ZANIM SIĘ POJAWIŁEŚ


Nie mam pojęcia, czemu w moim życiu jak dotąd brakowało książek Jojo Moyes. A już na pewno nie wiem, czemu unikałam najsłynniejszej jej powieści ZANIM SIĘ POJAWIŁEŚ, choć nie zliczę, ile razy wręcz pchała mi się w ręce w bibliotece i na wyprzedażach. Obejrzałam kiedyś ekranizację (piękną zresztą) i na tym poprzestałam. Sięgając w końcu po tę książkę, pomyślałam, że pewnie mi ją po prostu przypomni.
Błąd.
Czekało na mnie dużo, dużo więcej.

CAŁA PRAWDA O MIŁOŚCI


Na ogół wolę obyczajówki z jakimś dramatem w tle, ale dla równowagi chętnie sięgam od czasu do czasu także po te w łagodniejszych klimatach. I taką książką od razu wydała mi się powieść Clare Pooley - obiecując ciepłą historię o przyjaźni i miłości.

Wszystko zaczyna się od zeszytu, w którym ekscentryczny Julian, zapomniany artysta, zapisuje swe wyznanie. Zeszyt, celowo pozostawiony w londyńskiej kawiarni, trafia w ręce jej właścicielki, Moniki, a potem następnych osób. Pojawiają się kolejne szczere wpisy, zeszyt łączy z sobą przypadkowe grono osób, zawiązują się przyjaźnie, nawet coś więcej, a kawiarnia Moniki staje się dla tych ludzi ich przystanią. Czyż to nie brzmi kusząco? Sama chętnie bym do tej kawiarni zawinęła i przekonała się, co mogłoby z tego wyniknąć.

SPÓŹNIONE WYZNANIA


Z Johnem Boyne miałam, jak dotąd, dwie bardzo różne przygody. Raz sprawił, że wstrząsnął mną i płakałam jak dziecko (przy CHŁOPCU W PASIASTEJ PIŻAMIE); drugi raz zirytował mnie jak nie wiem i rozczarował ignorancją i sporą dozą fuszerki (przy W CIENIU PAŁACU ZIMOWEGO).

SPÓŹNIONE WYZNANIA, jako że zawierały w sobie to, co mnie szczególnie przyciąga do lektury (Anglia, okoliczności I wojny, wątek, jak by nie patrzeć, lgbt) niemalże już śniły mi się po nocach. Długo były nieuchwytne, a fakt, że nakład się dawno wyprzedał, sprawił, że ceny egzemplarzy pojawiających się tu i tam, windowały w górę. W końcu jednak zdołałam dorwać tę książkę, i była to wręcz euforia. Nie muszę chyba dodawać, że z miejsca ją przeczytałam. I w końcu mogę stwierdzić, że Boyne nie tylko zrehabilitował się w moich oczach po pożal się Boże W CIENIU PAŁACU..., ale także wspiął na swoiste wyżyny. Można pisać prosto, poruszająco i pięknie. I ten autor znów mi udowodnił, że to potrafi, więc z przyjemnością oddaję mu kredyt mojego zaufania.

TATUAŻYSTA Z AUSCHWITZ


Patrząc na to, jakie ta książka zbiera skrajnie różne recenzje, coś czuję, że moja opinia o TATUAŻYŚCIE Z AUSCHWITZ będzie chyba z tych mniej popularnych. Okazało się bowiem, że to całkiem przystępnie napisana powieść na faktach, choć styl ma ten minus, że czuć, iż wcześniej (według słów samej autorki) był to po prostu scenariusz do filmu. Z drugiej strony - właśnie dość surowy, prosty charakter narracji sprawia, że czyta się to, zachowując pewien dystans, mając miejsce na własne przemyślenia.

 Rzecz jest o Lalem, młodym słowackim Żydzie, który w Auschwitz poznał miłość swojego życia - także więźniarkę, Gitę. Lale szybko zyskał w obozie zajęcie, które pozwoliło mu egzystować we względnych warunkach tj. własne łóżko, dodatkowa porcja zupy. To nie pierwszy tego typu zaradny bohater, który potrafił się w obozowej rzeczywistości jakoś "urządzić". Z powieści wynika, że Lale mógł także z pewną swobodą poruszać się po obozie, co umożliwiało mu m. in. szmugiel czy spotykanie się z ukochaną.

MIŁOŚĆ W AUSCHWITZ


Nie znam jeszcze "Tatuażysty z Auschwitz", ale pamiętam, że w fali krytyki w opiniach, jaka tę książkę zalała, powtarzał się zarzut, że autorka nazmyślała i złagodziła obraz obozu oraz okoliczności życia za drutami. Oburzenie wywoływało m. in. że bohaterowie jej książki mogli się z pewną swobodą przemieszczać po obozie, czy też mieć jakieś romantyczne uczucia.
Miłość, gdy tuż obok konało w cierpieniach i płonęło tysiące ludzi - niektórym może się to wydawać obrazoburcze, zakłócać wizję obozu zagłady. Ale czy postrzegając Auschwitz w ten czarno-biały sposób, poniekąd nie odbiera się w ten sposób tym, którzy tam byli, prawa do normalnych ludzkich reakcji? Przecież nie zostali odczłowieczeni z chwilą, gdy zamykały się za nimi bramy tego strasznego miejsca. Niektórzy żyli w tym obozie latami; walczyli o byt, o lepszą pracę, zawierali przyjaźnie. Mieli nadzieje, pragnienia. I zdarzało się również, że się zakochiwali.

Taką właśnie love story w ponurym cieniu krematoriów jest historia Edka Galińskiego i Mali Zimetbaum, Polaka i Żydówki. Historia, którą poznałam wiele lat temu w obozowych wspomnieniach Wiesława Kielara, a która, mimo tylu publikacji o Auschwitz, wciąż jest tak mało znana. Pomyśleć chociażby, że autorka tej książki, uznana włoska dziennikarka, nie wiedziała o tej parze nic aż do 2015 roku (!), kiedy to, zaintrygowana losami tzw. Romea i Julii z Auschwitz, zaczęła przekopywać archiwa.
Dotarła do wyjątkowych źródeł. Efektem jej pracy jest ta poruszająca książka, która, mimo niewielkiej objętości, zawiera dużą ilość nowych informacji, zwłaszcza o Mali.

Francesca Paci przeplotła historie Edka i Mali, zanim się jeszcze faktycznie spotkali. Odtworzyła ich drogę do siebie oraz ich dramatyczne późniejsze losy. I choć znam ich od dawna, to właśnie dopiero z tej książki dowiedziałam się o nich nowych szczegółów, co porabiali przed wojną, skąd pochodzili i co ich ukształtowało. Z tej opowieści wyłania się portret dwójki niezwykłych, młodych, empatycznych ludzi, którzy zakochali się w sobie w piekle i zdołali przechytrzyć zło.

Rozwijająca się miłosna relacja tych dwojga powraca, niczym jasny promyk słońca, we wspomnieniach wielu więźniów. Byli powszechnie lubiani. Kibicowano im, pewnie też czasem zazdroszczono. Edek planował ucieczkę z przyjacielem, ale po uzgodnieniu sprawy ostatecznie uciekł z ukochaną. To był wspaniały triumf ducha. Choć, niestety, krótkotrwały.

Historia tych dwojga porusza do głębi, ilekroć o nich czytam, i zawsze będzie dla mnie wyjątkowa. Od nich zaczęło się dla mnie czytanie literatury obozowej, zwiedzanie muzeum w Oświęcimiu. Ta upamiętniająca ich książka była dla mnie ogromną niespodzianką i powodem do radości. Nareszcie ktoś o nich napisał! Mam nadzieję, że w końcu rzuci ona światło na naznaczone tragicznym romantyzmem, ciche bohaterstwo tej pary. Paci sugeruje, że przyczyna milczenia o nich być może tkwi w nich samych - Aryjczyku i Żydówce, zakochanych w sobie ponad rasowymi podziałami, które widocznie wciąż mają znaczenie. Smutne, ale coś w tym jest.

 

 MIŁOŚĆ W AUSCHWITZ. (UN AMORE AD AUSCHWITZ. EDEK E MALA: UNA STORIA VERA). Francesca Paci. Przekład: Katarzyna Skórska. Wydawnictwo Prószyński i S-ka. 2020. 

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka.

ZAMIANA


Beth O'Leary po raz kolejny udowodniła, że utarte schematy jej niestraszne - potrafi wykrzesać z nich coś zupełnie świeżego. W swojej drugiej książce stworzyła ujmującą, ciepłą, familijną historię, która ma wszelkie szanse skraść serca wielbicieli małomiasteczkowych klimatów (zaliczam się do nich również ja). Tym razem, w przeciwieństwie do debiutanckich WSPÓŁLOKATORÓW, wątek romantyczny został zepchnięty na boczny tor (no i super, w końcu ileż można), ustępując miejsca relacjom rodzinnym i... sąsiedzkim ;)

WITAMY W BALLYFRANN


Są takie książki, które najlepiej czytałoby się jesiennym wieczorem, pod kocem, i gdy do wtóru w okno wściekle siecze deszcz. Debiutowi Deirdre Sullivan przydałaby się właśnie taka oprawa, dlatego trochę ubolewam, że przyszło mi ją czytać w środku upalnego lata, bo jesień niechybnie jeszcze podkręciłaby klimat tej lektury.

Ballyfrann to irlandzka wioska gdzieś w górach, lasach. Miejsce, gdzie czają się sekrety, o których może lepiej głośno nie mówić. Wiadomo jednak, że ktoś/coś mordowało tu dziewczyny.

ZAGUBIENI W NEAPOLU


ZAGUBIENI W NEAPOLU to debiut Amerykanki, która napisała tę powieść po włosku, by później przetłumaczyć ją na angielski. Debiut, w którym znalazłam swoją idealną lekturę na wakacje.

Heddi przyjechała do Włoch jako nastolatka, w ramach wymiany kulturalnej. I pewnie wcześniej ani jej przez myśl nie przeszło, że utknie tu na 10 długich lat, wrośnie w miasto, które stanie się jej drugim domem, nauczy się języka, zdobędzie fantastycznych przyjaciół. I znajdzie miłość, która ją pochłonie.
Poznanie włoskiego studenta imieniem Pietro to początek przewrotu w jej życiu. Między nim a Heddi wybucha namiętny romans, który przeradza się w uczucie. Ich wspólnym planom na przyszłość staje jednak na przeszkodzie zawzięta matka Pietra, uparcie trwająca w swoim przekonaniu, że jej syn powinien ożenić się z córką sąsiadów, a nie jakąś Amerykanką z drugiego końca świata.

SPALONA

  Anna wraz z mamą przeprowadza się do nadmorskiej mieściny w Szkocji, zostawiając za sobą coś, co zaważyło na jej życiu i decyzji o zmianie miejsca zamieszkania.
W nowej szkole poznaje Cat i Alishę, jednak, choć się zaprzyjaźniają, Anna woli być ostrożna. Wciąż przeżywa we wspomnieniach, w jaki sposób straciła dwie swe poprzednie przyjaciółki. Zdystansowanie, pragnienie wtopienia się w tłum, żałoba po ojcu - wszystko to sprawia, że dziewczyna z trudem odnajduje się w swoim nowym życiu.
 
I wtedy pojawia się to, czego obawiała się najbardziej: plotka, która sprawia, że przeszłość wraca, uświadamiając jej brutalnie, że nie da się tak po prostu przed nią uciec.

CZEGO CI NIE MÓWIĘ

Mahreen - dziewczyna z tradycyjnego, islamskiego domu. Kaleczy się, bo ból przynosi jej ulgę. Choć jednocześnie nasila nienawiść do samej siebie.
Cara - na wózku inwalidzkim, po wypadku sparaliżowana od pasa w dół. W wypadku zginął jej ojciec, za którego śmierć Cara się w dużym stopniu obwinia.
Olivia - atrakcyjna, na pozór wesoła dziewczyna, molestowana przez partnera swej zaślepionej matki.

RED, WHITE & ROYAL BLUE

Tęczowe książki zawsze przykuwają moją uwagę, a ta zwróciła szczególną już w ubiegłym roku - do tego stopnia, że oddałam na nią w ciemno swój głosik w rankingu na Goodreads, z utęsknieniem czekając na jej polskie wydanie. I mogę chyba powiedzieć, że mało co sprawiło mi w tym roku taką uciechę, jak ten oto prebook, który przedpremierowo trafił w moje ręce. To była czysta radość, móc w końcu poznać tę historię! Zaczęłam czytać i poczułam się jakby mnie ktoś wrzucił do basenu z różowymi bąbelkami.

Na ślubie w brytyjskiej rodzinie królewskiej dochodzi do ...tortostrofy. W wyniku pewnej przepychanki Pierwszy Syn Ameryki, Alex Claremont, i brytyjski książę Henry lądują w weselnym torcie. Panowie od lat nie darzą się sympatią. Dla Henry'ego Alex to upierdliwy synalek prezydentki USA, ze skłonnością do upijania się i mówienia co mu ślina na język przyniesie. Dla Alexa Henry to efekt chowu wsobnego, próżniak od funkcji reprezentacyjnych. Ponieważ los styka ich ze sobą nie pierwszy raz i znów wynika z tego spięcie, mogące się przełożyć na polityczne niesnaski między ich ojczyznami, zapada odgórna decyzja: muszą się pogodzić!
Co mają robić? Godzą się. I to jak!
Wynika z tego prawdziwy gorący romans międzykontynentalny - kolejne spotkania Alexa i Henry'ego przyprawiały mnie o radosne weehee!  Ale tych kochanków dzieli nie tylko Atlantyk, lecz przede wszystkim obawy, że spotkają się z brakiem akceptacji i uprzedzeniami. Co, jeśli świat dowie się o tym związku? Czy wyniknie z tego skandal, który podkopie monarchię i nadciągającą kampanię wyborczą matki Alexa?

Historia, którą wymyśliła Casey McQuiston, jest jednocześnie taka, jak wiele innych - bo miłość zawsze działa tak samo; i inna niż wszystkie - bo ma dość niezwykłych bohaterów. To opowieść z przymrużeniem oka, pełna werwy, bezpośredniego humoru, sarkastycznych docinków, jakich sobie nie szczędzą Alex i Henry - te ich przekomarzanki są po prostu przezabawne i słodkie. Jest też sporo hot momentów, co, jak myślę, robi z niej jedną z najgorętszych i najprzyjemniejszych gejowskich love story.

Ta historia ma w sobie coś z obsypanej szczodrze brokatem nowoczesnej bajki, więc akcja zasuwa bez oglądania się za siebie, a ciągłe podróże nad Atlantykiem to dla bohaterów chleb powszedni. Fabuła przeplatana jest mailami zakochanych, w których dają upust swoim uczuciom, wzajemnej tęsknocie i zaczynają cytować listy miłosne sławnych osób. Czytając te ich maile, początkowo bardzo niepoważne, a z czasem coraz bardziej wypełnione emocjami, miałam wrażenie, że i one z powodzeniem mogłyby być gdzieś kiedyś cytowane.

Bardzo podobał mi się sposób, w jaki Casey McQuiston wykreowała swoich bohaterów. Nie poświęciła zbyt wiele miejsca na szczegółowe rozpisywanie się o nich, nadawanie ich postaciom jakiejś szczególnej głębi, ale jakimś cudem wyszli jak żywi.  Alex jest trochę takim szałaputem, z rodzaju tych, co najpierw działają albo coś mówią, a dopiero potem myślą. Henry jest dużo bardziej opanowany, dość wycofany, zamknięty w sobie. Razem świetnie się uzupełniają.
Zabrakło mi jednak perspektywy Henry'ego, która mogła wnieść tutaj troszkę inną perspektywę.

RED, WHITE & ROYAL BLUE to powieść bardzo współczesna, i co ciekawe, wyprzedzająca swój czas - mamy więc w niej rok 2020, bez śladu tego paskudnego koronawirusa. Książka w uroczy sposób hołduje prostej prawdzie, że miłość to miłość. To maślane spojrzenia, rozmarzone uśmiechanie się do telefonu, ilekroć przychodzi wiadomość od Tego Kogoś. To długie pogaduchy wieczorami. To tęsknota, wspólne plany. I nie ma znaczenia, czy wszystko powyższe dotyczy osób odmiennej, czy tej samej płci.
Czy tożsamość seksualna, jakakolwiek by nie była, powinna być powodem do paniki, krycia się, niesnasek w rodzinie, a nawet wykluczenia z niej? Czy musi to być powód do życia w kłamstwie, oszukiwania siebie i innych?

W świetle tego, co dzieje się obecnie w naszym kraju i na świecie - a widać, że rasizm, homofobia i inne chore uprzedzenia nadal, niestety, mają się świetnie - książka McQuiston wydaje się być lekturą całkiem na czasie.
Polecam ten słodki, gorący, wcale nie doskonały, ale i tak cudowny romans, w którym można się po prostu po uszy zakochać❤


RED, WHITE & ROYAL BLUE. CASEY MCQUISTON. Przekład: Emilia Skowrońska. Wydawnictwo Prószyński i S-ka.
2020. Za prebook dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka.



LETNIE MARZENIE

Bardzo polubiłam serię Bombonierki i myślę, że jest jedną z lepszych, jakie można polecić i po jakie mogą dziś sięgnąć nastolatki. Ale żeby nie było - nie tylko one ;) W tych książkach, przykuwających wzrok słodkimi okładkami, naprawdę można się zaczytać! Bez względu na wiek.
I tak trochę przewrotnie - kiedy Cathy Cassidy słowem wstępu życzy zawsze smacznego, wiem już, że skończę czytać głodna i spragniona: czekoladowych pralinek i następnego tomu.

Stadko sióstr Tanberry to pięć nastolatek. O dwóch z nich - Cherry i Skye, opowiadały poprzednie tomy. Część trzecia należy do 13-letniej Summer. Summer jest bliźniaczką Skye, ale dziewczyny sporo od siebie różni. Skye to fanka stylu vintage. Summer z kolei uwielbia taniec. Wszyscy myślą jednak, że to dla niej tylko hobby, tymczasem ona marzy o prawdziwej karierze w balecie. Oblany egzamin podcina jej skrzydła i sprawia, że dziewczyna zaczyna wątpić w swoje zdolności. Wtedy jednak pojawia się szansa na miejsce w ekskluzywnej szkole baletowej. I przesłania Summer wszystko - łącznie z jej chłopakiem, wakacjami i zabawą. Ćwicząc i uparcie dążąc do perfekcji, Summer pogrąża się w obsesji. Jednocześnie zamartwia się, że dorastając, traci figurę baletnicy, więc coraz mniej je...

"Letnie marzenie" to miłe odwiedziny w idyllicznej wiejskiej posiadłości Tanberrych, ale w tej z pozoru leciutkiej, wakacyjnej historii Cathy Cassidy porusza kolejny ważny problem, z jakim zmagają się dorastające dziewczyny - a jest nim dążenie do osiągnięcia wymarzonego wyglądu i wagi kosztem zdrowia.
Opowieść Summer wskazuje też, jak cieniutka jest granica między pasją a obsesją, dla której często rezygnuje się ze wszystkiego, łącznie np. z przyjaźnią. Czy warto? Na pewno warto o tym przeczytać w tej gorzko-słodkiej historii i wyciągnąć własne wnioski.

"Letnie marzenie" ukazuje również, że patchworkowa rodzina może być równie solidna (jeśli nie solidniejsza) jak więzy krwi - jeśli są w niej miłość, zrozumienie i wzajemna troska. Siostry Tanberry zdają ten egzamin na piątkę. NO, może z wyjątkiem najstarszej, Honey ;D Chociaż i ona (widać to wyraźnie) nie jest przecież z kamienia. Jestem pewna, że jeszcze pokaże na co ją stać :)

Póki co, mocno polecam mądre i wzruszające historie Cherry, Skye i Summer. Łakomczuchów jednak uprzedzam, że można sobie przy nich narobić smaka, więc najlepiej mieć pod ręką jakieś wiśnie, pianki czy truskawki ;)


L E T N I E   M A R Z E N I E. (SUMMER DREAM). CYKL: BOMBONIERKI # 3. CATHY CASSIDY. Przekład: Anna Bereta-Jankowska. Wydawnictwo Iuvi. 2020. Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Iuvi.

PIĘĆ ZAUROCZEŃ

Życie uczuciowe Paula przypomina podróż. Szuka miłości, wypatruje jej z drżeniem serca, czeka na nią, jak na coś przełomowego. Kolejne zauroczenia (a może miłości?) przetaczają się przez jego życie, zostawiając w nim trwały ślad... Albo i nie.
Na tę książkę składa się pięć opowiadań, z których każde to historia takiego uczucia. Począwszy od pierwszego - wyraźnie najsilniejszego, które 12-letni zaledwie Paul przeżył na wakacjach we Włoszech, po związki już w dorosłości.

Aciman urzeka swoim stylem, w wyjątkowy sposób opisując wewnętrzne przeżycia swych bohaterów. Jest w tym niezrównany, trudno byłoby mi w tej chwili wymienić drugiego takiego autora, który do sfery uczuć podchodzi z taką uwagą i tak dokładnie wyłuskuje z niej wszystko, co najistotniejsze.
Jego powieści mają również niesamowity klimat. Znaleźć go można bez trudu także w tej książce, zanurzyć się w nim, zaczytać, odpłynąć.

Same opowiadania w "Pięciu zauroczeniach" są jednak dość nierówne. U mnie skończyło się na jednym (zauroczeniu), reszta podobała mi się mniej lub bardziej, ale nie była już tak hipnotyzująca.
Najlepsze to zdecydowanie opowiadanie nr 1, o uczuciu 12-letniego Paula do Nanniego. Znów pojawia się tu (chyba bardzo charakterystyczny dla Acimana) motyw miłości do kogoś dużo starszego. Jest w tym mnóstwo emocji (niewinnych, żeby nie było), gorący klimat włoskiego lata oraz zaskakująca niespodzianka, zamykająca całą historię w poruszającą, spójną całość.

Kolejne opowiadania, przenosząc się za ocean, złapały już lekką tendencję spadkową. Czytało się wciąż dobrze, ale chwilami trąciło już pewną monotonią, przez co można było odnieść wrażenie, że kolejne "miłości" Paula nie wnoszą w jego życie już tyle emocji, są bardziej wyważone, wystudiowane.

Opowieść Paula to uniwersalne studium tego, za czym tęsknimy, czego pragniemy - miłości, uwagi, troski, bycia dla kogoś kimś znaczącym, ważnym, jedynym. Ukazuje też, że z biegiem lat być może zatracamy w sobie coś szczególnego, tworzy się luka, której może nie wypełnić żadna pogoń za uczuciem.

Moje początki z Andre Acimanem były takie sobie, ale w ciągu dwóch lat, po dwóch powtórkach "Tamtych dni, tamtych nocy", i po lekturze "Znajdź mnie", tej wiosny niespodziewanie zdążył przepoczwarzyć się w jednego z moich ulubionych autorów, który wyjątkowo do mnie trafia i do którego bardzo lubię wracać. Niewątpliwie za jakiś czas wrócę również do tej książki, także ją odkrywając pewnie trochę na nowo.

Polecam, jeśli szukacie czegoś na leniwe czytanie, dla wytchnienia :)


P I Ę Ć   Z A U R O C Z E Ń
(ENIGMA VARIATIONS)
ANDRE ACIMAN
PRZEKŁAD: AGA ZANO
WYDAWNICTWO W.A.B
2020

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu W.A.B 

NA OSTRZU NOŻA


Nie zaczytuję się na co dzień w dystopiach, takie klimaty są mi właściwie w ogóle dość obce, ale muszę powiedzieć, że ta książka interesowała mnie już od paru ładnych lat. I kiedy nadarzyła się w końcu okazja, by ją poznać, wciągnęła mnie w tę swoją mroczną przygodę, aż miło. To była niezła gimnastyka dla wyobraźni, a dzięki wspaniałym bohaterom dostarczyła mi też odpowiednią dawkę emocji.

Patrick Ness zaprasza do tzw. Nowego Świata, który na pozór wydaje się całkiem znajomy, ale ogranicza się do jednej osady i brak w nim kobiet. Niepokojące, co? Są tylko mężczyźni, i to wszyscy zarażeni dziwną przypadłością - tzw. Szumem. Oznacza to, że każdy słyszy tu myśli wszystkich pozostałych. W takim świecie, z jednym wielkim strumieniem kakofonii, jak się łatwo domyślić, nie da się nic ukryć.
Todd Hewitt jest najmłodszym chłopcem w osadzie. Na miesiąc przed swoimi urodzinami dowiaduje się, że mężczyźni skrywają przed nim coś strasznego. Z pomocą swych dwóch opiekunów ucieka z osady. W niebezpiecznej wędrówce wspomaga się mapą, a za towarzysza ma jedynie swego psa, Mancziego. Do chwili, gdy nieoczekiwanie spotyka... dziewczynę. Odtąd razem uciekają przed ścigającymi ich bezwzględnymi osadnikami.

Fabuła książki jest bardzo dynamiczna, tu nie ma miejsca na nudę czy roztrząsanie, jak ta historia może się dalej potoczyć, a autor wielokrotnie stawia los bohaterów NA OSTRZU NOŻA. Intryguje też realistycznie odmalowany Nowy Świat, z zamieszkującymi go tajemniczymi Szpaklami. To świat, w którym trzeba się wykazać odwagą, sprytem; tylko kogo bać się bardziej - obcych czy swoich? Świat zdominowany przez strach, ale z majaczącym na horyzoncie światełkiem odmiany na lepsze. Bardzo na czasie. Totalnie spodobał mi się także pomysł z mową zwierząt, a Manczi to jak dla mnie równie ważny bohater tej powieści jak Todd. To dzięki niemu nie brak tu też humoru.

Ta książka to kawał dobrej dystopijnej przygodówki, która dostarcza rozrywki, ale niesie z sobą także życiowe refleksje. Jako że jest to I część trylogii, kończy się cliffhangerem jakich mało, więc uprzedzam, że jedyne co można zrobić po lekturze, to uzbroić się w solidną dawkę cierpliwości - w oczekiwaniu na kolejną część🔥

N A   O S T R Z U     N O Ż A
(THE KNIFE OF NEVER LETTING GO)
CYKL: CHAOS WALKING # 1
PATRICK NESS
PRZEKŁAD: AGNIESZKA HAŁAS
WYDAWNICTWO ZYSK I S-KA
2020

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.

RYZYKO



Po roku od premiery POŚCIGU przyszła w końcu pora na kolejną część perypetii gorącokrwistych hokeistów od Elle Kennedy. A także przebojowych, silnych dziewczyn z Briar, które wiedzą, czego (i kogo) chcą. Na moje oko to właśnie one przejęły tu stery i to z nimi ten spin-off ma wszelkie szanse kojarzyć się bardziej.


Bohaterka RYZYKA, Brenna, dała się już trochę poznać w poprzednim tomie. To córka trenera Jensena, pewna siebie, atrakcyjna dziewczyna, która nie buja w obłokach i bynajmniej daleko jej do małej bezradnej kobietki, rzuconej w świat pełen testosteronu. Brenna, wychowana niemal na lodowisku, jest też oczywiście, wielką fanką hokeja i całym sercem kibicuje podopiecznym swego ojca i kolegom z uczelni.
Tymczasem w tym sercu narobiła sobie ostatnio trochę zamieszania za sprawą niejakiego Jake'a Connelly (i ja jej się nic a nic nie dziwię xD). Problem w tym, że przystojny i seksowny Jake to WRÓG. Jako zawodnik i kapitan hokejowej drużyny Harvardu, stoi po przeciwnej stronie frontu.
Jake i Brenna oficjalnie więc ledwo się tolerują, ale gdy droczą się ze sobą, ile wlezie, na bok idą uprzedzenia i lojalność wobec "swoich" - czuć w tym flirt i coś więcej: iskrzące między nimi pożądanie. Może jednak nic by z tego nie wynikło, gdyby nie pewna rozmowa kwalifikacyjna, która od małego kłamstewka wiedzie Brennę prosto do prawdziwych randek z Jake'm. I nie obędzie się to bez konsekwencji zarówno w ich prywatnym życiu, jak i na lodowisku.

Można chyba powiedzieć, że czego brakowało w POŚCIGU, to RYZYKO dość skutecznie nadrabia. Mamy tu dwójkę ambitnych młodych ludzi, wrogie obozy, smak zakazanego uczucia, z którym trzeba się kryć, bo jego ujawnienie może mieć burzliwe skutki.
Jake i Brenna są pewni siebie, otoczeni wianuszkami przyjaciół, a jako para - rozbrajająco do siebie podobni i warci równie żywiołowego dopingu, jak ich drużyny na lodowisku. Między nimi nie ma zabawy w kotka i myszkę, ostrożnych podchodów, jak pies do jeża - jak to było w przypadku Summer i Fitza. Ta para od początku częstuje się sarkastycznymi docinkami, doskonale wiedząc, dokąd ich to zaprowadzi ;) a ich słowne przepychanki wprost parują emocjami i wzajemnym przyciąganiem.

RYZYKO serwuje lekką młodzieżową rozrywkę, gorące sceny, żywe dialogi, i jak to u Elle Kennedy - powody do niekontrolowanego parskania śmiechem. Ale autorka zadbała też o niezbędną odrobinę poruszających tematów. Jest tu wątek równouprawnienia; pojawia się też trudna relacja Brenny z ojcem i pewna smutna historia z przeszłości, która nie daje o sobie zapomnieć. Trochę szkoda, że ten ostatni wątek nie został lepiej rozwinięty.

Jak na koledżowy romans, RYZYKO całkiem zgrabnie ukazuje, że czasem warto ryzykować, przekraczać własne granice, zwalczać stereotypy - dla kogoś innego lub dla samego siebie. Sama Elle Kennedy wspomina w posłowiu, że od dawna nie bawiła się tak dobrze przy pisaniu, jak przy powstawaniu RYZYKA. W moim odczuciu hat trick to raczej nie jest, zabrakło mi w tej książce jakiegoś elementu zaskoczenia, mocniejszego zgrzytania między bohaterami (w końcu są z wrogich obozów), a przewidywalność sprawiła, że nie przewracałam stron w jakimś super tempie. Ale fakt, że od czasów Hannah i Garretta w końcu w Briar trafiła się para, która przekonała mnie do siebie i przeciągnęła na swoją stronę tak, jak tamta pierwsza.
To nieskomplikowana i przyśpieszająca puls lektura dla wytchnienia i oderwania się od poważniejszych tematów.


R Y Z Y K O
(THE RISK)
CYKL: BRIAR-U # 2
ELLE KENNEDY
PRZEKŁAD: EWA HELIŃSKA
WYDAWNICTWO ZYSK I S-KA
2020

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.

ŻYWICA



Co powiecie na książkę, która już słowem wstępu serwuje czytelnikowi nie lada szok i napięcie, jakiego nie powstydziłby się sam Alfred Hitchcock? Już pierwsze zdanie ŻYWICY brzmi jak makabryczny żart. A są to na dodatek słowa wypowiedziane przez dziecko - małą dziewczynkę, Liv, która pełni rolę częściowej narratorki tej historii.

A mogłaby ona zacząć się właściwie całkiem normalnie. Na wyspie zwanej Głowa, w odosobnieniu od innych, w środku lasu, mieszka rodzina Haarderów, od lat trudniąca się wyrobem trumien oraz sprzedażą choinek na święta. Po latach interes przejmuje młodszy syn, Jens. Tyle, że interes wkrótce podupada, sprzedaż ustaje, Jens popada w totalne zaniedbanie, a jego kontakty z ludźmi ograniczają się do niezbędnego minimum.
Kiedy dochodzi do tragedii i córeczka Jensa zostaje uznana za zmarłą, Haarderowie stają się jeszcze większymi odludkami. Ich odizolowanie się we własnym świecie odbierane jest przez ludzi jako potrzeba świętego spokoju. Nikt więc w okolicy tak naprawdę nie wie, jak Haaarderowie się miewają i jak sobie radzą w tej trudnej sytuacji, ani co właściwie dzieje się w domostwie na Głowie i jakie tajemnice w sobie ono kryje. A wierzcie mi, trochę ich jest!

Podczas czytania tej książki towarzyszyły mi emocje podobne do tych, jakie miewam, oglądając horror, patrząc przez palce, bo boję się zobaczyć zbyt wiele. Boję się, choć jednocześnie z niepohamowaną ciekawością oczywiście zerkam!
ŻYWICA to bardzo sugestywnie odmalowany obraz choroby psychicznej i jej przerażających skutków, które dotykają nie tylko chorego, ale również jego bliskich. Na skutek traumy przeżytej w dzieciństwie Jens w dorosłym życiu staje się dziwakiem, by stopniowo zacząć pogrążać się w coraz większym szaleństwie. Popada także w chorobliwe zbieractwo, przez które jego dom i gospodarstwo zamienia się w ogromny śmietnik. Obsesyjny strach Jensa przed utratą czegokolwiek, a zwłaszcza tych, których kocha, doprowadza go do drastycznych decyzji, w których kluczową rolę odgrywa tytułowa żywica.

To co uderza w ŻYWICY, to niesamowita atmosfera tej powieści - lepka, budząca ogromny dyskomfort, a jednak bardzo wciągająca. Świat, który we mnie, przeciętnym czytelniku, budził chwilami grozę czy odrazę, postrzegany z perspektywy córeczki Jensa, nabiera specyficznego klimatu: chwilami charakteru baśni, chwilami sennego koszmaru - który jednak z ciekawością się zgłębia..

Bardzo trudno mi było określić się z uczuciami wobec bohaterów, ponieważ mimo rażących zaburzeń, w jakich Haarderowie tkwią po uszy, jest to szczerze kochająca się rodzina. Ich historia nasuwa jednak pytanie: czy ten dramat miałby rację bytu, gdyby nie ludzka obojętność ukryta pod stwierdzeniem, że lepiej się nie wtrącać?
Szczególne emocje wzbudziła we mnie Liv, która nie ma kontaktu z ludźmi z zewnątrz, nie chodzi do szkoły, nie zna innych dzieci - nie licząc swego brata bliźniaka, z którym wiąże się jedna z najbardziej szokujących niespodzianek w całej książce. Przytłaczająca jest myśl, że Liv bez mrugnięcia okiem akceptuje ten obrzydliwy świat, który stworzyli jej rodzice. Gania po lesie z łukiem, poluje, uczy się od ojca być samowystarczalna. Dla tej dziewczynki dom, tonący w hałdach klamotów, to jedyne środowisko naturalne, w którym czuje się bezpieczna. I w którym, jak przysłowiowa skorupka za młodu, nasiąka niepokojącymi cechami. To dzięki niej zakończenie tej powieści jest tak mocne.

Ta powieść jest niczym królicza nora z mrocznej bajki. I to w pewien przewrotny sposób królicza nora niemal w dosłownym sensie - o czym przekonacie się, jeśli sięgnięcie po tę niezwykłą, dziwną i dość przerażającą książkę. Warto jednak podkreślić, że to mroczna historia, zdecydowanie nie dla każdego. I która co wrażliwszych czytelników może nieźle oszołomić, podsunąć pewne obrazy nie do zapomnienia i nie dać potem spokojnie zasnąć.
A jednocześnie jest tak bardzo warta przeczytania, że szok!


Ż Y W I C A
(HARPIKS)
ANE RIEL
PRZEKŁAD: JOANNA CYMBRYKIEWICZ
WYDAWNICTWO ZYSK I S-KA
2020

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.

FIRST LAST NIGHT

Moja trzecia przygoda z serią FIRST to miłe spotkanie z bohaterami poprzednich części, których zdążyłam już szczerze polubić (zwłaszcza pewnego przyszłego weterynarza ;D). Ale FIRST LAS NIGHT to przede wszystkim poznanie się z dwójką nowych bohaterów, którzy, choć bardzo wyraziści, dotąd przewijali się jedynie gdzieś w tle. Ten duet to zadziorna, przebojowa Tate i zamknięty w sobie, opiekuńczy Trevor.

Tate i Trevor, jak sami podkreślają, nawet nie są w swoim typie. Ale jakimś cudem chemia między nimi jest gęstsza niż miód :D Ciągnie ich do siebie; a z drugiej strony odpycha - z winy skrajnie różnych charakterów. Dodatkowo cieniem na tej burzliwej, rozchwianej relacji kładzie się tragedia z niedawnej przeszłości - zagadkowa śmierć brata dziewczyny, studenta, który został znaleziony martwy w swym mieszkaniu. Tate gnębi przygniatające poczucie winy z powodu brata, które popycha ją do balansowania na krawędzi, i które jest niczym innym jak próbą ukarania siebie, a jednocześnie zapomnienia. Jak żyć z wyrzutami sumienia, że się coś ważnego przeoczyło, zawiodło? I czy chęć ochrony przed jeszcze dotkliwszym zranieniem kogoś, kto jest dla ciebie ważny, tłumaczy kłamstwo?

Kolejna wizyta na uniwersytecie w Blackhill ma w sobie od groma emocji. I jak to u Iosivoni, niby wszystko to już było, a zaczynam czytać i przepadam. Trudna relacja Tate i Trevora, w której jakby odwrócili się rolami i która się z czasem jeszcze bardziej skomplikuje, od samego początku intryguje i jest pełna napięcia. Tę historię wzbogacają również ich niebanalne, bardzo konkretne osobowości. Trzeba też przyznać, że autorka idealnie ich ze sobą sparowała na klasycznej zasadzie przeciwieństw. A na deser zaserwowała nie lada niespodziankę. Iosivoni nie zapomniała też o poprzednich bohaterach - mają tu naprawdę sporo miejsca dla siebie. Jeśli ktoś jeszcze ich nie zna, zaczynając przygodę z FIRST od trzeciego tomu, to mają tutaj sporą szansę zainteresować sobą na tyle, by zechciał nadrobić wcześniejsze części. Obecność Dylana, Emery, Luke'a i Elle dodaje tej historii ciepła i humoru, a także, właściwej gatunkowi college romance, specyficznej, bardzo przyjemnej przyjacielskiej otoczki.

Żeby nie było tak różowo, muszę przyznać, że końcówka FIRST LAST NIGHT jednak mnie zawiodła. Odniosłam wrażenie, że ta tragedia w tle, która budowała napięcie, została jakoś na siłę ugłaskana, uproszczona. A można było z tego wyciągnąć coś więcej. Ewentualnie być może czytałam tę książkę w nie najlepszym momencie i trudno mi przyznać, że cokolwiek się dzieje, życie toczy się dalej i nie ma sensu się zadręczać, czując się odpowiedzialnym za zbawienie całego świata.
Po trosze takie jest właśnie niezbyt wesołe, choć na pewno oczyszczające, wyzwalające przesłanie tej powieści - bohaterowie muszą poznać prawdę i spróbować ją zaakceptować.  Ale znalazłam w niej jeszcze jeden, znacznie weselszy wniosek: czasem trzeba się samemu kopnąć w tyłek. Niekiedy za karę, a niekiedy na zachętę do działania.

Bianca Iosivoni wyraźnie nabiera szlifu i z każdym tomem charakter jej powieści wydaje się coraz lepszy, z mniejszą liczbą potknięć, o których wspominałam przy poprzednich częściach. Tradycyjnie już znowu się także nieco rozpisała, co poniekąd mnie zdziwiło, gdy przeczytałam w posłowiu, że pisała tę książkę w rekordowym, wyznaczonym terminie. Nadal nie mogę się zdecydować, czy ta szczodra objętość jej powieści to plus czy minus jej stylu. Choć te historie bardzo dobrze się czyta, chwilami daje się odczuć dłużyzny. Nie powinnam chyba jednak narzekać, bo finalnie FIRST to jedna z najsympatyczniejszych serii w młodzieżowej konwencji, jakie ostatnio czytałam. I na pewno nie odmówię sobie przyjemności powrotu do Blackhill wraz z kolejnym, ostatnim już, czwartym jej tomem.


"W zasadzie nie chodzi o przebaczenie i zapomnienie, ale o ludzi, których człowiek chce mieć w swoim życiu."


FIRST LAST NIGHT
CYKL: FIRST # 3
BIANCA IOSIVONI
PRZEKŁAD: EMILIA SKOWROŃSKA
WYDAWNICTWO JAGUAR
2019

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Jaguar.