MIEDZIAKI

Colson Whitehead - to chwytliwe nazwisko od kilku lat rzuca mi się w oczy w księgarniach, nie miałam jednak jak dotąd okazji przeczytać żadnej z jego książek. Whitehead uchodzi za jednego z najwybitniejszych współczesnych pisarzy amerykańskich; za powieść KOLEJ PODZIEMNA nagrodzony został nawet Pulitzerem. MIEDZIAKI to jego najnowsza książka, dzięki której postanowiłam w końcu zapoznać się z tym panem i przekonać, w czym tkwi fenomen jego twórczości.
A teraz właściwie nie wiem, jak opisać wrażenia po tej lekturze. Mam takie uczucie, jakby zapadły się we mnie głęboko i nie mogę ich wydobyć; i że będę o tej powieści myśleć jeszcze długo po jej przeczytaniu. MIEDZIAKI to wstrząsająca historia o pewnym haniebnym procederze. I o niezłomnym poczuciu godności, ukrytym w niepozornym, kujonowatym z wyglądu chłopcu w okularach.

Akcja powieści toczy się w latach 60-tych, na Południu Stanów Zjednoczonych. Moje ulubione sweet sixties bynajmniej nie mają tu tak beztrosko różowego wizerunku, jaki wykreowała im popkultura. Czarnoskóry nastolatek Elwood Curtis, praktycznie porzucony przez rodziców i wychowywany od maleńkiego przez babcię, to grzeczny, uczynny chłopiec. Do tego wzorowy uczeń, który ma widoki na studia. Tymczasem przez zupełny przypadek zostaje niesłusznie  uznany za współwinnego kradzieży auta i zamknięty w poprawczaku, o którym mówi się po prostu Miedziak. Oficjalnie Miedziak śmie zwać się szumnie szkołą. Tak naprawdę w tym przybytku również kwitnie rasizm, a chłopcy od dziesiątek lat traktowani są wedle widzimisię kadry wychowawców i opiekunów. Są wykorzystywani, także seksualnie, bici, poniżani. A ci, którzy podpadną, nie dostosują się, sprzeciwią - znikają, użyźniając pobliskie dzikie poletko.

W takim bagnie ląduje delikatny Elwood ze swym głębokim poczuciem moralności oraz głową nabitą wzniosłymi, odważnymi słowami swego duchowego mentora - Martina Luthera Kinga. Chłopak postanawia cierpliwie przetrwać odsiadkę. Nawiązuje kilka bliższych znajomości, z godnością znosi też bolesne zapoznanie się z zasadami funkcjonowania w tym miejscu. Ale okrucieństwo w Miedziaku skłania go w końcu do ryzykownej próby wystąpienia przeciwko bezdusznemu systemowi.

Tę historię, opartą na faktach (Miedziak jak najbardziej miał swego autentycznego odpowiednika) czyta się z poczuciem bezbrzeżnej bezsilności. A w myślach nasuwa się bez końca pytanie: jak coś takiego w ogóle mogło istnieć? Dlaczego na to pozwalano? Gdzie była władza i prawo?

Whitehead sięga po tematy, które w historii Ameryki są wstydliwymi plamami na jej sumieniu. Rozlicza ją z najcięższych win, pokazując brudną prawdę o głęboko zakorzenionym rasizmie, ogromnej niesprawiedliwości, o bardzo wadliwym systemie społecznym. Wiele mnie w tej książce oburzyło. Organa prawa, które skazują niewinnych, nie robiąc absolutnie nic z istnym barbarzyństwem wyrządzanym przez innych. Pozbawianie ludzi tego, co najcenniejsze - godności osobistej. Wyjątkowo szokujące było też to, że główni bohaterowie to tylko dzieci, nie tylko głęboko świadome okrucieństwa swego losu, ale wręcz z nim zżyte, przywykłe do niego, przyjmujące go z pełną rezygnacji konstatacją, że to coś, czego zmienić się i tak nie da. Jakby nie miało ich spotkać już nic dobrego. Ten brak nadziei jest porażający. Co ciekawe, proza Whiteheada nie epatuje emocjami, ma stonowany, wyważony charakter, pozwala samemu ustosunkować się do tego, o czym się czyta. Efekt jest taki, że uderza tym mocniej.

Ta dramatyczna historia to upamiętnienie chłopców, którzy przeszli przez Miedziaka, opuszczając go (często z traumą na resztę życia) lub nie mając, niestety, tyle szczęścia. Whitehead dał głos sprawie, która nie powinna zostać zapomniana, za którą odpowiedzialne są nie tylko jednostki, ale i wadliwe prawo, społeczeństwo, rząd. Przerażające, jak niewiele znaczy ludzkie życie w świecie pełnym korupcji i przemocy.


M I E D Z I A K I
(NICKEL BOYS)
COLSON WHITEHEAD
PRZEKŁAD: ROBERT SUDÓŁ
WYDAWNICTWO ALBATROS
2019

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Albatros.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz