DZIEŃ OSTATNICH SZANS

P R Z E D P R E M I E R O W O
PREMIERA 28 LUTEGO

Siedemnastoletni nerd Lane Rosen, któremu w głowie tylko jak najwyższe wyniki w nauce, trafia przymusowo do ośrodka medycznego Latham House w górach Santa Cruz. To coś w rodzaju sanatorium dla młodzieży z hipergruźlicą. Chłopak nie zamierza przekreślić życia, które pozostawił poza ogrodzeniem Latham i broń Boże zaniedbać nauki, przywiózł więc ze sobą mnóstwo podręczników. Latham jawi mu się jako śmieszna instytucja, gdzie zabezpieczeni specjalnymi sensorami nastoletni rezydenci żyją jak na wakacjach: mogą chodzić całymi dniami w piżamach, mają lekcje na luzie, nie otrzymują prac domowych, a na sali gimnastycznej zamiast ćwiczyć oglądają wieczorne seanse filmowe. Lane'owi przywykłemu do pewnego życiowego reżimu (wrodzona pilność i na domiar wszystkiego rodzice nauczyciele) ciężko się odnaleźć w sytuacji, w której wymaga się od niego, by przestał się przemęczać nauką, a skupił na czymś tak jego zdaniem absurdalnym, jak zdrowotne spacery. Ma wrażenie, że jego dotychczasowe starannie ułożone życie przecieka mu przez palce. Wówczas ku swemu zaskoczeniu pośród pacjentów Latham dostrzega znajomą dziewczęcą twarz.

Sadie Bennett poznała Lane'a na letnich koloniach, kiedy oboje mieli po trzynaście lat, i z pewnego przykrego powodu nie wspomina tej znajomości przyjemnie. Dziewczyna z pasją fotografuje, czując się w Latham lepiej niż w normalnym życiu, w którym była obiektem żartów i złośliwości koleżanek. Długo traktuje Lane'a jak powietrze, póki nie wyjaśniają sobie pewnej kwestii. To dzięki Sadie i paczce jej przyjaciół - do której przynależą Charlie, Marina i Nick, Lane w końcu się otwiera, poznając zupełnie nową wersję samego siebie. Uświadamia sobie, ile dotąd w życiu przegapił, tkwiąc nosem w podręcznikach, podczas gdy jego rówieśnicy po prostu cieszyli się każdym dniem.

"Dotarło do mnie, że nie miałem życia, tylko plan na życie."

Lane uczy się dostrzegać i cenić wszystkie drobne codzienne przyjemności, na które dotychczas nie zwracał nawet uwagi. Nadrabia wszystko, co go dotychczas ominęło, łącznie z wygłupami, zabawą i łamaniem panujących w Latham zasad. Pewnie nie trudno się domyślić, że wkrótce po tym, jak wszelkie antagonizmy między nim a Sadie zostają zażegnane, między tą dwójką zaczyna rodzić się wyraźna głębsza więź. Ale ponieważ wszystko dzieje się w miejscu, gdzie śmiertelne przypadki są faktem, tragedia tylko czeka na odpowiedni moment, by przerwać tę pozorną sielankę, ponieważ...

"W Latham wszystkie historie miłosne kończyły się tak samo: ktoś kogoś musiał zostawić."

DZIEŃ OSTATNICH SZANS to moje drugie spotkanie z twórczością Robyn Schneider. Czytałam już wcześniej POCZĄTEK WSZYSTKIEGO, nawiasem mówiąc odnosząc wrażenie, że byłam jedną z dość wąskiego grona osób, które nie miały większych zastrzeżeń w stosunku do tej książki. Mi się bardzo podobała i z przyjemnością sięgnęłam po kolejną powieść tej autorki, w której Robyn Schneider - bioetyk z wykształcenia, znów powraca do tematu radzenia sobie wśród młodzieży z ciężkimi problemami zdrowotnymi. W POCZĄTKU WSZYSTKIEGO chodziło o wypadek, po którym bohater zostaje praktycznie kaleką. Tym razem Schneider sięgnęła po dość oryginalny motyw, którego, jak sama stwierdza w posłowiu, jest co prawda pod dostatkiem w przykurzonej klasyce, ale rzadko kiedy trafia się we współczesnej literaturze dla młodzieży. Tak oto powstał  DZIEŃ OSTATNICH SZANS, w którym roi się od dziur w płucach. Ukryta bohaterka tej historii to właśnie gruźlica, a właściwie jej odporny na dotychczasowe leki zaraźliwy szczep, który autorka wymyśliła na potrzeby powieści, i którego ofiarą padają jej bohaterowie.


DZIEŃ OSTATNICH SZANS to książka w trafny i wrażliwy sposób dotykająca delikatnych i trudnych tematów. Ukazuje zmaganie się młodych ludzi z nieuleczalną chorobą, osamotnienie w cierpieniu, godzenie ze śmiercią. Ale również czerpanie z życia pełnymi garściami i korzystanie z otrzymywanych od losu być może ostatnich szans, bez bojaźliwego oglądania się na konsekwencje. Autorka postawiła tym razem na podwójną narrację, dzieląc sprawiedliwie kolejne rozdziały między Lane'a a Sadie. To za ich sprawą mamy szansę ujrzeć z bliska codzienność życia w Latham i doświadczyć głębiej tego, co przeżywają oni i ich przyjaciele, odcięci od świata na zewnątrz, a w gruncie rzeczy po prostu prewencyjnie odseparowani od zdrowych. Dla niektórych z nich, tak jak dla Sadie, Latham w końcu staje się jedynym miejscem, gdzie czują, że mogą być sobą. To tutaj mają własny świat, własny magiczny Hogwart. Dlatego pojawienie się nowego cudownego leku budzi oczywistą euforię, ale też nasuwa trudne pytania o to, co będzie dalej, czy da się tak po prostu, jakby nigdy nic wrócić do świata, który wcześniej ich wykluczył.

Historia pobytu Lane'a, Sadie i ich przyjaciół w Latham to opowieść, która niesie z sobą dużo emocji i nie mało refleksji. Jakby na przekór swej chorobie ci młodzi ludzie rzucają jej wyzwanie, odnajdując radość życia i zamierzając w pełni wykorzystać czas, jaki być może im jeszcze pozostał. Paradoksalnie dopiero u progu śmierci czują, że naprawdę żyją. Jest w tej historii miejsce na śmiech i na łzy, na szaleńcze wygłupy i chwile pełne zadumy. Na plus fabuły zaliczam również sposób, w jaki przedstawiony został wątek romantyczny Lane'a i Sadie, poprowadzony tak subtelnie, że nie przyćmiewa obecności pozostałych bohaterów. Dzięki temu możemy poznać po trosze każdego z ich paczki, stanowiącej barwny zestaw charakterów i osobowości, zżyć się z nimi i naturalną koleją rzeczy głęboko przeżywać ich nieuniknione trudne chwile.

"Jest różnica między umieraniem a byciem martwym. Wszyscy umieramy. Niektórzy umierają przez dziewięćdziesiąt lat, inni przez dziewiętnaście. Ale każdego ranka każdy człowiek na świecie jest jeden dzień bliżej śmierci. Każdy. Więc życie i umieranie to tak naprawdę tylko różne sposoby nazywania tego samego, jeśli się dobrze nad tym zastanowić."

Myśląc nad tym, co jest właściwie istotą tej książki, doszłam do wniosku, że DZIEŃ OSTATNICH SZANS, będąc opowieścią o nieuleczalnie chorych, wbrew pozorom wcale nie ma nam przypomnieć, jak to dobrze jest być zdrowym. To historia o tym, że nawet będąc chorym, wciąż jeszcze można cenić sobie piękno pozostałego nam życia i wykorzystać je we właściwy sposób, chwytając nadarzające się szanse. A także o tym, aby nie dać się pochłonąć planowaniu życia z wyprzedzeniem, bo skrupulatne planowanie przyszłości  to najprostsza droga, by bezpowrotnie przegapić życie, które ma się właśnie tu i teraz.


D Z I E Ń   O S T A T N I C H   S Z A N S
(EXTRAORDINARY MEANS)
ROBYN SCHNEIDER
PRZEKŁAD: AGA ZANO
WYDAWNICTWO OTWARTE / MOONDRIVE
2018


Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Otwartemu / Moondrive

http://otwarte.eu/


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz