ŻYWICA



Co powiecie na książkę, która już słowem wstępu serwuje czytelnikowi nie lada szok i napięcie, jakiego nie powstydziłby się sam Alfred Hitchcock? Już pierwsze zdanie ŻYWICY brzmi jak makabryczny żart. A są to na dodatek słowa wypowiedziane przez dziecko - małą dziewczynkę, Liv, która pełni rolę częściowej narratorki tej historii.

A mogłaby ona zacząć się właściwie całkiem normalnie. Na wyspie zwanej Głowa, w odosobnieniu od innych, w środku lasu, mieszka rodzina Haarderów, od lat trudniąca się wyrobem trumien oraz sprzedażą choinek na święta. Po latach interes przejmuje młodszy syn, Jens. Tyle, że interes wkrótce podupada, sprzedaż ustaje, Jens popada w totalne zaniedbanie, a jego kontakty z ludźmi ograniczają się do niezbędnego minimum.
Kiedy dochodzi do tragedii i córeczka Jensa zostaje uznana za zmarłą, Haarderowie stają się jeszcze większymi odludkami. Ich odizolowanie się we własnym świecie odbierane jest przez ludzi jako potrzeba świętego spokoju. Nikt więc w okolicy tak naprawdę nie wie, jak Haaarderowie się miewają i jak sobie radzą w tej trudnej sytuacji, ani co właściwie dzieje się w domostwie na Głowie i jakie tajemnice w sobie ono kryje. A wierzcie mi, trochę ich jest!

Podczas czytania tej książki towarzyszyły mi emocje podobne do tych, jakie miewam, oglądając horror, patrząc przez palce, bo boję się zobaczyć zbyt wiele. Boję się, choć jednocześnie z niepohamowaną ciekawością oczywiście zerkam!
ŻYWICA to bardzo sugestywnie odmalowany obraz choroby psychicznej i jej przerażających skutków, które dotykają nie tylko chorego, ale również jego bliskich. Na skutek traumy przeżytej w dzieciństwie Jens w dorosłym życiu staje się dziwakiem, by stopniowo zacząć pogrążać się w coraz większym szaleństwie. Popada także w chorobliwe zbieractwo, przez które jego dom i gospodarstwo zamienia się w ogromny śmietnik. Obsesyjny strach Jensa przed utratą czegokolwiek, a zwłaszcza tych, których kocha, doprowadza go do drastycznych decyzji, w których kluczową rolę odgrywa tytułowa żywica.

To co uderza w ŻYWICY, to niesamowita atmosfera tej powieści - lepka, budząca ogromny dyskomfort, a jednak bardzo wciągająca. Świat, który we mnie, przeciętnym czytelniku, budził chwilami grozę czy odrazę, postrzegany z perspektywy córeczki Jensa, nabiera specyficznego klimatu: chwilami charakteru baśni, chwilami sennego koszmaru - który jednak z ciekawością się zgłębia..

Bardzo trudno mi było określić się z uczuciami wobec bohaterów, ponieważ mimo rażących zaburzeń, w jakich Haarderowie tkwią po uszy, jest to szczerze kochająca się rodzina. Ich historia nasuwa jednak pytanie: czy ten dramat miałby rację bytu, gdyby nie ludzka obojętność ukryta pod stwierdzeniem, że lepiej się nie wtrącać?
Szczególne emocje wzbudziła we mnie Liv, która nie ma kontaktu z ludźmi z zewnątrz, nie chodzi do szkoły, nie zna innych dzieci - nie licząc swego brata bliźniaka, z którym wiąże się jedna z najbardziej szokujących niespodzianek w całej książce. Przytłaczająca jest myśl, że Liv bez mrugnięcia okiem akceptuje ten obrzydliwy świat, który stworzyli jej rodzice. Gania po lesie z łukiem, poluje, uczy się od ojca być samowystarczalna. Dla tej dziewczynki dom, tonący w hałdach klamotów, to jedyne środowisko naturalne, w którym czuje się bezpieczna. I w którym, jak przysłowiowa skorupka za młodu, nasiąka niepokojącymi cechami. To dzięki niej zakończenie tej powieści jest tak mocne.

Ta powieść jest niczym królicza nora z mrocznej bajki. I to w pewien przewrotny sposób królicza nora niemal w dosłownym sensie - o czym przekonacie się, jeśli sięgnięcie po tę niezwykłą, dziwną i dość przerażającą książkę. Warto jednak podkreślić, że to mroczna historia, zdecydowanie nie dla każdego. I która co wrażliwszych czytelników może nieźle oszołomić, podsunąć pewne obrazy nie do zapomnienia i nie dać potem spokojnie zasnąć.
A jednocześnie jest tak bardzo warta przeczytania, że szok!


Ż Y W I C A
(HARPIKS)
ANE RIEL
PRZEKŁAD: JOANNA CYMBRYKIEWICZ
WYDAWNICTWO ZYSK I S-KA
2020

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz