ZIMOWE NAWIEDZENIE

Klimatycznym jesiennym porankiem wpadam z opinią na temat książki, która nawiązuje do mojego ubiegłorocznego hitu - horroru LETNIA NOC .
ZIMOWE NAWIEDZENIE to po trosze jego kontynuacja, po trosze jakby wariacja na temat - i to nieco pokręcona, biorąc pod uwagę, że jeden z nieżyjących bohaterów tamtej historii jest (częściowym) narratorem tejże.

Życiowo wypalony Dale Stewart, jeden z dziecięcych bohaterów LETNIEJ NOCY, teraz profesor anglistyki i pisarz, wraca po 40 latach do Elm Haven. Wynajmuje starą, opuszczoną farmę McBride'ów, na której przed laty zginął jego przyjaciel Duane McBride. Dale ma za sobą szereg życiowych katastrof, w tym rozpad małżeństwa i koniec romansu. Jest też po próbie samobójczej. W takim stanie psychicznym ląduje na opuszczonej farmie pośród pól kukurydzy, chcąc odciąć się od dręczących go spraw, za to powrócić do wspomnień z dzieciństwa. Potrzebne mu one do napisania powieści o tamtym pamiętnym lecie. Natchnieniu nie sprzyja jednak dziwna atmosfera w domu, horda tajemniczych psów, buszujących po okolicy, spotkania z dawnymi znajomymi z miasteczka, a nade wszystko czat na komputerze z... No właśnie, kto pisze do Dale'a dziwne ostrzeżenia? Chęć zmierzenia się z groźną przeszłością nieuchronnie ściąga na Dale'a nowe kłopoty...

To moje drugie spotkanie z Danem Simmonsem i niestety nie mogę go zaliczyć do zbyt udanych. Uwielbiam LETNIĄ NOC, ale tym razem daleko mi do entuzjazmu, z jakim wręcz połknęłam tamtą książkę. Szkoda, bo klimat w ZIMOWYM NAWIEDZENIU odmalowany jest całkiem zacnie: przedwczesna zima, śnieg, cisza, zagubienie głównego bohatera i osaczająca go wyczuwalna wrogość - wszystko to do mnie przemówiło.
 

Niestety, o ile zimy jest w tej powieści pod dostatkiem, o tyle nawiedzenia... co kot napłakał. Sama jestem zdziwiona, że to piszę, bo łatwo mnie przestraszyć, nawet coś jedynie sugerując. Dość daremnie czekałam tu na takie wrażenia i dopiero pod koniec coś w tej materii drgnęło. Nie bez przyczyny jednak najbardziej w tej książce widział mi się fragment z ucieczką przed skinheadami starym leśnym traktem, która to scena z paranormalem nie ma nic wspólnego - dostarcza za to mocnych wrażeń (przy okazji przekonałam się też, że warto mieć land cruisera ;D) I niech to będzie dowód na to, że przewijająca się przez fabułę banda skinów o, powiedzmy, mało przyjaznych zamiarach, wywołuje zdecydowanie silniejsze emocje, niż jakiekolwiek duchy grasujące po Elm Haven.

Ponarzekałam, czas więc na plusy - bo książka również je posiada. Oprócz bardzo dobrej atmosfery i zgrabnie oddanego realizmu przekonała mnie i zaciekawiła także kreacja osamotnionego i pogubionego
głównego bohatera, który stara się poukładać sobie życie od nowa. Muszę też sprawiedliwie przyznać, że mimo braku konkretnego straszonka i poczucia, że ta historia, jak to kontynuacja, jest po prostu trochę naciągana, i tak dobrze się tę powieść czytało. Nie porwała mnie, ale i nie nudziła, w czym zapewne zasługa znakomitego stylu autora. I chociaż nie zostanie mi w pamięci tak jak jej znakomita poprzedniczka, na pewno nie zniechęciła mnie do sięgnięcia po inne (i kolejne) powieści Dana Simmonsa.

"Kiedy ktoś redukuje swoje życie do serii nic nie znaczących obsesji, ostatnim etapem jest przekształcenie innych ludzi w obsesje."


Z I M O W E   N A W I E D Z E N I E
(A WINTER HUNTING)
DAN SIMMONS
PRZEKŁAD: MARIUSZ WARDA
WYDAWNICTWO ZYSK I S-KA
2019

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz