SŁODKIE ZWYCIĘSTWO


Od jakiegoś czasu w romansach aż roi się od kipiących testosteronem sportowców. A to footballiści, a to koszykarze, to znów hokeiści... Wszyscy mają dziewczyn na pęczki, a potem zawsze okazuje się, że tak naprawdę interesuje ich zaledwie jedna z nich ;) I tylko jakoś baseballistów było w tym wszystkim jak na lekarstwo - ale J. Sterling naprawiła ten błąd, tworząc serię, w której mowa jest o ukochanym sporcie Amerykanów, oraz postać Jacka Cartera, zdolnego chłopaka drużyny uniwersyteckiej, który zostaje jednym z najlepszych graczy w Stanach.

Jeśli czytaliście wcześniejsze tomy THE PERFECT GAME, to zdążyliście pewnie Jacka polubić - lub wręcz przeciwnie. Jeśli z kolei zaglądacie na mojego bloga, to mogliście dowiedzieć się z recenzji, że z zachwytu nad dwiema wcześniejszymi książkami raczej nie piałam. Po drugim tomie serii, który wydawał mi się zwyczajnie niepotrzebny, nie sądziłam, że jeszcze się kiedyś z Jackiem spotkam. A jednak! Kiedy na portalu Czytam Pierwszy pojawiła się część trzecia, uznałam, że chcę poznać zakończenie tej historii i skusiłam się. I nie żałuję, bo książka okazała się naprawdę niezła.


Trzeci tom THE PERFECT GAME to oczywiście dalszy ciąg losów Jacka i wybranki jego serca, Cassie, którzy w końcu biorą ślub i rozpoczynają nowy, wspólny etap w swoim życiu. Ich związek przetrwał już niejedną trudną chwilę, i tym razem również zostaje wystawiony na pewną próbę. Zarówno prywatnie, jak i zawodowo wiedzie się im bardzo dobrze: Cassie ma wymarzoną pracę w renomowanym czasopiśmie, a Jack nadal gra w nowojorskich Metsach. Mają piękny apartament z bajecznym widokiem na miasto, a przed sobą świetlaną przyszłość. Jednak jeden przypadek sprawia, że wszystko się zmienia. Jack doznaje poważnej kontuzji dłoni, na skutek czego ląduje na przymusowym zwolnieniu. Rozdrażniony bezczynnością, zaczyna prowokować kłótnie z żoną. A cierpliwość Cassie ma swoje granice.

W tym tomie bohaterowie są już dojrzalsi, i nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że i styl autorki jakby dojrzał, nabrał szlifu i lekkości, dzięki czemu książkę czytało się dużo lepiej, niż poprzedniczki. Klarowniejsza i bardziej poukładana wydaje się też fabuła. Nie ma tu niespodziewanych i bezsensownych zwrotów akcji, jakie zdarzały się wcześniej, i które mogły przyprawić o istny ból głowy. Wszystko jest, co prawda, do przewidzenia - ale w jakiej książce tego typu bywa inaczej?

Trzecie spotkanie z Jackiem i Cassie to już niemal jak wizyta u starych znajomych. Wcześniej potrafili mnie tak zirytować, że nie byłam nawet pewna, czy ich polubiłam. Tym razem jednak nabrali wyrazistości, a ich oparty na partnerstwie związek - ciepła i piękna. Sporo w życiu osiągnęli, sporo zrozumieli. Powoli zaczynają się zmieniać ich życiowe priorytety. Do Jacka dociera, że jego ukochany baseball to nie tylko gra, której oddał serce, ale także bezpardonowy biznes, gdzie liczą się najlepsi. Kontuzja uświadamia mu, że mimo swojego niewątpliwego talentu, nie jest niezastąpiony - w kolejce, by zająć jego miejsce w drużynie, czeka już kilku innych. Ta sytuacja budzi w nim frustrację i rozgoryczenie, ale też skłania do przemyśleń. Może lepiej odejść w momencie, kiedy jeszcze jest czas, by zacząć korzystać z życia? Również Cassie staje w pewnym momencie przed wyborem, czy jej kariera zawodowa jest dla niej ważniejsza od rodziny.

A w tym tomie w kwestii rodziny dużo się dzieje! łącznie z narodzinami kolejnego pokolenia Carterów - to najsłodsza część tej książki. Co ciekawe, autorka zastosowała także ciekawy zabieg w epilogu, przesuwając akcję o kilkanaście (!) lat do przodu, dzięki czemu mamy jedyną w swoim rodzaju okazję ujrzeć rodzinę Carterów oczyma potencjalnego nowego bohatera - Chance'a.

Pośród postaci drugoplanowych pojawiają się w książce znani już z poprzednich części Dean i Melissa oraz Trina i Matteo. Są też dziadkowie Carterów, wnoszący do tej historii atmosferę rodzinnego ciepełka. Dean, który jest bodaj moją ulubioną postacią z całej serii (i który powinien być bohaterem drugiego tomu!) nadal nie może ułożyć sobie życia z kapryśną Melissą. Tu może pomóc tylko sprawdzone i dobre na wszystko tzw. babciowanie ;) W perypetiach bohaterów jest miejsce na humor, ale i na sensowną refleksję, co jest kolejnym zdecydowanym plusem tej książki.

Moja przygoda z THE PERFECT GAME dobiegła końca. Początki były słabe, potem było jeszcze gorzej. Jednak SŁODKIE ZWYCIĘSTWO okazało się... zwycięskie. To moim zdaniem najlepsza fabularnie i najlepiej, najdojrzalej napisana część z całej serii, co do której podejrzewam, że skradnie niejedno czytelnicze serce. I chociaż sama raczej nie zaliczam się do fanek tej serii, cieszę się, że mogłam tę książkę przeczytać i przekonać się, czy Carterowie ostatecznie wyszli na prostą.

"Jack był muszlą, wyrzucaną na brzeg oceanu to tu, to tam przez przypływy i odpływy czegoś znacznie potężniejszego od niego. A ja byłam piaskiem, oblepiającym go ze wszystkich stron, łagodzącym jego upadki."

S Ł O D K I E   Z W Y C I Ę S T W O
(THE SWEETEST GAME)
CYKL: THE PERFECT GAME # 3
J. STERLING
PRZEKŁAD: MONIKA WIŚNIEWSKA
WYDAWNICTWO SQN
2018

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu SQN oraz portalowi Czytam Pierwszy.

2 komentarze:

  1. Jestem pełna podziwu dla Twojej determinacji, że po dwóch słabych tomach sięgnęłaś po trzeci :) Jak widać - opłacało się.
    Czasem tak bywa, że początki mocno średnie, a później okazuje się, że to świetna książka :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama podziwiam tę determinację XD Chyba ciekawość wzięła górę XD

      Usuń