BĄDŹMY DOBREJ MYŚLI

Od razu muszę zaznaczyć, że lektura tej specyficznej książki nie jest łatwa i moim zdaniem na pewno nie jest to pozycja dla każdego. Autobiograficzna powieść Caroliny Setterwall wypełniona jest cierpieniem, poczuciem winy i smutkiem, którymi, szczerze mówiąc, bez pardonu przytłacza, a przy jesiennej szarudze to odczucie jeszcze się nasila. Przynajmniej w moim przypadku tak to zadziałało. Choć lubię takie klimaty, tym razem w trakcie czytania czułam wręcz potrzebę odkładania lektury dla oddechu. I nie wiem do końca, co o tej książce sądzić. Chwilami miałam z nią mocno pod górkę, a z drugiej strony jest bardzo życiowa, szczera do bólu, emocjonalna, choć wyprana z sentymentów, i potrafi poruszyć do głębokich zakamarków w sercu.

Żałoba to ciężki temat. Wie to każdy, kto przez nią przechodził, kto kogoś opłakiwał.
Partner Caroliny umarł niedługo po tym, jak urodził im się syn. Wiąże się z tym pewne dziwne wydarzenie. Autorka już w prologu wspomina, jak pewnego dnia otrzymała od Aksela dziwnego maila, w którym powiadamiał ją, co ma zrobić, gdyby umarł. Lubił mieć wszystko z góry zaplanowane, więc w jego przypadku taki mail może nie powinien dziwić. Skąd jednak nagle taka czarna myśl? I to w momencie, kiedy w jego życiu dopiero co zaczął się nowy, ważny rozdział? Impuls? A może przeczucie? Wkrótce, pewnego ranka Aksel po prostu się nie obudził, a Carolinie nagle zawalił się cały świat.

Carolina i Aksel nie byli wcale wzorcową parą. Ich historia, którą autorka w szczegółach opowiada w kolejnych rozdziałach, sięgając do swych wspomnień, miała w sobie niewiele z upiększonej, romantycznej powieści o miłości. Na wielu płaszczyznach, choćby odnośnie dziecka, dogadywali się tyle o ile. Ich wspólne życie w dużym stopniu bazowało na sztuce kompromisu; było pełne zgrzytów, nieporozumień, trosk dnia codziennego, w których oboje się zagubili.

Jak to jest, że dopiero po stracie dostrzegamy, jak silna więź łączyła nas ze zmarłym? Jak iść dalej z tą powstałą w życiu wyrwą?
Carolina Setterwall dzieli się w swojej książce szeregiem bardzo osobistych problemów i wątpliwości, nawet w kwestii macierzyństwa, którego tak pragnęła, a które w tych trudnych chwilach po prostu ją wykańcza. Z czasem uczy się je cenić, od nowa dostrzegać pozytywy w życiu i otwierać się na nowe szanse.

Po skończeniu czytania nasunął mi się taki wniosek, że właściwie trudno mi być jednoznacznie dobrej myśli po tej lekturze. Choć gdzieś tam przez tę udrękę autorki przebija nieznaczny promyczek nadziei, przytłoczyła mnie ta smutna historia. To książka zdecydowanie dla tych, którzy odnajdują się w mocno refleksyjnych, depresyjnych klimatach, a która dla mnie okazała się chyba jednak zbyt ciężkim kalibrem.


BĄDŹMY DOBREJ MYŚLI
(Låt oss hoppas på det bästa)
CAROLINA SETTERWALL
PRZEKŁAD: MACIEJ MUSZALSKI
WYDAWNICTWO ZYSK I S-KA
2019

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.

OSADA

Jak kończyć sezon na opowieści z dreszczykiem (albo i dreszczem) to czymś solidnym. I dobrze się złożyło, że padło u mnie na OSADĘ szwedzkiej autorki Camilli Sten, bo okazała się lekturą w odpowiednim stopniu mroczną i tajemniczą, by dostarczyć mi czytelniczej rozrywki. Jeśli lubicie historie, których akcja toczy się w jakimś odludnym miejscu, z dala od uroków cywilizacji, gdzieś, gdzie wołanie o pomoc może najwyżej odbić się echem w nieprzyjaznej przestrzeni, to w tej książce takie okoliczności macie jak w banku ;)

Niewielka ekipa młodych filmowców jedzie do starej górniczej osady, gdzieś na szwedzkim bezludziu, w której w 1959 roku jednego dnia zniknęli wszyscy mieszkańcy. Zaginął wszelki ślad po dziewięciuset ludziach - nie licząc ukamienowanej martwej kobiety na placu i noworodka, znalezionego w miejscowej szkole.

Główna bohaterka powieści, Alice, to młoda reżyserka, dla której projekt o osadzie może być szczeblem do kariery filmowej. Alice ma osobiste powiązania z tym miejscem. Zresztą, nie ona jedna w tej ekipie.
 

Filmowcy zamierzają przeszukać zapleśniałą, opuszczoną wioskę, nagrać ciekawy materiał, ale ich wyprawa szybko się komplikuje i przybiera zły obrót. Otacza ich złowroga cisza, wokół pełno miejsc do ukrycia. Już pierwszej nocy widzą tajemniczą postać. W ich krótkofalówkach słychać dziwne głosy i krzyki, na nagranym filmiku ktoś w ukryciu chichocze... Czyżby nie byli tu sami?
 

Co właściwie stało się w tym miejscu 60 lat wcześniej? Zbiorowa psychoza? Ucieczka? 
Liczne retrospekcje przenoszą nas do przeszłości i pozwalają zobaczyć, jak i czym żyła wówczas osada. A z tej historii zaczyna wyłaniać się kluczowa postać - młody, przystojny pastor o niezwykłej charyzmie...
 

Ależ ta historia ma klimat! Wprost emanuje złowróżbnymi wibracjami. Wędrowanie po opuszczonej wiosce przypomina spacer po polu minowym, tu każdy spróchniały stopień może okazać się pułapką. Dodajmy do tego skomplikowane relacje bohaterów, najeżone wzajemnymi oczekiwaniami i pretensjami, które podsycają poczucie bezbronności i zagubienia.

W OSADZIE thriller gatunkowo miesza się z horrorem, a niepokojące elementy, którymi autorka gęsto tu częstuje, sprawiają, że chwilami włosy stają dęba. Właściwie do samego końca utrzymuje się w tej książce dziwna atmosfera rosnącego napięcia, pogłębianego pewną dezorientacją, niepewnością co do tego, co jest tu rzeczywiste, a co jedynie wytworem nakręconej wyobraźni. Odniosłam też takie wrażenie, że młodego pastora Mattiasa nie powstydziłby się choćby Stephen King. Na samo wspomnienie o tej mrocznej postaci czuję się nieswojo. 
OSADA ma w sobie skandynawski chłód i surowość, oraz genialną atmosferę. Muszę tu przyznać, że sama zagadka zniknięcia mieszkańców nie jest aż tak trudna do rozwikłania, przynajmniej mnie nie sprawiła kłopotu; w pewien sposób odpowiedź nasuwała się sama, wydawała mi się nawet oczywista. Nie powiedziałabym jednak, że było to dla mnie rozczarowaniem. Jedno było oczywiste, drugiego nie dawało się logicznie wyjaśnić, więc zachowany jest tu pewien balans, dzięki któremu książka i tak potrafi zaskoczyć.
Za zacny, przyprawiający o ciarki całokształt (i za ten znak zapytania, z którym autorka nas pozostawia!) należą się Camilli Sten duże brawa.

"Lęk jest zimny i ma długie paznokcie."


O S A D A
(STUDEN)
CAMILLA STEN
PRZEKŁAD: MACIEJ MUSZALSKI
WYDAWNICTWO ZYSK I S-KA
2019

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.

CHŁOPIEC, KRET, LIS I KOŃ

Pierwszy raz zdarzyło mi się przeczytać książkę niemal natychmiast po jej otrzymaniu. Zajęło mi to ok 20 minut, i to dlatego AŻ tyle, że szczegółowo oglądałam zdobiące ją genialne ilustracje. Książka Charliego Mackesy CHŁOPIEC, KRET, LIS I KOŃ, na pozór wyglądająca jak pozycja dla dzieci, to lektura praktycznie dla czytelnika w każdym wieku. Dla każdego, kto ma chwilę, by się zatrzymać, pomyśleć i wziąć głęboki ożywczy oddech.

Tytułowi bohaterowie poznają się i odbywają wspólną wyprawę, podczas której dowiadują się czym jest przyjaźń, miłość, poczucie własnej wartości, i co jest w życiu najważniejsze.
Historia ma konwencję uroczej, mądrej powiastki w duchu KUBUSIA PUCHATKA, do którego chyba jej najbliżej klimatem: z chłopcem, który żywo przypomina Krzysia, kretem marzącym w kółko o dużej porcji ciasta, lisem, który odwdzięcza się za uratowanie życia i koniem, który, choć największy z nich, czasem również musi poszukać odwagi. Całą tę oryginalną czwórkę łączy cudowna i szczera więź, a opowieść o nich ma w sobie coś magicznego. Dotyka prostych życiowych prawd i wartości, o których, zwłaszcza w dzisiejszym świecie pełnym fałszu i pogoni za sukcesem, tak często się zapomina.
 

Mimo, że samego tekstu w książce jest niewiele, historia, którą w sobie kryje, wyjątkowo mocno chwyta za serce, sprawia, że momentami łzy same ciekną po policzkach, zachwyca, a jej przesłanie jest cudownie kojące i niesie pociechę.
Opis z tyłu na okładce mówi, że ta książka jest jak uścisk przyjaciela. Te słowa idealnie oddają jej charakter. Ona jest rzeczywiście niczym mocny, podnoszący na duchu, serdeczny, ciepły przytulas!❤
 

Muszę też tu wspomnieć o tym, jak pięknie jest ta pozycja wydana. Nie spodziewałam się, że to będzie taka wyjątkowa perełka. Twarda oprawa, piękna wklejka, gruby, kremowy papier, w środku oryginalna czcionka i masa cudownych ilustracji, które współtworzą tę niezwykłą, klimatyczną opowieść.
To książka, którą można od serca dać przyjacielowi lub komuś bliskiemu. I do której bez wątpienia się wraca, sięga po nią znowu, i znowu.
 

Ja jestem w niej zakochana❤


CHŁOPIEC, KRET, LIS I KOŃ
(THE BOY, THE , THE FOX AND THE HORSE)
CHARLIE MACKESY
PRZEKŁAD: 
WYDAWNICTWO ALBATROS
2019

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Albatros.

MIEDZIAKI

Colson Whitehead - to chwytliwe nazwisko od kilku lat rzuca mi się w oczy w księgarniach, nie miałam jednak jak dotąd okazji przeczytać żadnej z jego książek. Whitehead uchodzi za jednego z najwybitniejszych współczesnych pisarzy amerykańskich; za powieść KOLEJ PODZIEMNA nagrodzony został nawet Pulitzerem. MIEDZIAKI to jego najnowsza książka, dzięki której postanowiłam w końcu zapoznać się z tym panem i przekonać, w czym tkwi fenomen jego twórczości.
A teraz właściwie nie wiem, jak opisać wrażenia po tej lekturze. Mam takie uczucie, jakby zapadły się we mnie głęboko i nie mogę ich wydobyć; i że będę o tej powieści myśleć jeszcze długo po jej przeczytaniu. MIEDZIAKI to wstrząsająca historia o pewnym haniebnym procederze. I o niezłomnym poczuciu godności, ukrytym w niepozornym, kujonowatym z wyglądu chłopcu w okularach.

Akcja powieści toczy się w latach 60-tych, na Południu Stanów Zjednoczonych. Moje ulubione sweet sixties bynajmniej nie mają tu tak beztrosko różowego wizerunku, jaki wykreowała im popkultura. Czarnoskóry nastolatek Elwood Curtis, praktycznie porzucony przez rodziców i wychowywany od maleńkiego przez babcię, to grzeczny, uczynny chłopiec. Do tego wzorowy uczeń, który ma widoki na studia. Tymczasem przez zupełny przypadek zostaje niesłusznie  uznany za współwinnego kradzieży auta i zamknięty w poprawczaku, o którym mówi się po prostu Miedziak. Oficjalnie Miedziak śmie zwać się szumnie szkołą. Tak naprawdę w tym przybytku również kwitnie rasizm, a chłopcy od dziesiątek lat traktowani są wedle widzimisię kadry wychowawców i opiekunów. Są wykorzystywani, także seksualnie, bici, poniżani. A ci, którzy podpadną, nie dostosują się, sprzeciwią - znikają, użyźniając pobliskie dzikie poletko.

W takim bagnie ląduje delikatny Elwood ze swym głębokim poczuciem moralności oraz głową nabitą wzniosłymi, odważnymi słowami swego duchowego mentora - Martina Luthera Kinga. Chłopak postanawia cierpliwie przetrwać odsiadkę. Nawiązuje kilka bliższych znajomości, z godnością znosi też bolesne zapoznanie się z zasadami funkcjonowania w tym miejscu. Ale okrucieństwo w Miedziaku skłania go w końcu do ryzykownej próby wystąpienia przeciwko bezdusznemu systemowi.

Tę historię, opartą na faktach (Miedziak jak najbardziej miał swego autentycznego odpowiednika) czyta się z poczuciem bezbrzeżnej bezsilności. A w myślach nasuwa się bez końca pytanie: jak coś takiego w ogóle mogło istnieć? Dlaczego na to pozwalano? Gdzie była władza i prawo?

Whitehead sięga po tematy, które w historii Ameryki są wstydliwymi plamami na jej sumieniu. Rozlicza ją z najcięższych win, pokazując brudną prawdę o głęboko zakorzenionym rasizmie, ogromnej niesprawiedliwości, o bardzo wadliwym systemie społecznym. Wiele mnie w tej książce oburzyło. Organa prawa, które skazują niewinnych, nie robiąc absolutnie nic z istnym barbarzyństwem wyrządzanym przez innych. Pozbawianie ludzi tego, co najcenniejsze - godności osobistej. Wyjątkowo szokujące było też to, że główni bohaterowie to tylko dzieci, nie tylko głęboko świadome okrucieństwa swego losu, ale wręcz z nim zżyte, przywykłe do niego, przyjmujące go z pełną rezygnacji konstatacją, że to coś, czego zmienić się i tak nie da. Jakby nie miało ich spotkać już nic dobrego. Ten brak nadziei jest porażający. Co ciekawe, proza Whiteheada nie epatuje emocjami, ma stonowany, wyważony charakter, pozwala samemu ustosunkować się do tego, o czym się czyta. Efekt jest taki, że uderza tym mocniej.

Ta dramatyczna historia to upamiętnienie chłopców, którzy przeszli przez Miedziaka, opuszczając go (często z traumą na resztę życia) lub nie mając, niestety, tyle szczęścia. Whitehead dał głos sprawie, która nie powinna zostać zapomniana, za którą odpowiedzialne są nie tylko jednostki, ale i wadliwe prawo, społeczeństwo, rząd. Przerażające, jak niewiele znaczy ludzkie życie w świecie pełnym korupcji i przemocy.


M I E D Z I A K I
(NICKEL BOYS)
COLSON WHITEHEAD
PRZEKŁAD: ROBERT SUDÓŁ
WYDAWNICTWO ALBATROS
2019

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Albatros.

PIANKOWE NIEBO

Kiedy latem sięgnęłam po pierwszy tom serii Bombonierki pt. WIŚNIOWE SERCE - ta historia po prostu mnie oczarowała: swoją bezpretensjonalnością, brakiem sztuczności i banałów, kreacją młodziutkich bohaterów, zaskakującą fabułą.
I wiecie co? Drugi tom - PIANKOWE NIEBO jest jeszcze lepszy! A może właściwie powinnam napisać: pyszniejszy!

Z tego, co wiem, wszystkie części Bombonierek dotyczyć będą kolejno pięciu sióstr. W poprzednim tomie do czterech sióstr Tanberry dołączyła Cherry Costello, której tata związał się z mamą dziewczynek. Bohaterką PIANKOWEGO NIEBA jest jedna z nich - Skye, która ma siostrę bliźniaczkę, Summer. Choć dziewczyny z wyglądu są identyczne, tak naprawdę wiele je różni. I po części właśnie o tym jest ta książka. Summer jest przebojowa, zwykle zbiera oklaski. Skye natomiast jest spokojniejsza z natury i zdaje się być zawsze w cieniu siostry. Pasją Summer jest balet, a marzeniem kariera na scenie. Ale to kompletnie nie bajka Skye. Ona ma upodobanie do historii i stylu vintage

To właśnie jej żywe zainteresowania przeszłością (i remont strychu) naprowadzą ją na trop tajemniczej, tragicznej opowieści miłosnej sprzed 100 lat. Pośród starych bibelotów znalezionych na poddaszu znajduje się kufer z zagadkową zawartością. To pamiątka po krewnej, która w latach 20-tych podobno popełniła samobójstwo z powodu nieszczęśliwej miłości. Noszenie ubrań po bohaterce tej historii sprawi, że Skye zacznie mieć dziwne sny z nieznanym jej chłopcem w roli głównej.

Akcja PIANKOWEGO NIEBA zaczyna się w Halloween (w to mi graj :D), więc od początku wkrada się tu pewna doza tajemnicy. Po drodze Skye czeka sporo niesamowitych (czasem odrobinę przerażających) przeżyć, które pomogą jej poznać nie tylko dawne rodzinne sekrety, ale również mocniej uwierzyć w samą siebie i zrozumieć, że nie jest kalką swej śmiałej i energicznej siostry. Muszę powiedzieć, że ujęło mnie totalnie, w jaki sposób Cathy Cassidy wykreowała Skye, obdarzając ją niesamowitą empatią wobec innych, świadczącą o jej wielkiej wrażliwości, wyrozumiałością i wyjątkowym jak na jej 13 lat wyczuciem balansu. Skye odnajdzie się nawet w sytuacji trochę oderwanej od rzeczywistości. Z tych bardziej przyziemnych perypetii - dziewczyna przyjdzie z pomocą przyjacielowi, beznadziejnie zakochanemu w Summer; a jednocześnie sama popadnie przez niego w emocjonalną huśtawkę!

Powiem tak: chciałabym wracać do każdej serii z taką przyjemnością jak do tej. I to wcale nie tylko dlatego, że rodzice bohaterek zajmują się tworzeniem pysznych czekoladowych trufli, a na samym końcu autorka serwuje przepisy na czekoladowe słodkości :D
Te urocze książki naprawdę mają w sobie coś wyjątkowego. Bawią, wzruszają, skłaniają do przemyśleń, mają w sobie bogatą różnorodność emocji. Nie ma w nich nic zbędnego, wciśniętego na siłę. Nie unikają trudnych tematów i konfliktów. Mamy tu pierwsze zakochania, przyjaźń, rywalizację - typowe nastoletnie problemy, a wszystko to oddane z wnikliwością i wyczuciem. Są też kłopoty rodzinne, w których tworzeniu celuje zła na cały świat najstarsza z dziewczyn - Honey. To postać, której każde pojawienie się mogłoby równie dobrze skutkować gwałtownym wyładowaniem elektrycznym xD Honey nadal nie może odnaleźć się w nowym układzie w rodzinie i robi zadymy o byle co, dbając o odpowiedni poziom ciśnienia w tej historii.

Ta część ciekawie ukazuje też niezwykłą więź, łączącą bliźnięta, uświadamiając, że każde z nich to indywidualna osobowość i tak właśnie powinny być traktowane.

PIANKOWE NIEBO to 300 stron czystego czytelniczego nieba w dziale z młodzieżówkami dla nieco młodszych czytelniczek. Ale jest to tak napisane, że również dorosły może bez trudu i bardzo dobrze odnaleźć się w tej konwencji. Bardzo polubiłam Skye za jej życzliwy charakter, a jej historia była świetną jesienno-zimową przygodą ze szczyptą niesamowitości.



PIANKOWE NIEBO
(MARSHMALLOW SKY)
CYKL: BOMBONIERKI # 2
CATHY CASSIDY
PRZEKŁAD: ANNA BERETA-JANKOWSKA
WYDAWNICTWO IUVI
2019

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Iuvi.

ŚWIATŁO KSIĘŻYCA

To już moja druga powieść Jenn Bennett na czytelniczym koncie. O poprzedniej - Z GŁOWĄ W GWIAZDACH w samych superlatywach pisałam na blogu latem. ŚWIATŁO KSIĘŻYCA to także letnie, wakacyjne wręcz klimaty, które urozmaiciły mi trochę jesienne czytanie. Tym razem również jest to nieco pokręcona młodzieżówka z niezłymi oryginałami w rolach pary głównych bohaterów. Dziewczyna ma narkolepsję, a chłopak po mistrzowsku zna się na karcianych sztuczkach. Książka ma w sobie słodycz typową dla dziewczyńskich powieści, a jednocześnie odrobinę niezbędnej życiowej goryczy, która dodaje jej realizmu.

Birdie Lindberg to 18-letnia fanka kryminałów i domorosły detektyw, istna Nancy Drew - wszędzie zwęszy zagadkę. Kilka lat temu straciła mamę, niedawno - babcię, i teraz mieszka tylko z dziadkiem na wyspie z widokiem na Seattle. Są wakacje, a ona podejmuje pierwszą pracę w mieście, w hotelu, w którym, jak się okazuje, pracuje też niejaki Daniel. Tych dwoje spotkało się już kiedyś. I to w okolicznościach, których wspomnienie przyprawia Birdie jednocześnie o zażenowanie i rumieńce. Nie można powiedzieć, żeby się znali, ale udawać, że się zupełnie nie znają, też nie wypada. Wszystko wskazuje zresztą na to, że wzajemna chemia nadal działa!

Ale zbliży tę dwójkę do siebie nie tylko nieodparte przyciąganie. Połączy ich również pewne śledztwo, dotyczące znanego pisarza - autora (a jakże!) kryminałów, który notorycznie odwiedza hotel, umawiając się w nim na podejrzane spotkania.
Ponad to Birdie i Daniel zmagają się z osobistymi kłopotami, którymi coraz bardziej są skłonni się ze sobą podzielić. A te kłopoty okażą się zdumiewająco wręcz podobne i staną się prostą drogą do nieporozumień.
 
ŚWIATŁO KSIĘŻYCA wpasowuje się klimatem w letnie młodzieżówki, w których w zgodnej parze idą przygoda i wątek romantyczny. Książka jest zabawna, a zgrabnie wpleciony pastiszowy wątek detektywistyczny dostarcza tu smaczku intrygi. Pod przygodą kryje się jeszcze warstwa obyczajowa, a w niej problemy bohaterów. Chodzi w nich zwłaszcza o błędy przeszłości, popełnione wcale nie przez nich, ale zdecydowanie rzutujące na ich obecne życie.

Między tą parą naprawdę nieźle iskrzy! Ale, ku mej uciesze, nie jest to typowy młodzieżowy romans, w którym chemia łącząca bohaterów spycha na margines pozostałą resztę. Książka delikatnie porusza szereg kwestii, które w życiu nastolatków często są decydujące. W przypadku Birdie i Daniela wszystko zdaje się łączyć z rodzinnymi tajemnicami i tym, że oboje wychowali się w niepełnych rodzinach. Zaowocowało to u nich poczuciem zagubienia u progu dorosłości i ucieczką w beztroską sferę marzeń. Trudno mi było mieć do nich o to pretensje i rozumiałam ich rozterki. Birdie i Daniel metodą prób i potknięć uczą się, że życie to nie zagadka, którą wystarczy rozwikłać. Nie da się go także układać według statystyk, ani unikając powtórki cudzych błędów - bez wątpienia popełni się masę swoich własnych. 

ŚWIATŁO KSIĘŻYCA to historia o dojrzewaniu i wkraczaniu w dorosłość, która skłania do pewnych niewesołych, życiowych refleksji. Nutka dramatyzmu nie przytłacza tu jednak całej reszty, więc lektura należy do tych sympatycznych i lekkich. Całkiem dobrze się przy niej bawiłam, a oryginalność bohaterów (w której Jenn Bennett chyba rzeczywiście celuje) dodawała tej historii odrobiny przyjemnej nieprzewidywalności.


 Ś W I A T Ł O   K S I Ę Ż Y C A
(SERIOUS MOONLIGHT)
JENN BENNETT
PRZEKŁAD: IZABELLA MAZUREK
WYDAWNICTWO IUVI
2019

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Iuvi.

POCAŁUNKI W NOWYM JORKU



Święta Bożego Narodzenia to czas, gdy wokół roztacza się cieplutka aura wzajemnego zrozumienia i miłości. Ale kiedy tuż przed dostało się od życia solidnego kopniaka - jak te święta przetrwać bez chęci zabarykadowania się gdzieś, odcięcia od świata i sączącej się zewsząd, lepkiej jak miód świątecznej słodyczy? Jak dostrzec magię świąt, gdy jest się załamanym i samotnym?

Jest Wigilia. Porzucona przez chłopaka Charlotte wraca do domu do rodzimej Anglii, jednak z powodu śnieżycy utyka na nowojorskim lotnisku. Tutaj jest świadkiem chamskiego zerwania, którego ofiarą pada Anthony. Ona zza Wielkiej Wody, on tutejszy - para zgnębionych swą sytuacją nastolatków odnajduje w swoim towarzystwie zrozumienie, pociechę i rusza razem w miasto, kierując się pewnym przypadkowo kupionym poradnikiem, który ma im pomóc pozbierać się po bolesnych zerwaniach i posklejać swe złamane serca.

Młodzieżówka i święta to jak dla mnie mix doskonały. A ta książka z przeuroczą okładką jest tego bardzo dobrym, udanym przykładem. Nie tylko przenosi w wyobraźni do zasypanego śniegiem Nowego Jorku, lecz zapewnia także przyjemną lekturę i sporo wrażeń. Przyprawia o uśmiech i chwyta za serce. Wędrówka Charlotte i Anthony'ego przez pokryte białym puchem miasto ma w sobie element ryzykownej przygody, zabawy, jest też wręcz filmowo romantyczna. W przenośni to dla tej dwójki także droga do poznania samych siebie. Byłam ciekawa, dokąd ich ona zaprowadzi. I co zrobią, gdy zaczynie ich łączyć coś więcej, niż wspólne zapominanie o byłych i przygarnięty po drodze piesek.

Powieść Catherine Rider (nawiasem mówiąc pod tym nazwiskiem kryje się para autorów) traktuje o świętach, ale jakby od podszewki; o odnajdywaniu ich magii (trochę przekornie odnośnie tytułu) nie w miejscu, w którym się je spędza, a w towarzystwie tych, którzy są nam najbliżsi. Ewentualnie są na dobrej drodze, by takimi się stać ;) Jest to też historia o nie rezygnowaniu ze  swych  marzeń, odnajdywaniu nowych sił, by je realizować; o dostrzeganiu nowych możliwości i otwarciu na to, co niesie z sobą życie.

Ujęła mnie ta historia i sprawiła, że żywo udzielił mi się jej  świąteczny nastrój🎄 Lektura, choć w lekkim stylu i świątecznej oprawie, jest całkiem życiowa, krzepiąca i z realnymi, przesympatycznymi bohaterami, których bardzo polubiłam. W książce nie brak pewnych fabularnych niespodzianek i wzruszających momentów. Moje serce zwierzoluba rozmiękczył też wątek psiaka (żywe kilka kg cukru!), który staje się ważnym ogniwem tej opowieści.

Na koniec dodam, że dzięki współpracy z Wydawnictwem Feeria miałam wielką przyjemność patronować tej książce :)


P O C A Ł U N K I   W   N O W Y M   J O R K U
(KISS ME IN NEW YORK)
CATHERINE RIDER
PRZEKŁAD: ANNA DOBRZAŃSKA
WYDAWNICTWO FEERIA YOUNG
2019

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Feeria.

JEGO BABECZKA

Mam ostatnio szczęście do fajnych książek z jesienią w tle. Z JEGO BABECZKĄ również mi w tym temacie wyjątkowo po drodze. Ten pomarańczowy niczym dynia kolor na okładce nie kłamie. Kto kocha jesień, bez trudu dojrzy w tej książce sporo jej nostalgii i magii, nawet jeśli to tylko leciutki romansik. Może i leciutki - za to słodki i rozgrzewający. Pycha! A poza tym nie lekceważcie BABECZKI, bo mój czytelniczy zastój, który gnębił mnie od jakiegoś czasu, został przez tę książeczkę powalony wręcz na łopatki ;)

JEGO BABECZKA to już trzeci tom przebojowej serii OBJECTS OF ATTRACTION. O jednym z nich JEJ WISIENKI pisałam latem. Penelope Bloom nadal nie opuszcza kręgu znajomych z poprzednich części, zgrabnie wiążąc ze sobą poprzednie wątki z kolejnym, całkiem nowym.

Emily, wegetująca w Nowym Jorku niespełniona artystka, dorabiająca jako nauczycielka rysunku w domu starców, staje przed szansą życia - praktyką w samiuśkim Paryżu. Takich okazji się nie przepuszcza. Sprawę komplikuje jednak fakt, że w jej życiu pojawia się przystojny piekarz. Ryan (znany mi już z JEJ WISIENEK) to dawny szkolny kolega Emily, w którym skrycie (i daremnie) się podkochiwała. Teraz, po latach, oboje padają ofiarą wzajemnego uroku, nie mogą o sobie zapomnieć. A musicie wiedzieć, że mają na dodatek wprost niemożliwych przyjaciół, którzy stają na głowie, by ich ze sobą połączyć.
Emily w ramach zlecenia ma pomóc Ryanowi w urządzeniu halloweenowego przyjęcia w firmie, zaczyna jednak rozważać możliwość niezobowiązującego romansu. Zwłaszcza, że Ryan chyba jest skłonny zaakceptować ten pomysł. Kiedy jednak okazuje się, że wyjazd dziewczyny może zostać przyspieszony, oboje muszą zadecydować, co jest ważniejsze: to, co zaczyna ich łączyć czy chęć spełniania życiowych marzeń i ambicji?

Jejku, ujęła mnie ta historia! I nie obchodzi mnie, że ze świecą w niej szukać fabularnych zawiłości czy szczególnej głębi, bo nie o to w niej chodzi. Jest prosta, sympatyczna, łatwo przyswajalna. Przewidywalna, ale cóż z tego, skoro świetnie się przy niej bawiłam.
Z punktu poczułam ogromną sympatię do Emily, marzycielki, tak jak ja rozkochanej w jesiennej atmosferze. Na tyle gderania wokół, jaka to jesień jest paskudna, trafiłam wreszcie na kogoś (to nic, że tylko w książce xD), kto uwielbia tę porę roku i docenia jej piękno. Bratnia dusza!
Nie mogłam się też oprzeć Ryanowi, który przepada za świętami. Cały rok czeka na Dzień Dziękczynienia i na Gwiazdkę, do tego piecze pyszności, a w kontaktach z kobietami jest rozbrajająco niepewny. Ideał! Śmiem stwierdzić, że Ryan to chyba najlepszy z męskich bohaterów tej serii (taak, wiem, William Ch. z JEJ WISIENEK to w sumie żadna konkurencja xD)

Lektura była lekka, zabawna i słodka jak babeczka z okładki. Trafił do mnie ironiczny, ale wcale nie przesadzony humor, komizm sytuacji i liczne niuanse. Tak jak w poprzedniej części, tu również o kolkę ze śmiechu przyprawia babcia ze swymi odważnymi teoriami na temat życia i seksu, których nikt nie spodziewa się usłyszeć od takiej staruszki :D

Książka ma ciepłe przesłanie, urocze w swej prostocie - życiowe wybory nigdy nie są oczywiste, ale najbardziej gmatwają się, gdy trafia się szansa na miłość. Ona zdaje się wszystko komplikować, a jednocześnie cudownie upraszczać. Czy Emily i Ryan znajdą jakiś szczęśliwy kompromis, który pozwoli im być razem? Sprawdźcie ;) Poznać tę dwójkę to czysta przyjemność!


J E G O   B A B E C Z K A
(HIS TREAT)
CYKL: THE OBJECTS OF ATTRACTION # 3
PENELOPE BLOOM
PRZEKŁAD: NORA CZARNECKA
WYDAWNICTWO ALBATROS
2019

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Albatros.

ZASADY MAGII

Starodawny ród czarownic plus lata 60-te. To brzmiało ekstra, choć miałam lekkie obawy, czy aby nie będzie to fantastyczne bajanie z fruwaniem w powietrzu, sypaniem wokół czarodziejskim pyłkiem i machaniem różdżką. Pod tym względem jednak ZASADY MAGII pozytywnie mnie zaskoczyły. Owszem, jest tu mowa o czarach, ale fabuła dość konkretnie i mocno trzyma się rzeczywistości.
Niestety, z całą resztą jest już nie tak fajnie.

ZASADY MAGII - p
odszyta dziwnym klimatem opowieść o dojrzewaniu, akceptacji samego siebie i przeznaczeniu, od którego podobno nie można uciec, to historia, opowiadająca o losach rodzeństwa Owensów: Franny, Jet i Vincenta, którzy wywodzą się z rodziny od wieków mającej do czynienia z magią. Ich matka to potomkini kobiety, skazanej za czary 300 lat wcześniej. Ale nie tylko czary towarzyszą tej rodzinie od wielu pokoleń. Dzieciaki Owensów, dorastając w Nowym Jorku doby rock'n'rolla i wielkich przemian społecznych, odkrywają z czasem swoje moce, a przełomem w ich życiu są wakacje u ciotki. To ona wpaja im tytułowe zasady. Zasada numer 1 brzmi - używać magii w taki sposób, by nikogo nie krzywdzić. Inna - nie zakochać się. Na skutek rodzinnej klątwy grozi bowiem to śmiercią obiektu miłości.
Oczywiście cała trójka Owensów i tak się zakochuje, łamiąc życie sobie i innym.

Dziwna sprawa z tą książką. W zasadzie mogłaby mnie nawet zachwycić, bo uwielbiam historie o więzi między rodzeństwem, gdzie jedno za drugim wskoczyłoby w ogień. A jednak czytało mi się tę powieść z pewnym mozołem. Jej dość specyficzny styl sprawiał, że nie przeżywałam wydarzeń, o których czytałam, nie byłam w stanie wczuć się w dane sytuacje. Niektórzy tu dramatycznie umierają, a potrafi to być przekazane niemal w jednym zdaniu, które mnie o tym informuje równie powierzchownie jak telegram. Stąd też niemal zero emocjonalnego zaangażowania z mojej strony. Zabrakło mi tu żywych, konkretnych wrażeń i bliższej więzi z bohaterami. 


Powieść ma swoje smaczki, które potrafię docenić, nawet jeśli naprawdę średnio do mnie trafiła - niemniej to trochę za mało, by mogła okazać się zadowalającą lekturą. Akcja toczy się w tak przeze mnie lubianych latach 60-tych. Nie muszę chyba dodawać, że ma w związku z tym ciekawe tło obyczajowe, pełne burzliwych wydarzeń. Bardzo dużo dzieje się także w samej rodzinie Owensów; można by nawet pomyśleć, że aż za dużo, jak na losy jednej familii. Wypadki, choroby, dziecko zmajstrowane w wieku 14 lat - to nie jest materiał na nudną historię. Mniej więcej od połowy było naprawdę ciekawie, zwłaszcza dzięki nieprzewidywalnemu Vincentowi. Lecz podobnie jak we wcześniejszych wątkach, tak i tutaj, autorka zastosowała pewną sztuczkę (bynajmniej nie magiczną) - obiecując interesującą opowieść, ale definitywnie i bezlitośnie dla czytelnika w pewnym miejscu ją ucinając.
 

Ciężko się oprzeć wrażeniu, że ZASADY MAGII to powieść, której potencjał nie został właściwie spożytkowany lub poszedł nie tą drogą, którą powinien. Ta książka mogła być jedną wielką czytelniczą przygodą, a skończyłam ją bez większych wrażeń i refleksji, i z takim dziwnym uczuciem, jakby mi się tylko przyśniło, że ją przeczytałam.


Z A S A D Y   M A G I I
(THE RULES OF MAGIC)
CYKL: PRACTICAL MAGIC # 1
ALICE HOFFMAN
PRZEKŁAD: DANUTA GÓRSKA
WYDAWNICTWO ALBATROS
2019

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Albatros.

HOPE AGAIN

HOPE AGAIN to już czwarty tom serii AGAIN o miłosnych (i nie tylko) perypetiach studentów z Woodshill. Czytałam z nich jak dotąd  tylko jeden i muszę przyznać, że trochę to tutaj odczułam. Poprzedni bohaterowie właściwie stale są tu obecni i fakt, że większości z nich bliżej nie znam, nieco mnie frustrował. Zwłaszcza, że wydają się zdecydowanie fajni!
HOPE AGAIN opowiada jednak o perypetiach pary, która z dużym powodzeniem absorbowała moją uwagę na tyle mocno, by mi to uczucie niedosytu skutecznie wynagrodzić.

Ta część wyróżnia się trochę na tle poprzedniczek tym, że choć to typowy college romance, nie chodzi w nim tym razem o uczucie łączące parę studentów, a studentkę i jej wykładowcę. Z góry zaznaczę, że jest on młody, więc nikt nie powinien być zgorszony;) A kto liczy na pikantną historię, niech wie, że chemii w niej mnóstwo, ale sam romans przedstawiony jest subtelnie i ze smakiem.

Przystojny i sympatyczny Nolan Gates prowadzi na uniwersytecie w Woodshill zajęcia kreatywnego pisania. Dla dobra literatury osobiście redaguje powieść, wysmarowywaną z zapałem przez Dawn, jedną z jego studentek. Beta-readerką Dawn jest także inna jego słuchaczka, Everly, z którą Nolan lubi się... jakby trochę bardziej ;D Jak nie trudno zgadnąć, to wspólne redagowanie znacznie ich do siebie zbliża. A w końcu stawia w sytuacji, gdy muszą sobie nie tylko odpowiedzieć na pytanie, co tak naprawdę ich łączy, ale również zadecydować, co dalej. Zakazane uczucie, zmagania się ze wspomnieniami, które w życiu Everly wciąż odbijają się czkawką, zmory przeszłości Nolana - tym dwojgu nie będzie łatwo to sobie poukładać.

Jak to w New Adult mamy tu do czynienia z zasklepionymi ranami, które znów dają o sobie znać i dodatkowo komplikują życie bohaterów. Pojawia się tu temat przemocy domowej i uzależnienia. Nie jest to potraktowane płytko, po łebkach i pozwala wczuć się w trudną sytuację Everly i Nolana, poznać bliżej ich przeszłość i zrozumieć, czego oboje się boją, stawiając pierwsze, wspólne, niepewne kroki do przodu.

Muszę tu zaznaczyć, że HOPE AGAIN, ku mej uciesze, to nie tylko romans, że jest w tej powieści również miłość... do książek. Sama piszę, więc podobał mi się wątek z pisaniem, wskazówkami jak tworzyć, oraz fakt, że Nolan wyraźnie jest książkoholikiem, posiadającym nie tylko zasobną biblioteczkę, ale i wiedzę o literaturze. Wyznaje również bardzo bliski mi pogląd odnośnie zakończenia książek ;) A jego stwierdzenie:

"Płacz podczas lektury to jedno z najcudowniejszych uczuć na świecie." 

mogłabym niemal dać sobie wytatuować, tak bardzo się z nim zgadzam xD
Czy muszę jeszcze dodawać, że Nolan ma wszelkie szanse zostać moim ulubionym męskim bohaterem tej serii? Chyba nie ;D

A propos tatuaży - jeden wątek, właśnie z salonem tatuaży, wydawał się tu zbędny i rozbudowywany trochę na siłę. Jak znam podobne serie, pewnie może on w przyszłości okazać się materiałem na całkiem nową opowieść, niemniej tutaj jakoś mnie nudził. Cieszyło mnie, gdy historia wracała na właściwe tory, zwłaszcza, że wciąga, rozgrzewa, wzrusza i w odpowiednich momentach wywołuje niepowstrzymany uśmiech na twarzy. HOPE AGAIN to też kolejna książka, trafiająca w moje gusta swym jesiennym klimatem. Miło się to czyta, gdy za oknem rzeczywiście króluje szarobura aura - którą jednak przy odrobinie chęci także można się cieszyć ;D Ponieważ to już czwarty tom, grono bohaterów jest już całkiem spore, co nadało tej powieści trochę familijny charakter. I to jest zawsze coś, co niezmiernie mi się podoba w tego typu książkach - jak krąg przyjaciół staje się w pewien sposób rodziną, tyle, że tą z wyboru💞


HOPE AGAIN
CYKL: AGAIN # 4
MONA KASTEN
PRZEKŁAD: EWA SPIRYDOWICZ
WYDAWNICTWO JAGUAR
2019

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Jaguar.

SZEPTACZ

PREMIEROWO

To było tak dobre, że gdyby tylko było można, czytałabym tę książkę, dawkując ją sobie przez cały miesiąc, aż do Halloween 🎃 O SZEPTACZU głośno już od września, kiedy to pojawiły się zapowiedzi, że nadciąga najlepszy thriller tej jesieni. Hasło o hicie sezonu oczywiście jest często nadużywane, ale ponieważ miałam przyjemność przeczytać SZEPTACZA przedpremierowo, wiem już, że w przypadku tej książki zapowiedzi nie kłamią - to prawdziwa thrillerowa bomba - może niezupełnie zmiatająca konkurencję, ale na pewno mocno wyróżniająca się pośród jesiennych nowości.

Tom, owdowiały pisarz, przenosi się wraz z 7- letnim synkiem Jake'm do miasteczka Featherbank, w którym po tragicznych przeżyciach mają zacząć wszystko od nowa. Ale to miasteczko, z pozoru zupełnie niewinne, nawet urokliwe, nosi mroczne piętno. Niedawno także zaginął tu chłopiec. Jakby tego było mało - dom, który Tom kupił, jest jakiś creepy. Na piętrze parkiet skrzypi czasem znacząco, jak pod czyimiś krokami. Już pierwszej nocy zjawia się też ktoś budzący przerażenie w małym, zagubionym Jake'u, szepcząc chropawo pod jego oknem, by mu otworzył...
Sprawa mordercy małych chłopców, zwanego Szeptaczem, grasującego w miasteczku przed laty, to już przeszłość. A może wcale nie?

Bałam się w tym roku już przy paru książkach, ale z SZEPTACZEM to była naprawdę wyjątkowa jazda. Po pierwszych rozdziałach przyśnił mi się nawet koszmar! Historia ma mocny wstęp, wciągnęła mnie więc już od samego początku, przyprawiając o porządne ciarki i nerwowe zerkanie wieczorem w stronę okna (choć w sumie może lepiej nie patrzeć). Autor niewątpliwie wie, jak napędzić czytelnikowi strachu i osiąga ten efekt wcale nie epatując szokującą dosłownością, stawiając raczej na naszą wyobraźnię. I udaje mu się ją nakręcić na niezłe obroty! Przy tym nie ma tu żadnego odkładania na później i stopniowego budowania napięcia - ono jest obecne od pierwszych stron.

Alex North sięgnął po motywy, które z jednej strony wzruszają, by z drugiej przerazić i zaszokować. Wrażliwy chłopiec, mający przyjaciół niewidzialnych dla innych, trudna relacja ojca z synkiem, motyw mordercy dzieci, ostrzegający przed nim dziecięcy wierszyk, powtarzany ku pamięci, a do tego wręcz oblepiający mrok - wszystko to nadaje tej powieści wyjątkowo niepokojący klimat. Ponieważ ta historia dotyczy dzieci, ma ona w sobie również specyficzny ładunek emocjonalny. A także szczególny charakter, biorąc pod uwagę, jaką rolę odgrywa w tej książce mały Jake. Jest to jedna z tych opowieści, w których dzieci miewają dobre wyczucie, czystsze spojrzenie - zdają się widzieć i wiedzieć więcej niż pragmatyczni i sceptyczni dorośli.

SZEPTACZ jest umiejętnym spojrzeniem w głąb pogmatwanej ludzkiej natury, przy którym można się wzdrygnąć ze strachu. Sprytnie odwołuje się także do naszych największych lęków z dzieciństwa - przed ciemnością i przed złem, które ma w niej jakże dobrą kryjówkę i które potrafi przybrać różne, czasem całkiem niepozorne maski. To nie jest opowieść, która pozwala wierzyć w moc dobra i jego przewagę nad złem. Nie pogłaszcze nas po głowie i nie zapewni, że wszystko będzie dobrze. Wręcz przeciwnie - utwierdzi w przekonaniu, że zło istnieje i jest silne. Muszę też tu dodać, że po wyjaśnieniu wstrząsającej kluczowej sprawy wcale nie odetchnęłam z ulgą. Znacie to uczucie, gdy niby wszystko jest już w książce jasne, a nagle przeszywa Was myśl: Zaraz, zaraz, a co z tym? Tak ma się sprawa także z SZEPTACZEM. Gwarantowana niepewność, która Was długo nie opuści.

SZEPTACZ to absolutny must read na jesień dla każdego fana thrillerów. Jeśli zastanawiacie się, co przeczytać w tym sezonie, koniecznie sięgnijcie po tę książkę, bo zapewnia dokładnie te wrażenia, o które chodzi długim jesiennym wieczorem ;)
Tylko pamiętajcie - zanim zaczniecie czytać, zanim Was całkiem pochłonie, sprawdźcie koniecznie, czy aby na pewno zamknęliście drzwi!


S Z E P T A C Z
(THE WHISPER MAN)
ALEX NORTH
PRZEKŁAD: PAWEŁ WOLAK
WYDAWNICTWO MUZA
2019

Za przedpremierowy egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Muza.

ZIMOWE NAWIEDZENIE

Klimatycznym jesiennym porankiem wpadam z opinią na temat książki, która nawiązuje do mojego ubiegłorocznego hitu - horroru LETNIA NOC .
ZIMOWE NAWIEDZENIE to po trosze jego kontynuacja, po trosze jakby wariacja na temat - i to nieco pokręcona, biorąc pod uwagę, że jeden z nieżyjących bohaterów tamtej historii jest (częściowym) narratorem tejże.

Życiowo wypalony Dale Stewart, jeden z dziecięcych bohaterów LETNIEJ NOCY, teraz profesor anglistyki i pisarz, wraca po 40 latach do Elm Haven. Wynajmuje starą, opuszczoną farmę McBride'ów, na której przed laty zginął jego przyjaciel Duane McBride. Dale ma za sobą szereg życiowych katastrof, w tym rozpad małżeństwa i koniec romansu. Jest też po próbie samobójczej. W takim stanie psychicznym ląduje na opuszczonej farmie pośród pól kukurydzy, chcąc odciąć się od dręczących go spraw, za to powrócić do wspomnień z dzieciństwa. Potrzebne mu one do napisania powieści o tamtym pamiętnym lecie. Natchnieniu nie sprzyja jednak dziwna atmosfera w domu, horda tajemniczych psów, buszujących po okolicy, spotkania z dawnymi znajomymi z miasteczka, a nade wszystko czat na komputerze z... No właśnie, kto pisze do Dale'a dziwne ostrzeżenia? Chęć zmierzenia się z groźną przeszłością nieuchronnie ściąga na Dale'a nowe kłopoty...

To moje drugie spotkanie z Danem Simmonsem i niestety nie mogę go zaliczyć do zbyt udanych. Uwielbiam LETNIĄ NOC, ale tym razem daleko mi do entuzjazmu, z jakim wręcz połknęłam tamtą książkę. Szkoda, bo klimat w ZIMOWYM NAWIEDZENIU odmalowany jest całkiem zacnie: przedwczesna zima, śnieg, cisza, zagubienie głównego bohatera i osaczająca go wyczuwalna wrogość - wszystko to do mnie przemówiło.
 

Niestety, o ile zimy jest w tej powieści pod dostatkiem, o tyle nawiedzenia... co kot napłakał. Sama jestem zdziwiona, że to piszę, bo łatwo mnie przestraszyć, nawet coś jedynie sugerując. Dość daremnie czekałam tu na takie wrażenia i dopiero pod koniec coś w tej materii drgnęło. Nie bez przyczyny jednak najbardziej w tej książce widział mi się fragment z ucieczką przed skinheadami starym leśnym traktem, która to scena z paranormalem nie ma nic wspólnego - dostarcza za to mocnych wrażeń (przy okazji przekonałam się też, że warto mieć land cruisera ;D) I niech to będzie dowód na to, że przewijająca się przez fabułę banda skinów o, powiedzmy, mało przyjaznych zamiarach, wywołuje zdecydowanie silniejsze emocje, niż jakiekolwiek duchy grasujące po Elm Haven.

Ponarzekałam, czas więc na plusy - bo książka również je posiada. Oprócz bardzo dobrej atmosfery i zgrabnie oddanego realizmu przekonała mnie i zaciekawiła także kreacja osamotnionego i pogubionego
głównego bohatera, który stara się poukładać sobie życie od nowa. Muszę też sprawiedliwie przyznać, że mimo braku konkretnego straszonka i poczucia, że ta historia, jak to kontynuacja, jest po prostu trochę naciągana, i tak dobrze się tę powieść czytało. Nie porwała mnie, ale i nie nudziła, w czym zapewne zasługa znakomitego stylu autora. I chociaż nie zostanie mi w pamięci tak jak jej znakomita poprzedniczka, na pewno nie zniechęciła mnie do sięgnięcia po inne (i kolejne) powieści Dana Simmonsa.

"Kiedy ktoś redukuje swoje życie do serii nic nie znaczących obsesji, ostatnim etapem jest przekształcenie innych ludzi w obsesje."


Z I M O W E   N A W I E D Z E N I E
(A WINTER HUNTING)
DAN SIMMONS
PRZEKŁAD: MARIUSZ WARDA
WYDAWNICTWO ZYSK I S-KA
2019

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.

INSTYTUT

Liznęłam już  w życiu troszkę kingowskich klimatów. Nie wszystko przypadło mi do gustu: jedne z jego książek wciągnęły mnie bez reszty, inne tak mnie zniechęciły, że (przyznaję się bez bicia) nawet nie przebrnęłam przez nie do końca. Nie śmiałabym jednak podważać pisarskiego kunsztu Kinga i kiedy rozeszła się wieść o jego nowym dziele, byłam szczerze ciekawa, co też tym razem wykluło się w głowie Mistrza Grozy. W INSTYTUCIE King nie straszy wymyślonymi potworami, jak choćby w TO;  ukazuje za to całkiem trafnie, że przerażające rzeczy mogą równie dobrze jak w kanałach, dziać się w sterylnych laboratoriach. Dodajmy do tego motyw czerwonego guzika i wielkiego bum - kwestii, która wcale nie straciła na ważności od czasów zimnej wojny - to oś, wokół której obraca się fabuła powieści. Cały myk polega tu na tym, że King położył na tym guziku niewinny dziecięcy paluszek.

Luke Ellis, wybitnie inteligentny chłopiec, który w wieku 12 lat ma szansę iść na prestiżowe studia, zostaje porwany i umieszczony w tzw. Instytucie - ośrodku gdzieś w lasach Maine, gdzie trzymane są dzieci ze zdolnościami telepatii i telekinezy. W Przedniej Połowie tegoż przybytku dzieci przechodzą badania. W Tylnej - do której potem trafia każde z nich - ich los jest nieznany. Luke zaprzyjaźnia się z kilkoma dziećmi i poznaje prawdę o tym tajemniczym miejscu. Więź z Kalishą, Averym, Nickiem i George'm oraz nieuchronność tego, co ich wszystkich wkrótce czeka, popycha go w końcu do desperackiej próby ratunku.

Wraz z pierwszymi opiniami o tej książce pojawiły się stwierdzenia, że King posiłkuje się w niej sukcesem serialu Stranger Things; a z drugiej strony - że to właśnie serial korzysta pełnymi garściami z Kinga. Znam serial, ale pamiętając świetny film Stand By Me podejrzewam, że rozstrzygnięcie tej kwestii byłoby raczej na korzyść Kinga ;) Motyw z dziećmi w rolach bohaterów po prostu się sprawdza,
porusza i angażuje emocjonalnie. I nie inaczej jest w przypadku INSTYTUTU.

W INSTYTUCIE mamy do czynienia z solidnie, konstruktywnie zbudowaną historią z galerią ciekawych, dobrze wykreowanych dziecięcych postaci. Oczywiście są tu również dorośli - jednym z głównych bohaterów jest Tim, od którego przypadkowej decyzji, jak się później okazuje, zależy bieg fabuły w jednym z jej najważniejszych momentów. Ale nikogo chyba nie zdziwi, że to dzieci skupiają na sobie w tej historii gros uwagi. Luke, Avery (moim zdaniem istny czarny koń tej opowieści) i ich przyjaciele - wyrwani ze swych rodzin, pozbawieni złudzeń i niewinności, mają przeciwko sobie całą armię bezdusznych dorosłych. I tylko kilku sprzymierzeńców wśród nich, których na dodatek muszą rozpoznać, nie mogąc popełnić błędu - zaufanie niewłaściwej osobie może kosztować życie. Czy dzięki swej inteligencji i zdolnościom uda się im pokonać zło, które może mieć wręcz globalny zasięg?

Książka ma dobry, iskrzący napięciem klimat
, a jej fabuła intryguje, momentami wstrząsa i przyprawia o ciarki. Było też emocjonująco, nawet do łez. Co ciekawe, fabuła pozostawia margines niepewności co do tego, kto tak naprawdę stoi za tytułowym Instytutem, jego celami i działaniami, i skłania do niewesołych refleksji odnośnie współczesnych zagrożeń, których jakże często nie jesteśmy świadomi.

Akcja powieści jest dość wartka, więc książkę, choć to kawał grubaska, czyta się szybko, bez grama znużenia. Wręcz pożera się ją, przeżywając z nią rodzaj groźnej, acz wciągającej przygody. Pod sam koniec napięcie trochę siada, a to za sprawą rozpętanej istnej jatki. Kiedy już nie mogłam doliczyć się kolejnych trupów, przeszło mi przez myśl, że kogo jak kogo, ale Stephena Kinga z jego wyobraźnią stać było na coś więcej, niż masowy odstrzał postaci, by przerzedzić towarzystwo. Zapachniało mi to trochę pójściem na łatwiznę, i to jedno z lekka mi w tej powieści zazgrzytało. Jednak nie będę marudzić, bo reszta była pyszna.
 

Nigdy nie zastanawiałam się nad fenomenem Kinga, ale go chyba rozumiem. Wciąż pamiętam wrażenia z lektury pierwszej jego książki, jaką przeczytałam, kiedy byłam jeszcze nastolatką - była to MISERY. W tym roku w końcu sięgnęłam po ZIELONĄ MILĘ, nad którą spłakałam się niemal tak, jak oglądając film. INSTYTUT czytało się świetnie i myślę, że będzie odtąd jedną z moich ulubionych książek Kinga. Jestem pod wrażeniem (chyba niewyczerpywalnej!) twórczej formy tego autora. I mimo, że nie ze wszystkim, co dotąd poznałam, do mnie trafił, zawsze chętnie sięgnę po inne jego książki.

"Małe dzieci bez towarzystwa zwykle boją się ciemności. Duże zresztą też, chociaż większość wolałaby się do tego nie przyznawać."

I N S T Y T U T
(THE INSTITUTE)
STEPHEN KING
PRZEKŁAD: RAFAŁ LISOWSKI
WYDAWNICTWO ALBATROS
2019

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Albatros.

LANNY

Do sięgnięcia po tę książkę skłoniła mnie myśl, że mimo pięknej, bajkowej oprawy, ma ona w sobie coś niepokojącego, niczym w horrorze. Nie bez znaczenia był także fakt, że powieść została nominowana do tegorocznej Nagrody Bookera; oraz że autor, Max Porter, pochodzi z miasta, które z pewnych prywatnych powodów jest mi bliskie ;) Dość jednak rzec, że LANNY od razu, na pierwszy rzut oka jakoś mnie do siebie przekonał. I nie zawiódł! Muszę przyznać, że dawno nie czytałam czegoś tak dziwnego i tak ujmującego zarazem.

LANNY ma w sobie coś z baśni we współczesnych realiach, mrocznego mitu, nawet poematu. To nowatorska powieść płynąca z nurtem pięknie, chwilami przedziwnie skomponowanych słów. A historia, którą w sobie ta książka kryje, zdaje się być niczym stara miła melodia - taka, którą każdy zna, choć musiałby ją pewnie wydobyć z czeluści zapomnienia.

Akcja powieści toczy się na angielskiej prowincji, służącej pracoholikom z miasta za swego rodzaju sypialnię. Lloydowie przenieśli się na wieś z Londynu. On to pracownik korpo, ona - była aktorka, pisze teraz krwawe kryminały. Obojgu trudno odnaleźć się w nowym miejscu, gdzie najwyraźniej każdy się z każdym zna. Takich problemów nie ma jednak ich synek Lanny - mały ekscentryk o niezwykłej wrażliwości i otwartym, chłonnym umyśle, dla którego cała okolica to jedno wielkie cudowne pole badawcze, pełne extra tajemnic. Lanny pobiera lekcje rysunku u mieszkającego w wiosce, niegdyś sławnego artysty, dziś branego za nieszkodliwego świrusa. Wkrótce ciekawy świata i eksplorujący okolicę chłopczyk zaczyna miewać koszmary, tworzyć mroczne rzeczy i twierdzić, że widział Praszczura Łuskiewnika - mityczną postać, którą straszy się niegrzeczne dzieci. Łuskiewnik to część lokalnego folkloru, równie stary jak sama wioska. Podgląda i podsłuchuje jej życie od wieków, nasiąka nim. Dzięki niemu my sami stajemy się tu po trosze podsłuchiwaczami i podglądaczami. Czasem jakiś mieszkaniec wioski zwraca szczególną uwagę Łuskiewnika, zaczyna go fascynować. A teraz tym kimś jest właśnie niezwykły, twórczy mały Lanny.

Powieść, mimo innowacyjnej narracji, jest zdumiewająco łatwa w odbiorze, a fabuła, choć w zasadzie prosta, ma w sobie coś niesamowitego, zaskakuje i porusza. Tego się nie czyta, a wręcz chłonie, niczym bajkę na dobranoc ku przestrodze.
Zniknięcie dziecka to wstrząsające wydarzenie, które ukazuje rozdźwięk między tym, czym żyje mała wiejska społeczność, kierująca się własną moralnością (żerowanie na nieszczęściu, tworzenie potwornych scenariuszy, wścibstwo i szukanie winnych), a drugą, metafizyczną stroną bytu tej wioski, którą dostrzegają jedynie absolutne wyjątki.

LANNY swym przesłaniem przypomina o naturze jako o źródle równowagi, witalności i naszej duchowości. Zagonieni we współczesnym świecie, przytłoczeni obowiązkami, zapominamy, że z naturą łączy nas magiczna więź. A przecież w każdym z nas jest, przynajmniej do pewnego czasu, taki ciekawski Lanny, otwarty na świat, innych ludzi i wiele możliwych scenariuszy - zanim damy się wtłoczyć w pewne ramy, czego wymaga od nas współczesne życie, społeczeństwo czy po prostu dojrzałość.

Urzekła mnie ta książka, mogłabym rzec, do głębi - każde jej zdanie, jej niesamowita konwencja, piękny, głęboki przekaz i jej mały niezwykły bohater ❤ Jeśli szukacie czegoś absolutnie niezwykłego, powinniście zdecydowanie sięgnąć po debiut Maxa Portera, bo to wręcz istny czarodziej słowa, a jego niesamowity LANNY to wyjątkowa, magiczna lekcja wrażliwości.


L A N N Y
MAX PORTER
PRZEKŁAD: JERZY ŁOZIŃSKI
WYDAWNICTWO ZYSK I S-KA
2019

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.

KTOŚ MNIE OKŁAMUJE

KTOŚ MNIE OKŁAMUJE to połączenie młodzieżówki z klimatami thrillera, czyli kombinacja, w której przeważnie świetnie się odnajduję. Niestety, zbyt późno zorientowałam się, że nie jest to osobna powieść, a kontynuacja serii FOLLOW ME BACK, której pierwszy tom ukazał się u nas rok temu. Obawiałam się więc trochę, czy połapię się nieznanych mi zupełnie, wcześniejszych wątkach. Muszę jednak przyznać, że nie okazało się to aż takie trudne - liczne wzmianki o tym, co działo się w poprzedniej części, w znacznej mierze pomogły mi zobrazować sobie zarys sytuacji. A potem było już tylko z górki.

Tu mogłabym zacząć słowami: A było to tak :D

Cierpiąca na agorafobię i nie wychodząca ze swego pokoju Tessa poznała na Twitterze chłopaka, z którym zaczęło ją sporo łączyć, a który okazał się potem ni mniej, ni więcej, a jej idolem, gwiazdą muzyki pop, Erikiem Thornem (wyobraziłam go sobie jako połączenie Justina Biebera z Shawnem Mendesem XD). Celebryta szukał w internecie ucieczki od ciążącej mu sławy i śledzących jego poczynania fanów. W Tessie znalazł powierniczkę, przyjaciółkę, a z czasem dziewczynę swych marzeń. Jak się jednak okazało, ona również miała swego prześladowcę, który coraz bardziej ją osaczał.

Jeśli czegoś odnośnie pierwszego tomu jestem pewna, to tego, że niewątpliwie dużo się w nim działo. W tej części również nie brak burzliwych wydarzeń, myślę jednak, że jest tego trochę mniej, choćby dlatego, że Tessa i Eric są już parą. Czeka ich jednak niejedna trudna próba. Tu parę słów o dość nietypowej fabule. Przeplatana jest bowiem wpisami na portalach społecznościowych i policyjnymi stenogramami z przesłuchań bohaterów, co nadaje jej dynamizmu i podkręca napięcie.


Każdy, kto zetknął się choćby przelotnie z jakimkolwiek fandomem, zapewne wie, że życie celebryty to nie tylko luksusy i niekończąca się zabawa; że ma ono swoje mroczne strony, a za sławę płaci się ogromną cenę, tracąc prywatność. Jak daleko można się posunąć, chcąc wyrwać się ze szponów mediów, które przecież kreują wizerunek celebryty? Decyzja Erica, którą poznajemy już na wstępie, dała mi serio do myślenia. Zwłaszcza, że pada tam również kilka autentycznych nazwisk.
Historia ukazuje jednak zagrożenia, tkwiące tak w sławie, jak i w portalach społecznościowych, które potrafią mieć ogromny wpływ na życie każdego z nas, bez względu na to, kim jesteśmy - jeśli tylko dysponujemy klawiaturą i dostępem do internetu. Uzależnienie od mediów, zhakowane i fejkowe konta, stalking, cyberprzemoc - to tylko część mrocznej strony życia w sieci. Trochę przerażający jest też wizerunek ludzi, którzy, siedząc non stop w mediach, w fanowskiej króliczej norze, śledzą każdy ruch swego idola - gotowi w każdej chwili do natychmiastowej reakcji i błyskawicznej przeróbki zdjęć na memy.

Książka zaskoczyła mnie oryginalnym tematem, odbiegającym od typowych młodzieżówek. Jest też wręcz naszpikowana napięciem, bo Tessie i Ericowi trudno jest zbalansować kryzysową sytuację. Prześladowca Tessy nadal ją tropi. Celebrytę zaś chroni przed pogrążeniem się cały zarabiający na nim sztab; skąd więc to ciągłe poczucie zagrożenia? A może ktoś go okłamuje?

Ja powiem szczerze: wciągnęła mnie ta nietypowa historia. I mam teraz poważny niedosyt z powodu braku znajomości pierwszej części!



 K T O Ś   M N I E   O K Ł A M U J E
(TELL ME NO LIES)
CYKL: FOLLOW ME BACK # 2
A.V. GEIGER
PRZEKŁAD: MARCIN MACHNIK
WYDAWNICTWO JAGUAR
2019

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Jaguar.

JEDNAK MNIE KOCHAJ

Laura Kneidl to kolejna niemiecka autorka (po Biance Iosivoni), z powodzeniem krocząca ścieżką przetartą przez Monę Kasten. Jeśli więc lubicie pełne emocji młodzieżówki z college'm w tle, i to takie, które mimo nieuniknionej schematyczności potrafią bez nudy przekazać ciekawą historię i pewne uniwersalne prawdy, powinniście zwrócić uwagę także na JEDNAK MNIE KOCHAJ.

Sage Derting wyjechała na studia, chcąc odciąć się od traumatycznych doświadczeń. To samotniczka, z bagażem złożonym w głównej mierze z kołdry po babci, mieszkająca w swoim starym Volkswagenie transporterze i handlująca na Etsy biżuterią własnej produkcji. Sage unika kontaktowania się z rodziną, co od razu wskazuje, że tam właśnie tkwi źródło jej największego problemu - lęku przed mężczyznami.
Trudno więc jej się dziwić, że nie skacze z zachwytu, kiedy okazuje się, że będzie dzielić dorywczą pracę w bibliotece z niejakim Luką.
Nieufna Sage woli trzymać wszystkich na dystans. Aż do chwili, gdy poznaje energiczną i zaraźliwie wesołą koleżankę ze studiów - April, która pokonuje jej opory i zaprasza do mieszkania, jakie dzieli z bratem. Tu czeka na Sage nie lada niespodzianka - ten brat to właśnie Luca.

Czy da się przekreślić bolesną przeszłość grubą kreską i zacząć normalne życie? Dzięki terapii i życzliwości nowych przyjaciół Sage zaczyna wierzyć, że tak. Zaskoczona stwierdza nawet, że Luca, choć to kobieciarz, budzi w niej coraz cieplejsze uczucia. I to z wzajemnością! Kiedy jednak wszystko powoli zaczyna się układać, przeszłość Sage powraca, i to ze zdwojoną siłą...

Powieść Laury Kneidl to typowy, całkiem zgrabny college romance a jednocześnie dobre New Adult mierzące się z trudnym tematem. Autorka przekonująco oddała pogubienie Sage i jej zmagania z fatalnymi wspomnieniami. Nie rozpływają się one jak za magicznym dotknięciem różdżki, ledwo na horyzoncie pojawia się fajny chłopak. Fakt, że relacja Sage z Luką rozwija się stopniowo, bez pośpiechu, i nie jest skupiona tylko na fizycznej fascynacji, także dodaje tej historii zdrowego realizmu.
Duży plus to także sama bohaterka - można ją zrozumieć, a jej wycofanie nie irytuje. Śmiem nawet stwierdzić, że Sage to jedna z nielicznych żeńskich bohaterek tego gatunku, która mnie niczym nie zirytowała. Brawa dla Kneidl także za głównego amanta. Polubiłam go (inaczej się nie dało!), bo jest wyjątkowy. I pewnie skradnie niejedno czytelnicze serce! To kochający brat, pan porządniś i wielbiciel książek w jednym. Do tego studiuje coś tak nieżyciowego, jak bibliotekaroznawstwo, czym także mnie kupił :D

Powieść emanuje wiarygodnymi emocjami, ma wolne tempo i miły klimat, nadaje się więc w sam raz na coraz dłuższe wieczory w towarzystwie kocyka i kubka ciepłej herbaty. Zwłaszcza, że fabuła zahacza o jesienne atrakcje i święta, co, jako wielkiej fance jesiennej aury, bardzo mi odpowiadało.

Pierwszy tom serii JEDNAK MNIE KOCHAJ kończy się dość dramatycznie. Czy Sage upora się ze źródłem swych lęków, zdobędzie się na to, by stawić temu czoła? Jaką rolę odegra w tym Luca? Jestem bardzo ciekawa, jak ta para poradzi sobie z próbą, którą zaserwowała im autorka w finale, więc oczywiście czekam na kontynuację!


JEDNAK MNIE KOCHAJ
(BERUHRE MICH. NICHT)
CYKL: SAGE # 1
LAURA KNEIDL
PRZEKŁAD: JOANNA GRZELAK
WYDAWNICTWO JAGUAR
2019 

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Jaguar.

CZEKAŁAM NA CIEBIE

Książka dla romantyczek? Poproszę! Zwłaszcza, że w swojej debiutanckiej powieści Magdalena Krauze sięga po niezbyt eksploatowany motyw współczesnych trzydziestolatek, z powodzeniem wspinających się po szczeblach kariery zawodowej, ale radzących sobie zdecydowanie gorzej w życiu uczuciowym, w którym często wieje zwykłą pustką.

Bohaterka CZEKAŁAM NA CIEBIE, Paulina, pracuje w redakcji popularnego pisma dla kobiet. To skupiona na swej karierze singielka przed 30-tką. Ale i romantyczka, która czeka na prawdziwą miłość - taką, która będzie niczym porażenie prądem. Lata lecą, księcia ani widu i bohaterce, zgodnie ze słowami jej przyjaciółki Malwiny, coraz bardziej grozi staropanieństwo w towarzystwie mruczka.

Tymczasem nowym redaktorem naczelnym pisma zostaje niejaki Igor Gradecki - przystojny licealny kolega Pauliny i jej niespełniona szkolna miłość. Igor nie poznaje dawnej klasowej Słonicy; to teraz piękna kobieta. Jego pojawienie się po latach sprawia, że w Pauli odżywają dawne, równie trwałe uczucia: podatność na urok Igora walczy w niej z chęcią odegrania się za upokorzenia. Aż pewien niefortunnie stłuczony palec (plus może jeszcze ciasto z kokosem) pomagają im przełamać pierwsze lody i odnowić znajomość już na całkiem innym poziomie. Czy Paulina będzie jednak w stanie zaufać podszeptom serca i dać się porwać uczuciu do Igora, które odezwało się po latach z taką siłą, jakby nigdy nie wygasło?

Powieść ma ciepły, bardziej obyczajowy niż romansowy klimat, i zgrabną fabułę. Jest to lekka, słodka lektura (nie tylko dlatego, że Igor to łasuch;)), którą czyta się błyskawicznie. Dobrze się z tą książką bawiłam, kibicując bohaterom w ich utarczkach i z przyjemnością śledziłam, co z tego wszystkiego wyniknie. Byłam też ciekawa, czy Igor wart jest uczucia Pauliny.

Magdalena Krauze w swym debiucie z powodzeniem stworzyła swojską opowieść, w której odnajdzie się bez trudu niejedna rówieśniczka bohaterki, może nawet pozwoli uśmiechnąć się z sentymentem do własnych przeżyć z nastoletnich czasów. Historia jest oczywiście dość przewidywalna i nieco bajkowa, ale wystarczająco miła w odbiorze, by nie miało to większego znaczenia. Autorce udało się również wykreować ciekawych bohaterów, którzy dobrze wpasowali się w fabułę. Fakt, że wątek obyczajowy również ma tu swoje wyraźne miejsce, także zadziałał na korzyść tej książki. Podobał mi się zwłaszcza ciepły wątek relacji Pauli z rodzicami.
Co mi jednak chwilami trochę w tej powieści przeszkadzało, to spora ilość śmiechowych metafor i ripost - a jestem na nie baaaardzo wyczulona od czasów BAD BOYS'S GIRL, i uważam, że łatwo z nimi przesadzić - nawet jeśli książka w założeniu ma być pełna humoru - i osiągnąć zupełnie odwrotny cel od zamierzonego.

Samotność, choć czasem przekornie lubimy się nią obnosić, bywa dotkliwa. Znaleźć kogoś, kto sprawia, że czujemy się w życiu naprawdę spełnieni, to niewątpliwie ogromne szczęście. Wszystko to znajduje ładne odzwierciedlenie (choć jakby odrobinę z przymrużeniem oka;)) w tej właśnie książce - urokliwej, zabawnej opowieści o starej miłości, odpornej na lata i korozję; o tym, że czasem warto zakopać przeszłość; oraz o nowych szansach na szczęście, na które nigdy nie powinno być za późno.

Zakończenie jest👌! Ładnie wieńczy tę historię, wprowadzając sporo pozytywnego zaskoczenia. I niewątpliwie otwiera furtkę kontynuacji ;)


C Z E K A Ł A M   N A   C I E B I E
MAGDALENA KRAUZE
WYDAWNICTWO JAGUAR
2019

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Jaguar.

SEKSOWNY KŁAMCA



London to surferka, dorabiająca jako barmanka; właścicielka uroczych dołeczków w policzkach i - jak sama mówi - mało towarzyskiej waginy;D Luke natomiast to przyszły prawnik. Do tego kobieciarz jakich mało. Oraz, co również ma ogromne znaczenie - były chłopak Mii Holland (bohaterki pierwszego tomu serii - SŁODKIE ROZKOSZE).

Poznają się w barze i szybko między nimi zaskakuje. Ale oboje mają już za sobą nieudane związki, więc to ma być tylko jednorazowa przygoda, nic ponad to.
Wkrótce okazuje się jednak, że ma ona szansę zamienić się w coś więcej, ponieważ London i Luke nadają na tych samych falach nie tylko w łóżku czy grając razem w Titanfall. Kłopot w tym, że telefon Luke'a wciąż aż grzeje się od ciągłych smsów od dziewczyn, proponujących mu łatwą rozrywkę, do której już zdążył przywyknąć. A London z kolei ma tzw. moralniaka z powodu Mii, ponieważ niepisany dziewczyński kodeks mówi, by nie umawiać się z byłymi swoich koleżanek.


Choć bardzo lubię WILD SEASONS i wciągnęłam się mocno w ten cykl, muszę przyznać, że sięgałam po tę książkę z pewnymi obawami. Poprzednie trzy tomy były super, ale wiadomo jak to bywa z seriami - w pewnym momencie czasem czuć zmęczenie materiału. Obawiałam się więc trochę, czy i w tym przypadku nie doszło do pewnego wyczerpania tematu. Okazało się jednak, że moje obawy były niepotrzebne. Autorki po raz kolejny udowodniły mi, że schematyczny romans może być ciekawy i przyjemny - jeśli ma z troską i w detalach wykreowanych sympatycznych bohaterów, którzy zjednają mnie sobie swoimi charakterami, humorem, osobistym urokiem. Bohaterów, perypetiami których będę w stanie się przejąć.
 

Tak właśnie ma się sprawa z London i Luke'm, którzy zdążyli już parę razy pojawić się na chwilę we wcześniejszych częściach. Nie sposób ich nie polubić, kiedy się już pozna tę dwójkę i ich problemy. To czysta przyjemność obserwować, jak ulegają wzajemnemu oczarowaniu, zbliżają się do siebie, uczą się siebie nawzajem. Ich romans ma miłe, nieśpieszne tempo, a spora ilość gorących momentów jakoś nie przesłania reszty fabuły, w której przyjaźń, miłość i rodzina nie są jedynie pustymi słowami.

SEKSOWNY KŁAMCA to słodka, gorąca i bardzo zgrabna, dobrze napisana opowieść o miłości, ze wszystkim w odpowiednich proporcjach. Dzięki wyważonej fabule książkę czyta się przyjemnie i bez cienia znużenia. Nie zawiódł też lekki humor; bardzo pocieszne są zwłaszcza relacje Luke'a z rodziną, gdzie otoczony jest kobietami - od siostry po babcię, która nikomu nie szczędzi żenujących szczegółów z dzieciństwa ich pyszczka :D
Autorki zadbały również, jak zwykle, by ta historia kryła w sobie coś więcej, jest więc w tym romansie także opowieść o strachu przed zaangażowaniem i uczeniu się na nowo wzajemnego zaufania. Smaczku zaś dodaje mu melancholijny, uroczy motyw żegnania się z pierwszą miłością.

Świetna książka, w której wprost iskrzy od emocji i
w paru momentach dość ściśle nawiązująca do mojego ulubionego tomu pierwszego. Uśmiech na twarzy, motylki w brzuchu i ciepło w sercu gwarantowane!

"Pochylam się i całuję go. Moje serce jest na krawędzi przepaści i widzi tylko przestrzeń wypełnioną powietrzem."


S E K S O W N Y   K Ł A M C A
(WICKED SEXY LIAR)
CYKL: WILD SEASONS # 4
CHRISTINA LAUREN
PRZEKŁAD: KATARZYNA KRAWCZYK
WYDAWNICTWO ZYSK I S-KA
2019

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.

POŁĄCZYŁY ICH GWIAZDY

POŁĄCZYŁY ICH GWIAZDY to książka, w której aż roi się od astrologii i horoskopowych przepowiedni. Co z nich może wyniknąć, kiedy gwiazdy postanowią namieszać komuś w życiu? Czy przyszłość rzeczywiście da się przewidzieć, czy może jednak horoskopy to tylko żerowanie na ludzkiej naiwności?

Para głównych bohaterów tej powieści ma na ten temat dość radykalnie różne zdanie.
Ona - Justine, Strzelec, jest pragmatyczką, mocno stąpającą po ziemi. Pracuje w redakcji poczytnego czasopisma, gdzie ostatnio przez przypadek awansuje z posady gońca na redaktorkę.
On - Nick, Wodnik, to typ wiecznego chłopca, bujającego w obłokach; od zawsze marzy o zostaniu aktorem, a jak na razie grywa najczęściej role żywych reklam w nadmuchiwanych kombinezonach.

Justine i Nick, oboje przed trzydziestką, znają się z dzieciństwa, kiedy to mieszkali po sąsiedzku. Potem na długo stracili się z oczu, ale po niespodziewanym spotkaniu po latach w Justine odżywa dawne uczucie do Nicka. Niestety on, świeżo po zerwaniu z dziewczyną, traktuje ją tylko jak przyjaciółkę. A że zaczytuje się w horoskopach w czasopiśmie, dla którego pracuje Justine, dziewczyna postanawia potajemnie odrobinkę zmodyfikować horoskop dla Wodnika, by dopomóc Nickowi w zrozumieniu pewnych spraw. Np. tego, że są sobie przeznaczeni.
Umyka jej jednak, że interpretacja Nicka może być różna i że przy okazji być może namiesza także w życiu innych osób;)

Debiut Minnie Darke należy do gatunku lekkich i kusi dobrym wątkiem romantycznym. Dodajmy do tego humor i garść wzruszeń, ale też na wesoło. Pycha, prawda?
Szczerze polubiłam Justine i Nicka, zachwyciłam się ich charakterami, relacją i późniejszym życiem po sąsiedzku (po latach - czyżby za sprawą gwiazd? - również zamieszkują obok siebie ;)). Sekundowałam im w zbliżaniu się do siebie mimo różnych komplikacji, z byłą dziewczyną na czele.

Autorka ma lekkie, przyjemne, swobodne pióro i niewątpliwie dużą, nieskrępowaną wyobraźnię. Mogłabym więc uznać tę powieść za całkiem udaną lekturę, przy której nieźle się bawiłam; jest jednak małe ale. Urocza historia Nicka i Justine tonie w wątkach pobocznych, którymi ta w nieposkromiony sposób pogodna książka jest wręcz przeładowana. Wątkach ciekawych, barwnych, ale w tej ilości po prostu przytłaczających i rozpraszających. Mam miękkie serce (zodiakalny Lew) i nie wskazałabym, które z nich należałoby zredukować. Ale powinno być ich mniej, choć troszeczkę! Bo mimo, że powieść broni się jak może - naprawdę dobrym, przyjemnym w odbiorze stylem, oryginalnością pomysłu - to chwilami w trakcie czytania czuć przesyt i znużenie, właśnie tymi licznymi wycieczkami w bok. Autorka poświęciła bohaterom drugiego planu mnóstwo uwagi, ale w rezultacie główni bohaterowie stracili na wyrazistości, stali się po trosze jednymi z wielu, z lekka giną w tym tłumie.

Mimo to, jeśli już ktoś z Was zdecyduje się na lekturę, radziłabym nie zniechęcać się zbyt szybko. Książkę zdecydowanie warto doczytać, dać się porwać fajnym emocjom w drugiej jej połowie i oczarować zakończeniem - słodkim, wręcz filmowo urokliwym i w zasadzie jedynym, jakie brałam pod uwagę ze względu na niejakiego Browna ;D

Podsumowując: książka jak na debiut niezła i bardzo pomysłowa, choć niemiłosiernie zakręcona.


P O Ł Ą C Z Y Ł Y   I C H   G W I A Z D Y
(STAR-CROSSED)
MINNIE DARKE
PRZEKŁAD: JACEK SPÓLNY
WYDAWNICTWO ZYSK I S-KA
2019

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.