KTOŚ NA GÓRZE MNIE NIENAWIDZI




Po lekturze powieści Hollis Seamon nie mogę oprzeć się wrażeniu, że gdyby Oskar z książki "Oskar i Pani Róża" żył parę lat dłużej, pewnie byłby kimś na podobieństwo Richie'go Casey'a, bohatera KTOŚ NA GÓRZE MNIE NIENAWIDZI.
Richie ma niespełna 18 lat, za sobą pół życia spędzonego w szpitalach, kilka operacji, chemie, naświetlenia. Stracił już włosy, większość masy mięśniowej, kilka organów, słabnie mu wzrok. Ale wciąż ma jeszcze poczucie humoru. Nadal też jest facetem z typowo chłopackimi fantazjami i jak każdy inny chłopak, pragnie doświadczyć wszystkiego tego, do czego dążyłby, gdyby był zdrów. W hospicjum poznaje inną pacjentkę, nieco młodszą od siebie Sylvie, razem z którą dostarczają personelowi oddziału nie lada kłopotów. I nie kończy się na łamaniu zakazów i psoceniu. Zauroczeni sobą, a może i zakochani, mają znacznie poważniejszy plan - chcą wyprzedzić stojącą już za progiem kostuchę i wzajemnie się rozdziewiczyć. Znajdują nawet w tych zamiarach kilku sprzymierzeńców, ale nie brak i przeszkód, z których największą jest ojciec Sylvie, pilnujący jej jak Cerber. Determinacja nastolatków okazuje się jednak silniejsza - choć obojgu przyjdzie za to drogo zapłacić...

Ta nietypowa historia, która toczy się w większości w szpitalu, ukazuje, że nawet w umieralni, jaką w naszym wyobrażeniu jest hospicjum, toczy się życie, i to czasem bardzo burzliwe, zawiązują się przyjaźnie i miłości. Fabuła obejmuje niewiele ponad tydzień, ale jest to tydzień w życiu bohatera niezwykle bogaty w wydarzenia, łącznie z szaloną imprezą halloweenową i pierwszym seksem.

Richie to bohater, który od początku budzi mnóstwo ciepłych uczuć. Poznajemy go bardzo dobrze dzięki swobodnej, prowadzonej na luzie narracji, kiedy opowiada nam o kolejnych wydarzeniach. To wspaniały, dzielny chłopak, który przez pryzmat swej choroby zupełnie inaczej odbiera życie i istotne w nim kwestie. Co uderzyło mnie najbardziej w jego postaci, to brak zgorzknienia. Nie można powiedzieć, by żył nadzieją, jest na to zbyt inteligentny; ale nie ma w sobie tej goryczy, jaka towarzyszy zwykle kompletnemu zwątpieniu. Od czasu do czasu daje upust pewnym pretensjom do Kogoś Na Górze, że tak go urządził, ale robi to raczej na wesoło; nieodparcie śmieszy także sposób, w jaki uparcie opędza się od duchownego. Wzrusza też troską o swych skłóconych ze sobą bliskich, obmyślając jak wykorzystać swoją chorobę, by ich ze sobą pogodzić.

Tę powieść zainspirowało samo życie. Autorka spędziła w szpitalach mnóstwo czasu, opiekując się swym chorym synem. To właśnie lata obserwacji zmagających się z chorobą dzieci, szczególnie nastolatków, zaowocowały historią Richie'go. Były to też na pewno lata osobistych, bolesnych doświadczeń autorki, które niewątpliwie znalazły odwzorowanie w jej książce. I właśnie wątek zrozpaczonych rodziców Richie'go i Sylvie wnosi do tej historii najwyraźniejszą nutę dramatu. Ukazuje, jak bardzo są wycieńczeni i że kompletnie nie radzą sobie z sytuacją, która już dawno ich przerosła. Na tym etapie to ich chore dzieci niosą im pociechę, a nie odwrotnie.

Ta historia chwyta mocno za serce i pozwala nabrać zdrowego (o, ironio) dystansu do własnych problemów. Pozwala oswoić się z trudnym tematem. Niczego nie upiększa - choroba jest straszna, potrafi wycieńczyć fizycznie i psychicznie, ale w tym przypadku ma godnego przeciwnika - nieposkromiony apetyt głównych bohaterów na życie. Życie, w którym liczy się dosłownie każdy dzień. O czym, będąc zdrowym, po prostu się kompletnie nie myśli. Czyż nie?


K T O Ś   N A   G Ó R Z E   M N I E   N I E N A W I D Z I
(SOMEBODY UP THERE HATES YOU)
HOLLIS SEAMON
PRZEKŁAD: MARTA BOGACKA
WYDAWNICTWO LINIA
2017

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Linia oraz @bialaplama.pl

  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz