Z GŁOWĄ W GWIAZDACH

Jesteście spontaniczni czy lubicie wszystko planować, skrupulatnie zaznaczając w kalendarzu?
Jeśli to drugie, to na pewno dogadalibyście się z Zorie Everhart. Planowanie daje tej dziewczynie poczucie, że ma kontrolę nad swoim życiem. Ale czy rzeczywiście tak jest?
Spójrzmy. Rodzinny biznes (prywatna klinika zdrowia i urody) coś ostatnio traci klientów, prawdopodobnie przez sąsiedztwo sex-shopu. Małżeństwo rodziców Zorie, jak dziewczyna przypadkiem odkrywa, wisi praktycznie na włosku. A jej wakacyjne plany biorą w przysłowiowy łeb - zamiast wyjazdu z kółkiem astronomicznym, mama namawia ją na karkołomny wyjazd na kamping w górach ze znajomymi. Na wyprawę jedzie Brett, do którego dziewczyna ma wyraźną słabość, odkąd namieszał jej trochę w głowie. Okazuje się jednak, że będzie tam także Lennon McKenzie. Syn sąsiadek i właścicielek sex-shopu. Kiedyś jej najlepszy przyjaciel. A od roku wróg, który - uwaga - złamał jej serce.

Na tej wyprawie nic nie idzie tak, jak trzeba. Jedni traktują ją serio, inni chcieliby się po prostu spontanicznie dobrze bawić. A ponieważ zabawa z alkoholem i dzikie harce po nocach nie idą w parze z pobytem na terenie parku przyrody, między skłóconymi biwakowiczami szybko dochodzi do niesnasek i wzajemnych pretensji. Rozłam w paczce sprawia, że w zasadzie bezstronna Zorie budzi się pewnego ranka, pozostawiona w obozowisku wysoko w górach, tylko z dziką zwierzyną i... z Lennonem. Trudy wędrówki na szlak i liczne niebezpieczeństwa pozwalają im zakopać wojenny topór i zbliżają ich znowu do siebie. Ale czy na tyle, by wyjaśnili sobie, co ich tak naprawdę rok temu rozdzieliło?

Z GŁOWĄ W GWIAZDACH to połączenie młodzieżowego romansu z przygodówką. To urocza, romantyczna historia z odrobinką pikanterii, wychodząca poza ramy sztampowej, wakacyjnej love story, której wyjątkowości dodają zarówno nieszablonowi bohaterowie, jak i piękne okoliczności dzikiej kalifornijskiej przyrody.
Ale żeby nie było zbyt słodko, autorka mądrze dodała do fabuły także parę kropel goryczy i odrobinę dreszczyku. Wyznania i pocałunki pod gwiazdami, w górskiej leśnej głuszy, przeplatają się tu z przygodami, przyprawiającymi co najmniej o solidne wzdrygnięcie.  

Książka traktuje o pierwszej miłości, zawiedzionych nadziejach, ale i rodzinnych problemach (odrobinę w duchu Romea i Julii), które mają ogromny wpływ na naszych bohaterów i długi czas nie pozwalają im się porozumieć. Jedyna w swoim rodzaju lekcja przetrwania w górach, z dala od rodziców, skłania ich, by spróbowali zawalczyć o swoje także w życiu; a prawda, która z czasem wychodzi na jaw, pozwala im spojrzeć na pewne sprawy z nowej perspektywy.

Zorie i Lennon od początku w zasadzie skradli mi serce. Gryzłam się z tym mocno, co takiego ich skłóciło i nie mogłam się doczekać, aż sobie wszystko w końcu wyjaśnią. Łączy ich świetna, specyficzna chemia. Oboje są z tych, których łatwo uznać za trochę dziwnych, ale w najlepszym tych słów znaczeniu ;) Ona - fanka gwiazd, planuje studiować astronomię. On, syn przebrzmiałego punkrockowca, wygląda, jakby go ktoś żywcem wyciął z mrocznej mangi. To jednak Lennon, jak na ironię, okazuje się najdojrzalszy ze wszystkich nastoletnich bohaterów w tej książce. Dość rzec, że życzę każdemu wybierającemu się pod namiot, tak rozsądnego i zaradnego towarzysza, jak on - ten chłopak to złoto :D
 
Z GŁOWĄ W GWIAZDACH to wyjątkowa, przyjemna lektura w sam raz na lato. I na każdą inną porę roku także.
Rozbawi żywymi, cudownymi dialogami i łamiąc pewne stereotypy, zauroczy, trochę też zasmuci, bo jak w życiu, nie wszystko w niej układa się po myśli bohaterów. To książka pełna niespodzianek, która, wierzcie mi - przekazuje znacznie więcej, niż zasady prawidłowego biwakowania, zapewniając ekscytującą przygodę i emocjonującą lekturę!

"Jakby między nami doszło do nagłego przeskoku potężnej energii, która teraz wibruje. Jak na znaku stojącym za moimi plecami, głoszącym: 'UWAGA NA KRAWĘDŹ. SKAŁY SĄ ŚLISKIE!'"


Z   G Ł O W Ą   W   G W I A Z D A C H
(STARRY EYES)
JENN BENNETT
PRZEKŁAD: ANNA BERETA-JANKOWSKA
WYDAWNICTWO IUVI
2019

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Iuvi.

THE BRIGHTEST STARS



Jak to mówią Za mundurem panny sznurem, ale bohaterka nowej książki Anny Todd, córka zawodowego żołnierza, chyba by się z tym nie zgodziła. Ta dziewczyna ma po dziurki w nosie patrzenia na wojskowych i obracania się w ich towarzystwie. Ze względu na profesję ojca Karina i jej brat bliźniak, Austin, nie mieli normalnego dzieciństwa. Wychowywali się w kolejnych bazach wojskowych. Również z powodu służby ojca w armii i jego zobowiązań nie przetrwało małżeństwo ich rodziców. Matka odeszła, pozostawiając po sobie wyrwę nie do zapełnienia.

Wkraczając w dorosłość, Karina, w przeciwieństwie do brata, postanowiła zacząć żyć na własny rachunek, wyrywając się z rodzinnego wariatkowa. Zdobyła dyplom masażystki i zatrudniła się w jednym z lokalnych salonów. Nadal jednak mieszka blisko bazy, czuwając, by lekkomyślny Austin nie posłuchał ojca służbisty i nie zaciągnął się do armii. Dziewczyna doskonale wie, co oznacza służba i wyjazdy na misje, i w jak ogromnym stopniu odbijają się nie tylko na samym żołnierzu, ale również na jego najbliższych. Nie wyobraża sobie też, by mało odporny i zagubiony Austin nadawał się do tej roli, stara się więc go chronić. Efektem są jednak jedynie pretensje ojca, głównie pod jej adresem, że chłopak nadal nie potrafi się ogarnąć.
 

Pewnego dnia klientem Kariny zostaje milkliwy, ciemnoskóry młody żołnierz, Kael Martin. Zauroczona nim i zaintrygowana jego wycofanym stylem bycia, łamie dla niego swoje zasady trzymania się z dala od wojskowych. Budująca się między nimi z wolna więź staje jednak pod znakiem zapytania, gdy wychodzi na jaw, że Kaela i jej ojca łączy pewna tajemnica.

THE BRIGHTEST STARS to pierwszy tom STARS - nowej serii Anny Todd. Po mojej przygodzie z AFTER, która okazała się całkiem udana, byłam szczerze ciekawa, co autorka ma do zaoferowania w swojej nowej odsłonie, zwłaszcza, że sięgnęła po ciekawy temat.
Książka wciągnęła mnie już na starcie, zapowiadając się na solidną i emocjonującą historię. Od początku jest w niej pewne napięcie. Poczułam się jednak trochę zdezorientowana, kiedy mniej więcej w połowie przyłapałam się na myśli, że... właściwie niewiele się tu dzieje. Poziom napięcia w zasadzie nie rośnie, a fabuła, choć przyjemna i ciekawa, snuje się chwilami wręcz jak w slowmotion. Polski podtytuł tej powieści brzmi POŻAR ZMYSŁÓW, ale to również okazuje się trochę mylące, bo żadnego pożaru tutaj nie ma - nie licząc może rozrób nieodpowiedzialnego Austina. Relacja Kariny i Kaela jest łagodna i specyficzna. Rozumieją się, nawzajem pociągają, przyjemnie kontrastują (on milczek, ona gaduła). Podobał mi się ich sposób na tzw. nierandki, dzięki którym coraz bliżej się poznają, zamiast skupiać na czysto fizycznej stronie swojej relacji. Jak na razie jednak mało gorącego romansu w tym romansie. Mam nadzieję na ten pożar w kolejnych tomach :)
 

O ile w kwestii romansu książka z lekka rozczarowuje, o tyle trafiły się w niej jednak inne smaczki. Przede wszystkim przyjemny styl autorki, z dawką finezji, której brakowało mi w AFTER; to wyraźnie lepsza Anna Todd. Zjednali mnie sobie również bohaterowie, zwłaszcza zakompleksiona bohaterka z życia wzięta, śledząca z zazdrością na insta profile swoich koleżanek, którym się powiodło. To taka dziewczyna z sąsiedztwa.
Książka drąży temat trudnego dorastania i jeszcze trudniejszych życiowych wyborów, a także skomplikowanych rodzinnych relacji. Poruszony jest tu również delikatny problem stresu pourazowego u żołnierzy po misjach oraz drażliwa tematyka rasizmu - a fakt, że akcja toczy się na Południu Stanów, gdzie uprzedzenia rasowe nadal mają się świetnie, wyraźnie nie jest tu bez znaczenia.

Ta historia, nawet jak na typowy military romance ma naprawdę spory potencjał i dużo ciekawych wątków, które zasługują na należyte rozwinięcie. Końcówka powieści to bomba, której chyba w sumie należało się spodziewać, biorąc pod uwagę, że jest to tom pierwszy. Manewr może nie do końca zaskakuje, ale wzbudza pożądane emocje i oszołomienie, pozostaje więc uzbroić się w cierpliwość i poczekać na ciąg dalszy!

"Czy to nie zabawne, że ludzie wiecznie domagają się prawdy, chociaż większość nie potrafi jej znieść?"


T H E   B R I G H T E S T   S T A R S
CYKL: STARS # 1
ANNA TODD
PRZEKŁAD: AGNIESZKA MYŚLIWY
WYDAWNICTWO OMG BOOKS / ZNAK
2019

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu OMG Books / Znak.

NIGDZIE INDZIEJ







Jakie pierwsze skojarzenia nasuwają nam się kiedy słyszymy słowo: Indianin?
Winnetou? Zabawa w podchody i malowanie sobie twarzy w kolorowe pasy? Tipi? Łapacze snów? A może groteskowy Tonto zagrany przez Johnny Deppa w Jeźdźcu znikąd?
Co my tak naprawdę wiemy o Indianach oprócz tego, co przekazano nam w masowej pop kulturze, tudzież ucząc, że żyli w Ameryce, kiedy została odkryta przez przybyszy zza wielkiej wody i że zostali przez tych przybyszy, delikatnie ujmując, wysiudani z własnych ziem?

Powiem szczerze, że sama wiem na ten temat niewiele, dlatego książka Tommy'ego Orange'a, zapowiadająca się po opisie na ważną lekturę o rozliczeniowym charakterze, zwróciła moją szczególną uwagę.

Tommy Orange, członek plemion Czejenów i Arapahów z Oklahomy, omija w swej debiutanckiej powieści zakłamaną historię, znaną z przestarzałych podręczników, ukazując tę, której z pewnością co niektórym wygodniej nie znać - tak jak na pewne rzeczy lepiej nie patrzeć, a pewnych spraw nie roztrząsać. Orange odważnie rzuca wyzwanie sumieniu białej Ameryki, głośno przypominając, że dzieje jego pobratymców, rdzennych mieszkańców tego kontynentu, którzy za sprawą białych stali się obcy na swych własnych ziemiach, wyparci z nich, przegonieni - to długa opowieść, naznaczona niewyobrażalnym cierpieniem.
Jeśli weźmiemy pod uwagę, że 95 procent populacji Indian zostało w imię kolonizacji i ekspansji terytorialnej właściwie unicestwionych, słowo holokaust w odniesieniu do ich historii nabiera bolesnego autentyzmu.

Eksterminacja rdzennych mieszkańców Ameryki została zatuszowana. Świat o niej milczy, bo tak nakazuje przesączona fałszem poprawność polityczna. Tommy Orange wdziera się w tę ciszę, stając się wyraźnym głosem swego ludu, nazywając jego tragedię po imieniu. Każe nam prześledzić niewygodną dla białych przeszłość. Stawia też niełatwe pytania na temat obecnej sytuacji Indian - niedobitków, co prawda, nie izolowanych już w rezerwatach, ale nadal wyobcowanych w amerykańskim społeczeństwie, które ich wchłonęło. Autor pozwala nam przyjrzeć się efektom tej asymilacji na siłę.

Akcja NIGDZIE INDZIEJ toczy się współcześnie, a dwanaścioro bohaterów tej powieści, stanowiących mieszankę bardzo różnych osobowości, łączy jedno - wszyscy oni, choć każdy z własnych powodów, znajdą się na wielkim zjeździe plemiennym, organizowanym na stadionie w Oakland. Będzie tam m. in. Dene Oxygene, który chce kontynuować dzieło swego zmarłego wuja i stworzyć zbiór historii, opowiedzianych przez Indian. Również Bill Davis, weteran wojny w Wietnamie, który na co dzień sprząta stadion po imprezach. Jaquie Czerwone Pióro jedzie na zjazd z daleka, chcąc zobaczyć występ swego wnuka, Orvila, który weźmie udział w tradycyjnym tańcu indiańskim.
Zaledwie 14-letni Orvil z kolei jest tu przykładem bohatera, który choć o kulturze swych przodków dowiaduje się z Internetu, czuje się spadkobiercą jej spuścizny i rozumie, jak ważne jest przekazywanie historycznego i kulturowego dziedzictwa następnym pokoleniom, by go nie zaprzepaścić.
Dla kontrastu - kilkoro bohaterów niewiele starszych od Orvila, dorastających wśród przemocy, ma zupełnie inne plany wobec zjazdu, co w efekcie przyczyni się do tragedii.

Powieść Orange'a nie należy do łatwych lektur. Spora ilość bohaterów i ich osobne historie (które z czasem zaczynają się ściśle ze sobą splatać), sprawiały, że chwilami trochę się gubiłam. Styl autora też jest specyficzny. Książka wymaga więc od czytelnika pewnego wysiłku, choć jednocześnie potrafi być dość hipnotyzująca, niepokojąca. Da się w niej usłyszeć echo wierzeń Indian, bogactwa ich kultury, ducha. Odbija się w niej jednak także ogólny marazm i fatalizm, w jakim obecnie tkwią, obrabowani nie tylko z własnych ziem i praw do niej, ale również z nadziei. Dzisiejsi tzw. miejscy Indianie w powieści Orange'a to rozgoryczeni ludzie tkwiący w jakimś pełnym przemocy miejscu gdzieś pomiędzy, w pułapce o nieokreślonych ramach, nie umiejący się odnaleźć, popadający w uzależnienia, popełniający samobójstwa. Oni już sami nie wiedzą, kim są. Są jak wyrzut sumienia, nad którym nikt zbytnio nie chce się zastanawiać.

My, Polacy, dobrze wiemy co to znaczy przekłamywać historię. Można powiedzieć, że znamy ten ból. Dlatego myślę, że NIGDZIE INDZIEJ to ważna książka i warto się z nią zmierzyć. Polecam zarówno tym, którzy żywo interesują się samym tematem Indian, jak i tym, którzy zechcą się pochylić nad nikczemnie kamuflowanym tzw. indiańskim problemem.


N I G D Z I E   I  N D Z I E J
(THERE THERE)
TOMMY ORANGE
PRZEKŁAD: TOMASZ TESZNAR
WYDAWNICTWO ZYSK I S-KA
2019

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.

PUCKED UP

Po historii Alexa i Violet z PUCKED, Helena Hunting zaserwowała kolejną nieodparcie zabawną i gorącą opowieść, biorąc tym razem na cel Bucka, brata Vi i kolegę Alexa z drużyny hokejowej.

Miller Butterson, zwany po prostu Buck, chłopak, który otrzymał imię na cześć marki piwa, dał się już trochę poznać w poprzednim tomie i to, trzeba przyznać, od nie najlepszej strony. Ten chłopak, zdolny nadać nazwy różnokolorowym kondomom, wydawał się nie mieć większych zmartwień ponad to, by się dobrze bawić. Buck to niewątpliwie świetny hokeista, ale i kawał imprezowicza. I pewnie niezła samolubna szuja, dopowiecie. Otóż nie! :)

Buck wiódł, co prawda, żywot playboya, ale odkąd poznał Sunshine, coś się z nim stało. Sunny to siostra Alexa, z którą teoretycznie łączy Bucka tylko ten sam jasny kolor włosów. Chcąc się odegrać na Alexie, rozważał swego czasu zaliczenie Sunny. Nie przewidział tylko, że ta Kanadyjka wyzwoli w nim emocje także w partiach powyżej pępka. Buck jest gotów dla Sunny zerwać z bujnym rozrywkowym życiem. Trudno mu ją jednak do siebie przekonać, gdy dzielą ich setki mil, a on ma wrodzoną tendencję do wpadania w kłopoty - czego efektem są zwykle fotki na Instagramie i Facebooku w co najmniej żenujących sytuacjach.

PUCKED UP to godna kontynuatorka PUCKED. Nie jedzcie nic podczas czytania, bo książka zdecydowanie na tym ucierpi, gdy będziecie parskać śmiechem :D Buck był przezabawny już w tamtej części, ale jako narrator przechodzi samego siebie. Chwilami można pomyśleć, że to głuptak, nie panujący nad swym życiem. A jednak, walcząc o dziewczynę swych marzeń, jest w swej słodkiej, gamoniowatej, zakochanej i altruistycznej wersji bardzo przekonujący.

Buck uchodzi za tępaka. Ale czy naprawdę taki jest? Myślę, że warto dać mu szansę się zaskoczyć ;) Mnie absolutnie kupił swą szczerością i celami, jakie postanowił zrealizować, wbrew pozorom wcale nie myśląc o sobie.
 
Tu dochodzimy do sedna, bo podobnie jak poprzedniczka, PUCKED UP pod całą swą jajcarską warstewką kryje w sobie coś więcej niż romans. Wytyka oczywiście ocenianie po pozorach. Porusza również temat smutnej przeszłości bohatera - zakompleksionego, dyslektycznego, na wpół osieroconego dzieciaka z wystającymi zębami, które potem zostały wybite. Tym razem Helena Hunting ładnie nakreśliła też bratersko-siostrzaną relację Bucka z Violet. Jeśli w części pierwszej między tymi dwoma aż sypało iskrami od ciągłych utarczek, teraz w końcu widać, że łączy ich w gruncie rzeczy mocna, piękna więź i gotowi są wzajemnie się wspierać.
 

Polecam tę książkę wszystkim, którzy lubią gorące sportowe romanse i bezpośredni, swobodny i chwilami nawet z lekka niedorzeczny humor, który potrafi rozładować każdą sytuację. Jest opcja, że uśmiejecie się do łez :D Ja, podobnie jak z poprzednią, świetnie się z tą historią dzięki Millerowi bawiłam, a nawet troszkę sobie przez tego łobuza popłakałam 💔, bo książki Heleny Hunting mają w sobie to coś, co sprawia, że będąc totalnymi rozweselaczami, potrafią także przemycić treści, które zwyczajnie chwytają za serce.
 

Na pewno sięgnę po kolejne części tej serii. Nie mogę się wręcz doczekać!

"Związki to nie zabawa. nikt nie chce, żeby druga osoba sobie z nim pogrywała, może z wyjątkiem ludzi, którzy lubią dramaty i chcą skończyć w tym okropnych randkowych reality show."


P U C K E D   U P
CYKL : PUCKED # 2
HELENA HUNTING
PRZEKŁAD: MAGDALENA SIEWCZYŃSKA-KONIECZNY
WYDAWNICTWO SZÓSTY ZMYSŁ / PAPIEROWY KSIĘŻYC 
2019

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Szósty Zmysł / Papierowy Księżyc.

ZAGINIONY KONTYNENT


Kalifornia kojarzy nam się z wiecznym, pięknym latem, prawda?  A Nowy Jork pewnie z wieżowcami jak z pocztówki i Central Parkiem :)

A wiecie, czym charakteryzuje się stan o ładnej nazwie Iowa? Jeśli wierzyć autorowi - polami kukurydzy. I totalną nudą. To tam właśnie Bill Bryson, znany amerykański autor książek popularnonaukowych i podróżniczych,
przyszedł na świat. Tak  mu jednak obrzydł jednostajny krajobraz złożony z bezkresnych pól i silosów, że już jako dorosły człowiek, zafascynowany Europą i Europejczykami, postanowił wynieść się do Anglii. Po latach zatęsknił jednak za ojczyzną i wrócił na sentymentalną wycieczkę. Pożyczonym od matki leciwym chevroletem wyruszył śladami miejsc, w których bywał w dzieciństwie, co w rezultacie zamieniło się w podróż po całych Stanach. Bryson zapragnął ujrzeć Amerykę od podszewki. ZAGINIONY KONTYNENT to właśnie szczegółowy, pasjonujący opis tej podróży. Książka ma 30 lat, ale czy straciła na swej aktualności?

Stany Zjednoczone to dla mnóstwa osób istna ziemia obiecana, a znając niemalże sielski obraz tego kraju z filmów, rzadko się pamięta, jak bardzo jest on podrasowany. Ta książka pokaże Wam wersję no filter - ukaże rzeczywistość amerykańskiej prowincji, która potrafi być byle jaka, przeraźliwie nudna czy kiczowata. Bryson odwiedził w swej podróży trzydzieści osiem stanów, pokonując prawie 14 000 mil. W opisach swych perypetii jest do bólu szczery, błyskotliwy i nieodparcie zabawny - śmiałam się nad tą książką niemalże strona za stroną. Do połowy czytało się to pysznie, potem trochę już znużyło (w końcu to długa podróż!), co nie zmienia faktu, że ta książka to istna kopalnia informacji, cytatów i anegdot.
 

A wyłania się z tej przyjemnej, popularnonaukowej lektury obraz Ameryki jako kraju paradoksów, gdzie da się zrealizować każdy idiotyczny pomysł. Np. upamiętnić miejsce urodzenia wynalazcy nawilżającej chusteczki ;D Autor z humorem, ironią, przez które jednak przebija rozczarowanie i pewien smutek, nie oszczędza stylu bycia swych rodaków. Wytyka ignorancję, samoadorację, przerażający stoicyzm, zamiłowanie do wygody i bzdurnych gadżetów. Zwraca też uwagę na powszechną komercjalizację, nawet nielicznych dobytków młodej przecież historii, oraz na ogromne zanieczyszczenie środowiska. Wspomina też o godnym współczucia losie rdzennych mieszkańców Ameryki, zepchniętych do roli folklorystycznej atrakcji.

Ale pośród tych narzekań znalazło się miejsce także na równie szczere zachwyty. Zachwyciły Brysona m.in. przepiękne parki narodowe, stany Georgia czy Karolina Południowa; także Charleston - miasto i mieszkańcy, cytując autora -  jak z reklamy Pepsi. Czuję, że mogłabym tam mieszkać! :D

Ameryka dla wielu jest i niewątpliwie nadal będzie fascynującym synonimem szczęścia i sukcesu. Ta przezabawna, ale mądra książka, która skłania do myślenia, pozwala nadal ją lubić, choć jednak spojrzeć na nią z rozsądnym przymrużeniem oka ;)


 "Jeżeli ktoś jeździ w Stanach Zjednoczonych autobusem dalekobieżnym, to znaczy, że nie stać go na podróż samolotem albo - w tym kraju trudno sobie wyobrazić większą nędzę - nie ma samochodu. A jeśli kogoś nie stać na samochód, jest to ostatnie stadium przed bezdomnością."


Z A G I N I O N Y   K O N T Y N E N T
(THE LOST CONTINENT. TRAVELS IN SMALL-TOWN AMERICA)
BILL BRYSON
PRZEKŁAD: TOMASZ BIEROŃ
WYDAWNICTWO ZYSK I S-KA
2019

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.

PUCKED

Sporo wody upłynęło od premiery tej książki, jednak odkąd się ukazała, korciło mnie, żeby się z nią poznać. Lubię lekkie sportowe romanse, a PUCKED (swoją drogą dający początek całej serii) wyglądał mi na coś w stylu znanej mi Elle Kennedy. Książka zebrała skrajnie różne opinie, które początkowo trochę mnie zdezorientowały, postanowiłam jednak dać jej szansę. I nie żałuję, bo mimo pewnych obaw całkiem pozytywnie mnie zaskoczyła.

Bohaterka PUCKED, Violet Hall żyje otoczona ludźmi hokeja. Jej ojczym to jednocześnie trener i łowca talentów. Przyrodni brat Buck to zawodnik NHL. Po jednym z meczów Bucka Violet poznaje jego kolegę z drużyny, Kanadyjczyka Alexa Watersa. Dziewczyna ma wyrobione zdanie o hokeistach - to kobieciarze jakich mało, bez skrupułów korzystający z usług wiecznie się wokół nich kręcącej chmary hokejowych króliczków. Z tego właśnie powodu wszyscy koledzy Bucka (łącznie z nim samym) napawają Violet obrzydzeniem.
Jednak Alex (za którym ciągnie się szczególnie zła sława) budzi jej zainteresowanie. Okazuje się, że podobnie jak ona, to ukryty nerd, który studiował dwa kierunki i potrafi cytować Tołstoja! Jak jednak pogodzić wizerunek dziwkarza z romantycznym kolesiem, przysyłającym Vi kwiaty i zabawne pluszaki?

Trafiają się takie książkowe pary, które lubię od pierwszej strony i Violet i Alex do nich zdecydowanie do nich należą. Oboje są dobrze wykreowani, naturalni i wzbudzili moją nieodpartą sympatię. Ich relacja od początku wręcz buzuje emocjami, choć, jak na ognisty romans, rozwija się w dość nieśpiesznym tempie. Violet jest niemożliwie pyskata, sarkastyczna, ale przy tym inteligentna, błyskotliwa i autoironiczna. Trzeba tu chyba wspomnieć, że ma też trochę szalone, może nawet odrobinę skrzywione? poczucie humoru, którym chwilami potrafi nieźle zaskoczyć. Dzięki temu trafiają się tu - że tak zacytuję samego Alexa - porąbane akcje z jego przyrodzeniem. Upodobała sobie także wyjątkowo słówko bóbr, które ma w tej książce dwojakie znaczenie XD Szczerze mówiąc, obawiałam się trochę, że jej humor na mnie nie podziała. Ale ku swemu zaskoczeniu uśmiałam się całkiem zdrowo :D

W książce, obok pierwszoplanowego, dominującego wątku romansowego, poruszona jest kwestia popularności w zawodowym sporcie, tego, co w przypadku Alexa ze sobą niesie - wielkie pieniądze, ale i utratę prywatności, uciążliwość mediów, które goniąc za tanią sensacją, często przekręcają fakty i wypaczają rzeczywistość na potrzeby przyciągnięcia odbiorców. Popularność wymaga podtrzymania ustalonego wizerunku, który jest często zafałszowany, nie ma wiele wspólnego z prawdą. Hunting udało się dobrze oddać charakter tej medialnej pułapki. Ciekawie i przezabawnie wypadł też wątek z rodzinami Violet i Alexa oraz sportową przeszłością chłopaka  - nie zgadniecie, co wcześniej trenował, nagnany przez mamę ;)

PUCKED to lekka, przyjemna, łatwo przyswajalna lektura, z którą nie nudziłam się ani przez chwilę. Nie przeszkadzał mi jej specyficzny humor, który chwilami balansuje sobie beztrosko na granicy absurdu, bo z drugiej strony potrafi przyprawić o autentyczną kolkę ze śmiechu. Książka broni się sensowną fabułą, o którą wcześniej (przyznaję ze wstydem) zbytnio jej nie posądzałam. Perypetie bohaterów, mimo, że nieskomplikowane, wciągają i skłaniają, by im kibicować. Przy tym nie tylko bawią, potrafią też wzruszyć. Byłam zaskoczona, ale w pewnej kulminacyjnej chwili zakręciła mi się nawet łezka w oku!

Jako ostro doprawiony sportowy romans, słodki i gorący zarazem, PUCKED plasuje się na tej samej półce, co powieści Elle Kennedy, choć moim zdaniem jest bardziej wyzbyty hamulców, zabawniejszy, wydaje mi się również, że ma w sobie więcej polotu i więcej ognia. To także, a może przede wszystkim, historia miłosna, która mnie na swój sposób ujęła, ładnie ukazując, że warto walczyć o swoją drugą połówkę, kiedy się ją już odnajdzie.


Jeśli lubicie hokej, hokeistów, Kanadę, syrop klonowy... lub po prostu namiętne romanse z bardzo bezpośrednią narracją, które mają w sobie to coś, jestem pewna, że PUCKED nie zrobi Wam krzywdy ;) Może się za to okazać całkiem przyjemną lekturą, która potrafi nie tylko zawrócić w głowie, ale i solidnie poprawić humor :D

"Kocham to, że na zewnątrz jest takim twardzielem, a w środku jak ptasie mleczko."


P U C K E D
CYKL: PUCKED # 1
HELENA HUNTING
PRZEKŁAD: MAGDALENA SIEWCZYŃSKA-KONIECZNY
WYDAWNICTWO SZÓSTY ZMYSŁ / PAPIEROWY KSIĘŻYC
2018

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Szósty Zmysł.