłemu do pewnego życiowego reżimu (wrodzona pilność i na domiar wszystkiego rodzice nauczyciele) ciężko się odnaleźć w sytuacji, w której wymaga się od niego, by przestał się przemęczać nauką, a skupił na czymś tak jego zdaniem absurdalnym, jak zdrowotne spacery. Ma wrażenie, że jego dotychczasowe starannie ułożone życie przecieka mu przez palce. Wówczas ku swemu zaskoczeniu pośród pacjentów Latham dostrzega znajomą dziewczęcą twarz.

Sadie Bennett poznała Lane'a na letnich koloniach, kiedy oboje mieli po trzynaście lat, i z pewnego przykrego powodu nie wspomina tej znajomości przyjemnie. Dziewczyna z pasją fotografuje, czując się w Latham lepiej niż w normalnym życiu, w którym była obiektem żartów i złośliwości koleżanek. Długo traktuje Lane'a jak powietrze, póki nie wyjaśniają sobie pewnej kwestii. To dzięki Sadie i paczce jej przyjaciół - do której przynależą Charlie, Marina i Nick, Lane w końcu się otwiera, poznając zupełnie nową wersję samego siebie. Uświadamia sobie, ile dotąd w życiu przegapił, tkwiąc nosem w podręcznikach, podczas gdy jego rówieśnicy po prostu cieszyli się każdym dniem.

"Dotarło do mnie, że nie miałem życia, tylko plan na życie."

Lane uczy się dostrzegać i cenić wszystkie drobne codzienne przyjemności, na które dotychczas nie zwracał nawet uwagi. Nadrabia wszystko, co go dotychczas ominęło, łącznie z wygłupami, zabawą i łamaniem panujących w Latham zasad. Pewnie nie trudno się domyślić, że wkrótce po tym, jak wszelkie antagonizmy między nim a Sadie zostają zażegnane, między tą dwójką zaczyna rodzić się wyraźna głębsza więź. Ale ponieważ wszystko dzieje się w miejscu, gdzie śmiertelne przypadki są faktem, tragedia tylko czeka na odpowiedni moment, by przerwać tę pozorną sielankę, ponieważ...

"W Latham wszystkie historie miłosne kończyły się tak samo: ktoś kogoś musiał zostawić."

DZIEŃ OSTATNICH SZANS to moje drugie spotkanie z twórczością Robyn Schneider. Czytałam już wcześniej POCZĄTEK WSZYSTKIEGO, nawiasem mówiąc odnosząc wrażenie, że byłam jedną z dość wąskiego grona osób, które nie miały większych zastrzeżeń w stosunku do tej książki. Mi się bardzo podobała i z przyjemnością sięgnęłam po kolejną powieść tej autorki, w której Robyn Schneider - bioetyk z wykształcenia, znów powraca do tematu radzenia sobie wśród młodzieży z ciężkimi problemami zdrowotnymi. W POCZĄTKU WSZYSTKIEGO chodziło o wypadek, po którym bohater zostaje praktycznie kaleką. Tym razem Schneider sięgnęła po dość oryginalny motyw, którego, jak sama stwierdza w posłowiu, jest co prawda pod dostatkiem w przykurzonej klasyce, ale rzadko kiedy trafia się we współczesnej literaturze dla młodzieży. Tak oto powstał  DZIEŃ OSTATNICH SZANS, w którym roi się od dziur w płucach. Ukryta bohaterka tej historii to właśnie gruźlica, a właściwie jej odporny na dotychczasowe leki zaraźliwy szczep, który autorka wymyśliła na potrzeby powieści, i którego ofiarą padają jej bohaterowie.


DZIEŃ OSTATNICH SZANS to książka w trafny i wrażliwy sposób dotykająca delikatnych i trudnych tematów. Ukazuje zmaganie się młodych ludzi z nieuleczalną chorobą, osamotnienie w cierpieniu, godzenie ze śmiercią. Ale również czerpanie z życia pełnymi garściami i korzystanie z otrzymywanych od losu być może ostatnich szans, bez bojaźliwego oglądania się na konsekwencje. Autorka postawiła tym razem na podwójną narrację, dzieląc sprawiedliwie kolejne rozdziały między Lane'a a Sadie. To za ich sprawą mamy szansę ujrzeć z bliska codzienność życia w Latham i doświadczyć głębiej tego, co przeżywają oni i ich przyjaciele, odcięci od świata na zewnątrz, a w gruncie rzeczy po prostu prewencyjnie odseparowani od zdrowych. Dla niektórych z nich, tak jak dla Sadie, Latham w końcu staje się jedynym miejscem, gdzie czują, że mogą być sobą. To tutaj mają własny świat, własny magiczny Hogwart. Dlatego pojawienie się nowego cudownego leku budzi oczywistą euforię, ale też nasuwa trudne pytania o to, co będzie dalej, czy da się tak po prostu, jakby nigdy nic wrócić do świata, który wcześniej ich wykluczył.

Historia pobytu Lane'a, Sadie i ich przyjaciół w Latham to opowieść, która niesie z sobą dużo emocji i nie mało refleksji. Jakby na przekór swej chorobie ci młodzi ludzie rzucają jej wyzwanie, odnajdując radość życia i zamierzając w pełni wykorzystać czas, jaki być może im jeszcze pozostał. Paradoksalnie dopiero u progu śmierci czują, że naprawdę żyją. Jest w tej historii miejsce na śmiech i na łzy, na szaleńcze wygłupy i chwile pełne zadumy. Na plus fabuły zaliczam również sposób, w jaki przedstawiony został wątek romantyczny Lane'a i Sadie, poprowadzony tak subtelnie, że nie przyćmiewa obecności pozostałych bohaterów. Dzięki temu możemy poznać po trosze każdego z ich paczki, stanowiącej barwny zestaw charakterów i osobowości, zżyć się z nimi i naturalną koleją rzeczy głęboko przeżywać ich nieuniknione trudne chwile.

"Jest różnica między umieraniem a byciem martwym. Wszyscy umieramy. Niektórzy umierają przez dziewięćdziesiąt lat, inni przez dziewiętnaście. Ale każdego ranka każdy człowiek na świecie jest jeden dzień bliżej śmierci. Każdy. Więc życie i umieranie to tak naprawdę tylko różne sposoby nazywania tego samego, jeśli się dobrze nad tym zastanowić."

Myśląc nad tym, co jest właściwie istotą tej książki, doszłam do wniosku, że DZIEŃ OSTATNICH SZANS, będąc opowieścią o nieuleczalnie chorych, wbrew pozorom wcale nie ma nam przypomnieć, jak to dobrze jest być zdrowym. To historia o tym, że nawet będąc chorym, wciąż jeszcze można cenić sobie piękno pozostałego nam życia i wykorzystać je we właściwy sposób, chwytając nadarzające się szanse. A także o tym, aby nie dać się pochłonąć planowaniu życia z wyprzedzeniem, bo skrupulatne planowanie przyszłości  to najprostsza droga, by bezpowrotnie przegapić życie, które ma się właśnie tu i teraz.


D Z I E Ń   O S T A T N I C H   S Z A N S
(EXTRAORDINARY MEANS)
ROBYN SCHNEIDER
PRZEKŁAD: AGA ZANO
WYDAWNICTWO OTWARTE / MOONDRIVE
2018


Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Otwartemu / Moondrive

http://otwarte.eu/


ZANIM ZOSTALIŚMY NIEZNAJOMYMI

P R Z E D P R E M I E R O W O
PREMIERA 14 LUTEGO

Prosta, ale poruszająca opowieść miłosna, łącząca w sobie wszystko to, co dobra love story mieć powinna: jest zarazem subtelna i pełna namiętności, delikatna i porywająca. Autorka nie szczędzi emocjonalnej huśtawki i zdaje się obiecywać niespodziankę - spotkanie po tylu latach dwojga ludzi, którzy kiedyś się kochali, musi przecież czymś zaskoczyć. 

Mimo sporej przewidywalności fabuły, moim zdaniem jej się to udało. Książka ma przyjemny klimat, a historia Grace i Matta rozgrywa się na tle rozbrzmiewającej często muzyki (między innymi niezapomniany Jeff Buckley), tętniących życiem ulic, kafejek, klubów, uczelni, a także wielkomiejskiej atmosfery i niepowtarzalnego szorstkiego uroku Nowego Yorku. 

Fabuła, choć wpisuje się w lekką i przyjemną romansową konwencję, zdaje się poza nią w pewnym stopniu wykraczać. To bardzo romantyczna, wzruszająca historia o tej niezapomnianej pierwszej wielkiej miłości, zdolnej odcisnąć się piętnem na resztę życia. Ale również melancholijna opowieść o zaprzepaszczonym cennym czasie, którego nie sposób odzyskać. 

Zagadkowe rozstanie Grace i Matta, które ma ogromny wpływ na ich losy i kryje w sobie dramat obojga, dowodzi, że życie może obrać inny, niepożądany kurs pod wpływem chwili, jednego niewłaściwego kroku, niewłaściwego słowa a nawet zwykłego niedopowiedzenia. Przypadek sprawia, że ich wspólna historia, która urwała się tak gwałtownie, po wielu latach domaga się wyjaśnienia i otrzymuje szanse na kontynuację. Czy jednak zdolni są wspólnie ustalić, co im się właściwie przytrafiło i wskrzesić w sobie tamto płomienne uczucie?

 

"Nie da się odtworzyć pierwszego razu, gdy obiecujemy komuś miłość, ani tego, jak pierwszy raz czujemy się przez kogoś kochani. Nie da się przeżyć na nowo tej mieszanki lęku, uwielbienia, niepewności, namiętności i pożądania, ponieważ to nigdy nie zdarza się dwa razy."

 

A może jednak?...

 
 
 
Z A N I M   Z O S T A L I Ś M Y   N I E Z N A J O M Y M I
(BEFORE WE WERE STRANGERS)
RENEE CARLINO
PRZEKŁAD: MARTYNA TOMCZAK
WYDAWNICTWO OTWARTE
2018


Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Otwartemu.


NIEMOŻLIWA FORTECA


P R E M I E R A

Billy Marvin jest maniakiem komputerowym, który tworzy gry na swym Commodore 64 i planuje w przyszłości poważną karierę komputerowego programisty. Póki co ma 14 lat, mieszka z wychowującą go samotnie mamą, ledwo wiążącą koniec z końcem, i bardzo się stara utrzymać ją w nieświadomości, że ma kompletnie na bakier ze szkołą. Billy mieszka w Westbridge w stanie New Jersey, mieścinie, gdzie przysłowiowy diabeł mówi dobranoc i gdzie w 1987 roku, w którym toczy się akcja powieści, nic się nie dzieje. Mały świat Billy'ego i jego kumpli Clarka i Alfa, jak większości dzieciaków w ich wieku, ogranicza się do szkoły, gier komputerowych, jeżdżeniu na bmx-ach, paru sklepów w okolicy i telewizora. Nadchodzi jednak dzień, który wszystko zmienia, a ich życie nabiera sensu. Dzień, w którym na półce z prasą w sklepie Zelinsky'ego pojawia się nowy numer PLAYBOY'A z gołą Vanną White, gwiazdką Koła Fortuny i ulubienicą całej Ameryki na okładce.

Szanse na legalne wejście w posiadanie erotycznego pisemka przez 14-latka równają się zeru, więc PLAYBOY z Vanną White, wokół którego zapętla się fabuła, staje się dla trójki kumpli przedmiotem pożądania, godnym każdego poświęcenia i każdej ceny. Szybko zaczyna urastać do miana legendy, a jego zdobycie zamienia się w misję w rodzaju wyprawy po Świętego Graala, robiąc ze sklepu Zelinsky'ego istną fortecę. Czegóż ci zdesperowani chłopcy nie zrobią, by zdobyć upragniony numer! Śledzenie, próby przekupstwa, próby kradzieży, a nawet układ z lokalnym łobuzem, planującym włamanie - gotowi są na wszystko. W końcu najlepszym rozwiązaniem okazuje się uwiedzenie córki sklepikarza, grubej Mary Zelinsky, i wyłudzenie od niej kodu do sklepowego alarmu. Do misji po burzliwej debacie zgłasza się Billy. Kumple Billy'ego nie wiedzą jednak, że Mary to również komputerowa maniaczka, a intencje ich przyjaciela pod wpływem szalejących hormonów uległy nieoczekiwanej zmianie. Zajęty tworzeniem z dziewczyną gry o nazwie NIEMOŻLIWA FORTECA, Billy coraz mniej myśli o Vannie White, za to coraz więcej... o Mary.
Czy chłopcy w końcu zdobędą wymarzone czasopismo? I jaką cenę przyjdzie zapłacić Billy'emu za zacieśnienie znajomości z córką Zelinsky'ego?

Bohaterowie Rekulaka to trójka przypadkowego doboru zabawnych fajtłapów. Tyczkowaty chudzielec Billy, Alf - przypominający wyglądem kosmitę o tym samym imieniu z serialu NBC, oraz Clark - co prawda ciacho, ale z tak zwanym Pazurem, wrodzonym defektem dłoni, nadającym jej wygląd krabich szczypców. Ta trójca to typ chłopaków, którzy jeśli komukolwiek rzucają się w oczy, to na pewno nie w sposób, w jaki by sobie życzyli. Dla czytelnika od początku są jednak swojscy niczym młodsi bracia, totalnie rozbrajający i przekonujący w swych licznych kompleksach. Nie da się ich nie lubić i nie sposób im nie kibicować w ich knowaniach. Niesamowicie pomysłowi, a zarazem niesłychanie naiwni, wpadają z jednych tarapatów w kolejne, a ich wysiłki, by pokonać niesprzyjające okoliczności i zdobyć upragnione czasopismo, po kolei spełzają na niczym, przyprawiając nas o salwy śmiechu, ale zabarwione solidarnym współczuciem.
Jason Rekulak kreśli wyraziste sylwetki swych bohaterów z niezwykłym polotem i wdziękiem, więc mimo iż najbardziej wyeksponowanym pośród nich jest prowadzący narrację Billy, i to o nim i jego sytuacji rodzinnej dowiadujemy się najwięcej, całkiem nieźle poznajemy również inne postacie, spośród których, im głębiej w fabułę, tym wyraźniej wyróżnia się Mary - dziewczyna, stanowiąca dotąd obiekt szczeniackich żartów na temat otyłości, która okazuje się sprawczynią niezłego zawirowania i wielkiej fabularnej niespodzianki.

Moda na lata 80-te zdaje się w popkulturze kwitnąć w najlepsze, a książka Jasona Rekulaka wpisuje się dokładnie w ten trend. To sentymentalna, ale ze stosownym przymrużeniem oka podróż w czasie, której nic nie stoi na przeszkodzie, by trafiła do bardzo zróżnicowanych wiekowo odbiorców. Ci z czytelników, których dzieciństwo przypadło na lata 80-te i pamiętają z autopsji Commodore 64, jedyny rzewny przebój Glenna Medeirosa czy kudłatego przybysza z planety Melmak, pewnie będą się nad tą książką z nostalgią śmiać do łez. Do młodszych czytelników bez trudu utorują drogę NIEMOŻLIWEJ FORTECY jej bohaterowie, dzielący ze współczesnymi nastolatkami dokładnie te same uniwersalne męki dorastania.

Powieść Jasona Rekulaka zjedna sobie fanów również swym bezpretensjonalnym stylem i dobrym, wyrównanym poziomem, dzięki którym ani przez chwilę nie ma w niej miejsca na nudę. Komiczne dialogi, przekomarzania, wzbudzające szczery śmiech perypetie bohaterów, starannie odtworzone realia i atmosfera drugiej połowy lat 80-tych - to jej mocne strony, które znajdą uznanie czytelników, lubiących lekkie, ale inteligentne klimaty. Nie brak tu również szczypty poważniejszego tonu, gdy fabuła zahacza mocniej o szarą rzeczywistość w tle, ukazując problemy z jakimi zmagają się bohaterowie, takie jak utrata matki, nieustanne problemy z nauką, żal do nieobecnego ojca czy brak perspektyw na przyszłość.
Połączenie żywiołowego humoru i realizmu przyniosło udany efekt w postaci pełnej ciepła, ale nie przesłodzonej opowieści o trudach dorastania, przyjaźni, a przede wszystkim o niezdarnej, przyprawiającej o jąkanie się i palące rumieńce pierwszej miłości.

NIEMOŻLIWA FORTECA, której każdy rozdział rozpoczyna się fragmentem kodu w języku Basic, to poniekąd również zabawny i ciekawy obraz początków komputeryzacji, czasów, gdy wysyłając list raczkującą pocztą elektroniczną trzeba się było liczyć z faktem, że dotrze on do adresata być może za kilka tygodni. Dziś wydaje się to równie śmieszne i absurdalne, jak wówczas przepowiednia, że w przyszłości każdy będzie miał komputer, i to wielkości batonika.

Polecam gorąco tę przezabawną, słodko-gorzką historię, wypełnioną po brzegi dobrymi wibracjami, zdolną rozśmieszyć do łez i wzbudzić masę pozytywnych emocji. Jestem pewna, że Billy, Alf i Clark w stu procentach poprawią wam humor. Na koniec ciekawostka: jeśli chcielibyście zobaczyć autentyczną NIEMOŻLIWĄ FORTECĘ - bo ta gra naprawdę istnieje - zajrzyjcie na stronę jasonrekulak.com i po prostu... zagrajcie :)


N I E M O Ż L I W A   F O R T E C A
(THE IMPOSSIBLE FORTRESS)
JASON REKULAK
PRZEKŁAD: WIESŁAW MARCYSIAK
WYDAWNICTWO ZYSK I S-KA
2018


Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka

   

NA KRAWĘDZI WSZYSTKIEGO

Książka Jeffa Gilesa chodziła za mną od dawna. Jej piękna i niepokojąca okładka kusiła, obiecując coś nietypowego, świeżego, tajemniczego. Coś porywającego, co mnie totalnie wciągnie i nie wypuści, póki nie dotrę do ostatniej strony. Wreszcie, ku mej radości, nadarzyła się okazja, bym mogła sprawdzić, czy tak jest w istocie.

Akcja powieści przenosi nas do zasypanej śniegiem Montany, gdzie mieszka 17-letnia Zoe Bissell wraz z mamą i młodszym bratem Jonah. Ojciec Zoe i Jonah, z zamiłowania grotołaz, zginął rok wcześniej podczas wyprawy do jednej z pobliskich jaskiń, z której do tej pory nie wydobyto jego ciała, z czym Zoe i Jonah nie mogą się pogodzić. Pewnego dnia podczas burzy śnieżnej Jonah nieostrożnie zapędza się z psami do lasu, a Zoe wyrusza na poszukiwania, nie mając bladego pojęcia, jak bardzo ta wyprawa odmieni całą jej przyszłość. W lesie czeka ją dramatyczna walka o przeżycie i zbawcze spotkanie z tajemniczą postacią, której nie miała prawa nigdy zobaczyć - chłopakiem z nadnaturalnymi mocami, który okazuje się łowcą głów z mrocznej krainy zwanej Niziną, dokąd zabiera on grzeszników wyznaczonych na ofiary przez rządzących tam lordów.

Dziewczynie oraz enigmatycznemu, i nie ukrywajmy, że również groźnemu przybyszowi z Niziny od pierwszej chwili udziela się potężna wzajemna fascynacja. Ponieważ młody człowiek - co do którego nawiasem mówiąc nawet nie ma pewności, że jest człowiekiem - nie wie jak się nazywa, Zoe nadaje mu imię Iks. Odtąd ich losy i światy nieustannie się ze sobą splatają, ponieważ wybucha między nimi płomienna miłość. Zwariowane uczucie, przez które nie można zasnąć. Przez które ma się ochotę walić głową w ścianę z tęsknoty. Albo poświęcić konto na Tumblrze stopom obiektu swych uczuć. Jak każda para zakochanych, Iks i Zoe chcieliby móc ze sobą przebywać, co po wielu męczarniach, jakich oboje doświadczą, okazuje się nawet możliwe - jednak pod warunkiem, który wymaga od obojga decyzji praktycznie nie do podjęcia, a od Zoe dodatkowo - zmierzenia się z dotyczącą jej brutalną prawdą.

Choć z fantastyką nie do końca i nie zawsze mi po drodze, powieść Gilesa zdołała mnie zainteresować i w efekcie tego zainteresowania nawet dosyć wciągnąć. Autor pisze w przystępnym stylu, raczej nie cierpiąc na brak inwencji twórczej. Na całe szczęście dla mnie rzeczywistość nie została w tej historii zupełnie zepchnięta na boczny tor i nie służy jedynie za tło fantastycznej wizji pisarza. Zdaje się ją równoważyć i nawet z lekka hamować, gdy wyobraźnia zaczyna go zbytnio ponosić. Dzięki temu, jako zwolenniczka wszelkiego rodzaju obyczajówek, mogłam się bez trudu wciągnąć w akcję i przeżycia bohaterów, nie mając wrażenia, że czytam totalnie wydumaną bajkę, w której roi się od orków i tym podobnych stworzeń. Połączenie powieści młodzieżowej z fantastyką i elementami thrillera dało o tyle ciekawy rezultat, że opowiadana historia stała się dość nieprzewidywalna. Fabuła książki zawiera w sobie kilka tajemnic, ale choć autor podsuwa pewne tropy, nie są one zbyt jednoznaczne, a akcja kilkakrotnie robi zwrot o 360 stopni, kompletnie zaskakując biegiem wydarzeń i serwując czytelnikowi niejedną niespodziankę. Kim tak naprawdę jest Iks, którego mały Jonah najchętniej uznałby za jednego z Avengersów z jakąś supermocą? Czemu Iks, skoro uważa, że jest niewinny, tkwi w tak podłym miejscu, jak Nizina? Od początku również daje do myślenia, dlaczego ciało ojca Zoe i Jonah zostało pozostawione w jaskini. Śnieżne burze, życie na odludziu, wyprawy w czeluście skalne, rodzinna tragedia w tle, z którą trudno się pogodzić, a także rzecz jasna istnienie tego drugiego świata - wszystko to potęguje atmosferę tajemniczości i nasila poczucie zagrożenia. Powstała z tego całkiem zgrabna mroczna opowieść, która pod pewnymi względami potrafi czytelnika zafascynować.

Nie oznacza to jednak, że NA KRAWĘDZI WSZYSTKIEGO nie ma swoich słabszych stron. Co prawda, nie są to jakieś fatalne potknięcia. Dziwi na przykład fakt, że z niewiadomego powodu autor nadzwyczaj pośpieszył się z wątkiem romansowym. To co przytrafia się Zoe i Iksowi, można chyba określić tylko w jeden sposób - totalne miłosne porażenie od pierwszego wejrzenia. Brzmi to niesamowicie romantycznie, ale nie miałabym nic przeciwko temu, by uczucie między nimi miało nieco wolniejsze tempo, za to było trochę bardziej wyeksponowane, bo inne wątki w dość znacznym stopniu je przyćmiewają.
Odniosłam również wrażenie, że Giles nie do końca panował nad wizją Niziny, którą stworzył. Albo jakoś wymknęła się mu spod kontroli, albo nie bardzo miał pomysł, jak ją właściwie rozwinąć. Sama koncepcja czegoś w rodzaju piekła wypełnionego duszami grzeszników, i hierarchii jaka w tej krainie panuje, robi wrażenie, ale brak jej pewnej spójności, jej obraz jest jakby rozchwiany.

Jak już jednak wspomniałam, najważniejszą warstwę fabuły stanowił dla mnie mimo wszystko wątek obyczajowy, a pod tym względem nie mam Jeffowi Gilesowi nic do zarzucenia. Stworzył opowieść, która rozbudza ciekawość i wykreował bohaterów, z którymi łatwo nawiązać więź. Zoe już od pierwszych stron okazuje się postacią, która w pełni zasługuje na główną rolę w tej historii. Mimo swego młodego wieku wykazuje się dużą odwagą i determinacją. Jest zadziorna, ma charakter i niełatwo się poddaje. Obok Zoe, szczególną uwagę zwraca również nieodparcie zabawny i wzruszający swym przywiązaniem do siostry Jonah, który notorycznie rozładowuje ponury klimat fabuły swoim dziecięcym poczuciem humoru.
Pośród postaci z Niziny oczywiście najbardziej interesujący jest Iks, tajemniczy przystojniak, który sam o sobie nie wie prawie nic. Szkoda tylko, że my również aż po ostatnią stronę tej książki dowiadujemy się o nim doprawdy niewiele więcej.

Historia Iksa i Zoe ma moim zdaniem spory potencjał i biorąc pod uwagę, że to dopiero pierwsza część ich perypetii, nieźle rokuje na przyszłość. Mimo więc, że powieść Jeffa Gilesa nie okazała się czytelniczą bombą, zaintrygowała do tego stopnia i namnożyła tyle pytań, że pozostaje jedynie uzbroić się w cierpliwość i czekać na pojawienie się w księgarniach ciągu dalszego.


N A   K R A W Ę D Z I   W S Z Y S T K I E G O
(THE EDGE OF EVERYTHING)
CYKL: THE EDGE OF EVERYTHING # 1
JEFF GILES
PRZEKŁAD: MARTA DUDA-GRYC
WYDAWNICTWO IUVI
2017


Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję Wydawnictwu IUVI